piątek, 28 czerwca 2013

Strach ma wielkie kły - Rozdział 9




Beta - witness. 
Zapraszam was również na konkurs organizowany przez Maknae Star :3 -> LINK
________________________________________________________________

Key śpiewał pod nosem, kręcąc się w rytm piosenki lecącej mu w słuchawkach. Zamiatał przy tym zaplecze z nieschodzącym z twarzy uśmiechem. Pomimo że od kilku dni nie widział Jonghyuna, nie ujmowało mu to w nastroju. Tłumaczył sobie wszystko w bardzo prosty sposób: Jong był pisarzem, gonił go termin, więc musiał się skupić, odizolować i poświecić czas jedynie pracy. A kiedy tylko wróci wtedy… wtedy może coś ruszy? Przynajmniej taką nadzieję miał Kibum. Był gotów mu oddać się cały. Oszalał na jego punkcie, pomimo że nie przyznałby się do tego nikomu. Nawet samemu trudno było mu się z tym pogodzić.

Z zadumy wyrwała go cisza w słuchawkach, kiedy telefon zakończył swoją egzystencję. Westchnął cicho, odłączając kabel i wciskając go następnie do kieszeni. Rozejrzał się po idealnie wysprzątanym pomieszczeniu. Jednak czy mogłoby być inaczej skoro spędził na sprzątaniu dwie godziny? Wszystko przez to, że właścicielka źle się poczuła i LuHan musiał jechać z nią do szpitala w drugim mieście. Kibum nie miał więc innego wyjścia i musiał zamknąć wcześniej bar, bo już o piętnastej. Nie chcąc jednak jeszcze wracać do domu, zajął się inwentaryzacją i kurzami na zapleczu.

Kiedy jednak spojrzał za okno, przeraził się ciemnością panującą na zewnątrz. Myślał, że zajęło mu to maksymalnie dwie godziny, podczas gdy była już prawie dwudziesta druga, a tym samym skazywał się na wracanie do domu po ciemku i przez las. Plotki o kolejnych atakach niedźwiedzi nie cichły. Coraz bardziej przerażony wizją powrotu rozważał nawet, aby przespać się na kanapie w knajpie. Pomysł jednak wydał mu się zbyt bezsensowny, żeby mógł go wcielić w życie. Dlatego też nie mając innego wyjścia, postanowił zabrać swoje rzeczy i wrócić do domu. 


*** 


Kibum mijał kolejne domy, w co poniektórych nadal paliły się światła. I pomimo iż mieszkańcy nadal nie spali, to nikt nie odważył się wyjść na ulicę o tej godzinie w zaistniałych okolicznościach. Nikt poza Kibumem, który szedł z duszą na ramieniu, reagując przyśpieszeniem tętna na każdy szmer za sobą. Wmawiał sobie przy tym cały czas, że nie ma czego się bać. W końcu jakie jest prawdopodobieństwo, że to właśnie jego zaatakuje? Nieco większe niż wygranie w loterii. Jednak pomimo tak niskich szans na spotkanie z niedźwiedziem i tak był zestresowany.

Kiedy doszedł do okolic lasu tuż przy domu, rozejrzał się dookoła. Nigdzie nie było nawet śladu żywej duszy. Blondyn zacisnął dłoń na ramieniu torby, biorąc kilka głębszych wdechów, nim postawił krok w lesie. O dziwo nic nie wyskoczyło nagle z lasu, niebo nie zachmurzyło się i nie lunął deszcz w komplecie z błyskawicami, a księżyc nie spadł mu na głowę.

- Jest dobrze – powtarzał niczym mantrę pod nosem, pokonując kolejne metry. Przyśpieszył w momencie, kiedy spomiędzy drzew i krzewów przebijał widok mieszkania. Uśmiechnął się z ulgą, czując jak cały stres opuszcza jego ciało. Poczuł się lekki, czuł się jakby się unosił. Skocznym krokiem mógłby przejść resztę drogi, jednak nagle został sprowadzony brutalnie na ziemię, przez głośne warczenie po swojej prawej stronie. 

Wydawało mu się, że wszystko dzieje się niczym w zwolnionym tempie. Nie odwracając się nawet w stronę zwierzęcia, rzucił się biegiem w lewą stronę, chcąc uciec jak najdalej. Mimo siły jaką wkładał w bieg, nie czuł się bezpieczny. Niemal czuł na swojej skórze odór oddechu bestii. 

Kibum odwrócił się za siebie, chcąc oszacować, ile czasu mu zostało nim niedźwiedź zatopi w nim swoje kły, a ciało rozszarpie na malutkie kawałeczki masywnymi łapami. Za sobą nie zobaczył jednak nic. Zupełna pustka. Wytężył wszelkie zmysły, próbując usłyszeć chociażby dźwięk skrzypienia śniegu pod masywnym cielskiem zwierzęcia. Z szybko bijącym sercem rozejrzał się we wszystkie cztery strony świata. Nagle tuż przed nim wyrósł stwór z koszmarów. Bestia rzuciła się w jego stronę, a Kibum czuł, jak jego ciało jest sztywne, a nogi pomimo usilnych starań blondyna, nie ruszyły nawet o milimetr. Key z przerażeniem wpatrywał się w czerwone ślepia na czole łba stworzenia. 

Bestia skoczyła, kiedy znajdowała się trzy metry od chłopaka. Otworzyła szeroko pysk, ukazując rząd ostrych zębów. Kibum zacisnął mocno powieki, modląc się o szybką i bezbolesną śmierć. Nie poczuł jednak kłów zaciskających się na jego ciele, a zamiast tego usłyszał głuchy trzask i skomlenie. Uchylił powieki, z poczuciem ulgi i strachu wpatrując się w profil mężczyzny przed nim.  Bestia ponownie uniosła się z ziemi, tym razem biorąc sobie za cel bruneta. Kibum chciał krzyknął, aby uciekał, w końcu nie ma z nim szans. Jeden raz mógł ją ogłuszyć, kiedy to coś się tego nie spodziewało, jednak przy tak bezpośrednim ataku mężczyzna nie miał szans. Mimo chęci, nie był w stanie nic z siebie wydusić. Z narastającym lękiem wpatrywał się w scenę rozgrywającą się przed nim. Przycisnął dłonie do piersi, w geście modlitwy, splatając ze sobą palce. 

Brunet przeniósł na niego wzrok dosłownie na ułamek sekundy, podczas którego Key był w stanie zaobserwować nienaturalny, żółty kolor tęczówek Jonghyuna. Nie było mu jednak dane nad tym dłużej rozmyślać, bo w kolejnej sekundzie potwór był już przy mężczyźnie. A ten ku zdziwieniu Kibuma, złapał za pysk bestii, rzucając nią o pobliską skałę z taką siła, że masywne cielsko wygięło się w pół, a kości przebiły mięśnie nieokryte skórą. 

Key czuł jak robi mu się słabo, a kolana uginają się pod własnym ciężarem. Zamiast jednak runąć w miękki śnieg, poczuł silne ramiona oplatające go w pasie. Blondyn spojrzał w górę na twarz Jonghyuna, który znalazł się przy nim w jednej chwili. Brunet uśmiechnął się do niego czule, głaszcząc po poliku. Kibum, jednak pomimo tego czułego gestu, czuł jedynie strach. Bał się tego, czego nie rozumiał, a w tym momencie było wiele takich rzeczy, łącznie z samym Jongiem, który wywoływał u niego niepokój. Starszy mężczyzna nachylił się nad chłopakiem, szepcząc mu do ucha „bonum nocte, praedam meum”[ dobranoc, moja zdobyczy ]. Key na te słowa poczuł, jak jego ciało staje się bezwładne, a powieki ciężkie.
- Nie… - wyszeptał na granicy świadomości, nim całkowicie opadł z sił, zasypiając.  Jonghyun głaskał go jeszcze chwilę po poliku, nim podrzucił bezwładnym ciałem blondyna, przerzucając je sobie przez ramię. Spojrzał jeszcze z obrzydzeniem na bestie, upominając samego siebie, aby pamiętać, żeby zabrać ją do domu wilkołaków. Przyjrzał się jeszcze okolicy, chcąc zapamiętać gdzie zostawia ciało. 

Dwa razy spojrzał w prawo. Wydawało mu się, że widzi cień poruszający się miedzy drzewami. Kiedy jednak ruch się nie ponowił, Jonghyun zwalił wszystko na przewidzenie, ruszając w drogę powrotną do domu. 


*** 


Brunet mieszał smętnie małą łyżeczką w filiżance kawy. Patrzył przy tym cały czas na koliste ruchy wody. Ciężkie westchnienie Jonghyuna przerwało cisze panującą w domu. Gospodarz złapał za ucho filiżanki, wypijając wszystko jednym duszkiem, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie. Nigdy nie przepadał za kawą, nawet nie musiał jej pić. Jednak ten gorzki smak, który wstrząsał za każdym razem jego ciałem w dziwny sposób koił jego nerwy, a w tym momencie był wyjątkowo niespokojny. Pomimo że uśpił Kibuma i zmodyfikował jego pamięć, to i tak martwił się o jego stan. Nie chciał naruszać jego prywatności, dlatego nie sprawdzał, czy nie ma jakichś złamań lub ran. 

- Jong… - Tuż przy drzwiach do kuchni usłyszał cichy szept. Odwrócił się w stronę jego właściciela z czułym uśmiechem malującym się na twarzy. Brunet zsunął się ze stołka i ruszył w stronę chłopaka. Ten jednak cofał się za każdym razem o tyle samo, o ile przybliżył się mężczyzna. Jonghyun zaniepokojony jego zachowaniem stanął w miejscu, patrząc w rozszerzone tęczówki Kibuma, w których krył się strach i niezrozumienie. – Wytłumacz mi to – wyszeptał drżącym głosem, łapiąc za dół koszulki i miętosząc ją w dłoni.

Chciał to wszystko zrozumieć. Jak przez mgłę pamiętał wydarzenia poprzedniego wieczoru. To, co najbardziej utkwiło mu w pamięci, to żółte tęczówki Jonghyuna, pomimo iż widział je tylko przez ułamek sekundy. Kolejne, co pamiętał, to bestia, którą widział w swoich koszmarach i na sam koniec nienaturalna siła Jonga.

- Usiądź – poprosił Jonghyun, z ciężkim westchnieniem siadając przy stole i stawiając naprzeciw siebie krzesło. Kibum mimo to stał nadal w miejscu, a gospodarz doskonale mógł wyczuć jego strach. – Spokojnie, nie zrobię ci krzywdy – dodał, jednak blondyn nie ruszył się nawet o milimetr. Brunet pomasował skronie i nie mając innego wyjścia, w mgnieniu oka pojawił się przy Kibumie. Chłopak krzyknął głośno, jednak mężczyzna szybko zatkał mu usta, patrząc czujnie w kocie oczy. Chwilę tak stali. Key przyparty do ściany przez masywne ciało bruneta, a Jonghyun z dłonią na ustach chłopaka. W końcu z wahaniem odsunął rękę, a Key ku jego zdziwieniu nawet nie pisnął.

- Czym ty jesteś? – zapytał cicho ochrypłym głosem blondyn, z lekiem patrząc w ciemne tęczówki mężczyzny. - Nie jesteś człowiekiem, prawda? – zadał kolejne pytanie, kiedy na poprzednie nie uzyskał odpowiedzi. Jonghyun pokręcił głową, unosząc swoją górną wargę, tylko po to, aby ukazać mu swoje długie kły. Kibum spiął się, wciskając mocniej w ścianę. Jong, widząc to, odsunął się nieznacznie, mimo to nie pozwalając mu odejść od ściany.

- Miałeś zapomnieć. Zrobiłem wszystko jak powinienem, więc czemu ty pamiętasz? – zadał pytanie skierowane bardziej w przestrzeń niż do samego rozmówcy. Key patrzył cały czas w oczy gospodarza, które były skierowane na niego, a w nich można było doszukać się zaskoczenia, zaintrygowania, bólu i czułości.

- Nie wiem – odparł blondyn, chcąc przerwać ciszę i wyrwać Jonghyuna z zadumy.

- To logiczne, że nie wiesz – przytaknął mu mężczyzna, wyciągając dłoń, aby go dotknąć. Key uciekał jednak przed jego dotykiem. – Boisz się mnie? – zapytał, a w jego głosie można było usłyszeć smutek. Kibum zaprzeczył od razu, kręcąc energicznie głową. Czuł strach, jednak nie chciał robić przykrości brunetowi.

- Po prostu, nie rozumiem nic z tego – mruknął, odwracając wzrok. Ujął dłoń Jonghyuna, kładąc ją na swoim poliku. Jong uśmiechnął się do niego niemrawo, widząc nadal strach w jego oczach. Jednak nie mógł się mu dziwić. Nagle cały jego światopogląd legł w gruzach i okazało się, że coś, co uważał jedynie za wymysły do straszenia dzieci i dla reżyserów okazało się prawdą.

- Zaufaj mi, nie chcę twojej krzywdy. – Wampir odsunął się od chłopaka, chcąc oddać mu jego przestrzeń osobistą i przekonać tym samym, że nie stanowi dla niego zagrożenia. – Chodź, zabiorę cię gdzieś. – Brunet podał mu swoją kurtkę, samemu idąc w stronę wyjścia z domu. Dzisiejsze wydarzenia tylko utwierdziły go w przekonaniu, że w głowie Kibuma jest „coś”, co sprawia, że jest wyjątkowy. Jednak aby to ustalić potrzebuje pomocy. 


*** 


- Czemu tutaj przyszliśmy? – zapytał Kibum, otulając się kurtką, która pachniała Jonghyunem, a tym samym jej zapach koił zszargane nerwy. Brunet przystawił palec do ust, nakazując mu milczeć. Key wywrócił oczami, co uszczęśliwiło wampira, który był przekonany, że chociaż cześć dawnego Kibuma już wróciła. Nie chcąc jednak przedłużać, zapukał trzy razy do drzwi. Kiedy nie usłyszał odzewu, zapukał ponownie, tym razem o wiele mocniej. Po chwili mógł dosłyszeć huk i przekleństwa.

- Czego ty znowu chcesz, wstrętna pijawko? – głos stawał się coraz donioślejszy. – Masz tupet, aby zawracać nam głowę z samego rana – warknął rozjuszony chłopak, z rozmachem otwierając drzwi, by nabluźnić na Jonghyuna. – Kurwa – wyszeptał pod nosem, widząc Kibuma przy boku bruneta. Jego przyjaciel był ostatnią osobą, jakiej się tutaj spodziewał. Zresztą podobnie myślał Key, w końcu znajdowali się pod domem Minho, a zastają Taemina, w bokserkach i za dużej koszulce, która zapewne należy do Choi. Rudzielec spojrzał z chęcią mordu na wampira, przenosząc następnie wzrok na Kibuma. Powinien był go wyczuć, jednak zapach wampira przebijał i tłumił wszystkie inne. – To nie tak, jak myślisz… - wyszeptał, patrząc cielęco na blondyna. Mimo swoich słów, nie wiedział jak może to wytłumaczyć. Jonghyun prychnął cicho, zaplatając dłonie na piersi.

- Daruj sobie. – Brunet popchnął rudzielca, wpraszając się do środka. – Musimy porozmawiać. Cała nasza czwórka – dodał, widząc Minho wychodzącego z sypialni. Szatyn wyglądał jakby chciał uciec, kiedy tylko ujrzał Kibuma w swoim holu. Taemin spojrzał spanikowany na Choi, co nieco otrzeźwiło starszego wilkołaka. Podszedł pewniej do gości, gestem ręki wskazując im salon. Key poczłapał grzecznie za Jonghyunem, który poruszał się po domu Minho niczym po własnym.

- Chciałeś mu powiedzieć, więc masz teraz okazję – mruknął kwaśno Choi, kiedy podszedł do kochanka. Rudzielec westchnął cicho, patrząc butnie w podłogę.

- Uważaj czego sobie życzysz, co nie? – Taemin parsknął pod nosem na własne słowa. Dwójka wilkołaków idąc do salonu, wyglądała niczym nieszczęśnicy szykujący się na ścięcie. 
________________________________________________________________

Ech, już 9 rozdział... jak to szybko schodzi ._. 
Mam dobrą wiadomość, wpadłam na pomysł jak zapchać dziurę w fabule. ;3 Tak wiec nie szykuje się na razie jakaś dłuższa przerwa, jednak mimo tego i faktu, ze są wakacje rozdziały nie będa pojawiać się częściej. Tak jak zawsze w piątki. To chyba na tyle z informacji a teraz odpowiem na komentarze : 

Datenshi189: Mama nadzieję, że tyle Jonghyuna w tym rozdziale Cię usatysfakcjonuje :D A Lu nie jest w sumie dla Jonghyuna żadną konkurencją. W końcu jak można nie wybrać tak boskiego ciała, jak to sama ujęłaś xD   Oczywiście postaram się wytłumaczyć wszystko w jasny i klarowny sposób~

i_want_youu - Skąd je wzięłam? Wujek google i dużo dziwnych tagów xD Cieszę się, że wywołał on w tobie az takie emocje o.o 

Maknae Star - Masz dobra intuicję , ale nie powiem Ci względem czego. Jednak w jednym masz rację xD I tak jak wyżej napisałam, dużo dziwnych rzeczy oglądam w internecie ;c I moja droga, nie musisz mi dziękowac, dla mnie pomoc tobie to czysta przyjemność >D 

witness. - Wow, serio? Haha, cieszy mnie to, naprawdę xD Ale teraz obawiam się, że będzie wychodziło gorzej, chyba za wysoko sobie ustawiłam poprzeczkę xD Jednak niezmiernie mnie cieszy, ze jesteś zadowolona :3 

Natasza Piluch - A dziękuję, dziękuję ;3 Ciesze się, że sie podobało i trochę przeraziło? xD Mam nadzieję, że ten rozdział tez się będzie podobał ^^

To chyba na tyle, dziękuję za przeczytanie tego rozdziału ;3 
Wszelkie zaległości, jeśli mi takowe zostały, nadrobię w weekend ;< 
Tak więc do następnego tygodnia~! <3 


(taki tam akcencik na zakończenie roku szkolnego xD )

piątek, 21 czerwca 2013

Strach ma wielkie kły - Rozdział 8



Beta - witness.
Zapraszam was również na konkurs organizowany przez Maknae Star :3 -> Link
Uwaga! Słowa pogrubione i pisane kursywą są odnośnikami do zdjęć. 
__________________________________________________________

Taemin zamruczał niczym kocur, przeciągając się z cichym pomrukiem. Jednak kiedy chłodne powietrze dotarło do jego odsłoniętych ramion, z powrotem zakopał się w pościeli, która pachniała Minho. Rudzielec przekręcił się na brzuch, odczuwając nadal pieczenie między pośladkami po ostatniej nocy. Chłopak wyciągnął dłoń, chcąc dotknąć kochanka. Kiedy jednak nie odnalazł go obok, uchylił niechętnie powieki. Uniósł głowę, chcąc się za nim rozejrzeć, gdyż wyczuwał, że Choi jest w pomieszczeniu.

- Minho? – zapytał Taemin, widząc szatyna przy szafie. Wstał nieco chwiejnie z materaca, sięgając po pierwsze lepsze bokserki i koszulkę z podłogi. – Co ty robisz? – dopytał, widząc jak Choi wrzuca ich ubrania do walizki, co zaniepokoiło drobnego chłopaka.

Szatyn był jednak głuchy na jego pytania, dalej zajmując się opróżnianiem półek. Dopiero drobna dłoń na jego ramieniu nieco go otrzeźwiła.

- Musimy wyjechać – odparł szybko, wyrywając się z uścisku młodszego wilka.

- Nie rozumiem… - mruknął rudy chłopak, będąc nadal w szoku. – Czemu? – pisnął cicho, nie chcąc wyjeżdżać. Przyzwyczaił się do tego miejsca i do ludzi. Nie wiedział, co mogło spowodować taką reakcję u Minho. W sumie wiedział… inny wilkołak, ale przecież nikt o nich nie miał pojęcia, dlatego też nie mógł tego zrozumieć.

- Tutaj dzieje się coś dziwnego. Nie mogę cię narażać – zapierał się dalej Minho, który z samego rana poszedł z psami na spacer, wtedy też odnalazł kolejne zwłoki, a ślady w śniegu nie przypominały żadnych odcisków łap znanego mu zwierzęcia.

- Jeśli dzieje się coś dziwnego, to nie powinniśmy zostawiać tych ludzi… i Kibuma. – Taemin dotknął ramienia kochanka, który na jego słowa zatrzymał się w połowie wykonywanej czynności. – Proszę, zostańmy.

***

Księżyc o krwistym zabarwieniu wisiał nisko nad ziemią, rzucając światło na las pod sobą. Drobny blondyn rozglądał się zagubiony dookoła. Czuł strach, ale również nostalgię na widok czerwonego obiektu zakrytego pojedynczymi, samotnymi chmurami. Wtem do jego uszu dotarł histeryczny szloch dziecka. Odwrócił się do epicentrum hałasu, które znajdowało się gdzieś za jego plecami. Blondyn zamarł w przerażeniu, kiedy zamiast drzew, które były tam przed chwilą, znajdowała się polana. Jednak to nie nagły brak flory go przeraził lecz widok jaki się przed nim roztaczał.

Nie wiedział, czy to czerwony księżyc rzucał swoją poświatę na ziemię, czy też podłoże zabarwiło się na szkarłat od krwi. Jednak niezależnie od powodu, widok ten wywoływał u niego nieprzyjemne ciarki obrzydzenia, chociaż nie tak wielkie jak ciała kruków leżące dookoła. Kiedy Kibum unosił wzrok wyżej, najpierw rzuciły mu się w oczy masywne łapy bestii. Były ich dziesiątki. Nie był nawet w stanie zliczyć. Wszystkie ohydne i nienaturalne. Jelenie z kłami tygrysa, centauro-podobne stwory bez skóry czy niedźwiedzie z rogami. Całe to zbiorowisko było wylęgarnią hybryd i potworów.

Ponad nimi latały kruki, a skoczniejsze z bestii, łapały ptaki w locie, zaciskając masywne szczęki na ich kruchych ciałach. Makabryzmu owej scenie dodawały krzyki i szlochy, które łącząc się ze sobą dawały efekt hymnu dla śmierci.

Jeden z kruków, który konał w pysku potwora, przeniósł na Kibuma spojrzenie swoich paciorkowatych oczu. Uchylił dziób, z którego wydobył się dźwięk mrożący krew w żyłach blondyna.

- Kibum, pomóż mi – wyszeptał cicho kruk, głosem Taemina.
W oczach Key pojawiły się łzy. W jednej chwili zaczął rozpoznawać kolejne, znajome głosy. Słyszał Minho, właścicielkę baru, znajomego ze sklepu spożywczego, staruszkę z rogu piątej ulicy, wszystkich mieszkańców miasteczka.

Kibum zakrył usta dłonią, aby nie zacząć krzyczeć. Rozglądał się spanikowany dookoła, szukając ratunku. Ten jednak nie nadchodził, a kolejne kawałki skrzydeł, łbów czy kończyn ptaków lądowały na ziemi. Blondyn cofnął się o krok, chcąc uciec. Jego plan zniweczyła gałąź, która pękła pod ciężarem masywnych butów. Wszystkie bestie przeniosły swój bystry wzrok na chłopaka. Nie wykonały jednak żadnego ruchu, wpatrując się jedynie ciemnym ślepiami w postać blondyna. Wtem spomiędzy nich wyłoniło się niewielkie, niskie stworzenie, wyglądem przypominające człowieka. Było jednak zgarbione, twarz jego była nienaturalnie wyciągnięta, przywodziła na myśl psi pysk. Ciało miało nieproporcjonalne i owłosione na grzbiecie.

Stworzenie podeszło na czworaka do Kibuma, a blondyn czuł jakby za nim wyrosła niewidzialna ściana nie pozwalająca mu uciec czy nawet cofnąć się o krok. Kobieta zatrzymała się krok przed nim. Z początku przyglądała mu się z zaciekawieniem, przechylając przy tym głowę na jeden bok. Jej twarz przyozdobił szeroki uśmiech, który ukazał szereg ostrych kłów. Otworzyła usta, chcąc przemówić. Z początku wydawała z siebie charczenie, przywodzące na myśl odgłosy duszenia się. Zaraz jednak z gardła wydobył się słowa:

- Przybyłeś, pro…

***

Key zerwał się do siadu, drżącą dłonią wycierając łzy, które zebrały się w kącikach jego oczu. Z wdzięcznością spojrzał na budzik. Pierwszy raz w życiu cieszył się na jego dźwięk. Blondyn potarł czoło, które było całe mokre, zresztą jak on cały. Niechętnie powlókł się do łazienki, aby wziąć orzeźwiający prysznic i spłukać z siebie koszmar minionej nocy. Odświeżony poszedł zrobić sobie kawę i kanapki. Z pokerową miną spojrzał do szuflady, która straszyła pustakami. Zresztą tak samo, jak lodówka. Przez ostatnie wydarzenia był tak zakręcony, że zapomniał w weekend zrobić zakupy po powrocie od Jonghyuna.

Kibum był tak zdesperowany, że miał zamiar wychodzić już teraz, natychmiast i stać do siódmej trzydzieści pod drzwiami sklepu, byleby kupić kawę i sucharki. Nim jednak zdążył nawet ruszyć się z kuchni, ktoś zaczął dobijać się do drzwi. Key spojrzał zaskoczony na zegar, który wskazywał niewdzięczną godzinę szóstą czterdzieści dziewięć. Z dużą dozą ostrożności podszedł do drzwi, nim jednak je uchylił założył specjalny łańcuch, zerkając przez szparę. Po drugiej stronie stał blondyn z różowym pudełkiem oraz ciepłą kawą i nieskazitelnym uśmiechem na ustach. Kibum odetchnął w duchu, zamykając mu na chwilę drzwi przed nosem, aby po chwili ponownie je otworzyć, wpuszczając gościa do środka.

- Nie to abym był niemiły, ale co tutaj robisz, Lu? – zapytał uprzejmie Key, nawet z lekkim rozbawieniem.

Gość zrobił niewinną minę, podając gospodarzowi kubek nadal gorącej kawy, samemu otwierając tajemnicze pudełko, które okazało się skrywać pachnące i świeże pączki. Kibumowi na ich widok aż się oczy zaświeciły, a brzuch zaburczał głośno.

- Przyniosłem prowiant i jak się okazuje - słusznie – zaśmiał się przyjaźnie starszy mężczyzna, nawiązując do niedawnego odgłosu jaki wydał brzuch chłopaka. Key nieco zmieszany kiwnął głową, zapraszając go gestem dłoni do środka.

Jak się okazało po krótkiej rozmowie, LuHan miał problemy ze snem, więc podkradł nieco pączków i kawę z baru, nad którym znajdowało się mieszkanie właścicielki, i poszedł na spacer, w połowie postanawiając, że zajrzy do Kibuma, za co chłopak był mu wdzięczny, bo nie dość, że miał darmowe pączki i ciepłą kawę, to jeszcze Lu dotrzymał mu towarzystwa w czasie drogi do pracy, podczas której cały czas żartowali i droczyli się ze sobą. Key czuł się czasem przy nim jakby co najmniej znali się od kilku lat. Przed tym incydentem u Jonghyuna był gotów dać sobie szansę na coś więcej z LuHanem, jednak teraz, kiedy wiedział, iż Jong nie jest stuprocentowym hetero, wszelkie plany związane ze współpracownikiem zostawały na podłożu przyjacielskich relacji.

***

Blondyn opatulił się szczelniej wełnianym szalikiem, czując jak wiatr niemiłosiernie wieje mu w twarz. Niechętnie musiał udać się do sklepu w czasie lunchu. Pomimo wielu starań, nie udało mu się wyciągnąć czegoś od właścicielki, tym bardziej, że dzisiaj wyjątkowo nie doskwierał jej humor.
Kibum podążał smętnie odśnieżonymi ulicami miasteczka, mimo to uważał przy każdym kroku, z doświadczenia wiedząc, że ścieżka mogła wyglądać na odśnieżoną, jednak pod nią często krył się lód, który tylko czyhał na chociaż jedno potknięcie blondyna, które nadeszło szybciej niż podejrzewał Key: w momencie, kiedy zapatrzył się na grupę ludzi stojącą na głównym placu, tuż przed niewielką trybuną, służącą do występów i festiwali.

Zaciekawiony zmienił kurs, podchodząc do tłumu. Pomimo swoich stu siedemdziesięciu sześciu centymetrów, nie widział nic poza czubkami głów osób stojących przed nim. Warknął pod nosem, zaczynając przepychać się przez tłum. Kiedy wypadł na sam przód, prychnął cicho, otrzepując i poprawiając ubrania. Uniósł wzrok, czując na sobie spojrzenie czujnych oczu, które jak się okazało należały do jego przyjaciela. Taemin kiwnął mu głową, na co Kibum od razu odpowiedział identycznym gestem.

Rudzielec oderwał wzrok od blondyna, przenosząc go z powrotem na Minho, który stał obok niego, trzymając w dłoni megafon. Po drugiej stronie szatyna stał jego asystent, przeglądając przeróżne notatki, co chwilę patrząc spłoszony na swojego przełożonego. Choi wymienił porozumiewawcze spojrzenia z rudzielcem. Taemin kiwnął głową, zaciskając dłonie na materiale kurtki.
Pomimo wielu problemów i sporów, udało mu się przekonać Minho aby zostali. Głównym argumentem, który przeważył okazał się Kibum, a kiedy o niego chodzi Tae staje się nieugięty. Zagroził kochankowi, ze nigdzie się stąd nie ruszy. Ba! Sam pójdzie poszukać tego czegoś, co terroryzuje miasto, jeśli nie zostaną. Na szczęście Choi ponad wszystko cenił sobie jego bezpieczeństwo i był również świadomy tego, iż chłopak nie będzie miał oporów w spełnieniu swoich zamiarów.

- Witam i dziękuję za tak liczne zebranie się. – Pewny głos Minho rozniósł się po placu, odbijając echem od pobliskich domów. – Chcielibyśmy was ostrzec. Ostatnimi czasy niedźwiedzie zagościły w okolicach miasteczka, dlatego prosimy was o nieopuszczanie domów po zmroku i wędrowanie po lasach w dwu lub trzy osobowych grupach i tylko wtedy, kiedy jest to konieczne. – Szatyn spojrzał na rudzielca, który kiwnął głową, aby kontynuował. Razem ustalili, że zwalą wszystko na atak niedźwiedzia. – Prosimy was o poinformowanie o tym swoich rodzin, sąsiadów i każdego, kogo spotkacie na ulicy. Musimy przejść przez to razem, niczym jedna wielka rodzina! – Choi mówił pewnie, bez zajęknięcia, jak zwykle emanowała od niego charyzma, przy której każdy się uginał. Między mieszkańcami narastał szmer, a rozmowy nabierały na sile, kiedy jeden próbował przegadać drugiego. – Proszę o rozejście się! – krzyknął Minho, zdenerwowany nagłym zamieszaniem.
Wszyscy posłusznie rozeszli się, każdy w inną stronę, poza Kibumem który nadal stał pod trybuną. Taemin zszedł pierwszy, a zaraz na nim szatyn wraz z zastępcą. Minho zamienił jeszcze kilka słów z mężczyzną, nim odwrócił się do drobnego chłopaka. Przy obliczu wydarzeń ostatnich tygodni postanowili, że nie będą już udawać, iż darzą się nienawiścią. Oczywiście nie rzucą się sobie również od razu w ramiona.

- Rany, ale się porobiło – mruknął Kibum, podchodząc do przyjaciół i chuchając na dłonie. Jak zawsze w pośpiechu zapominał o rękawiczkach. Choi spojrzał na niego z dystansem, kręcąc głową z politowaniem. Zdjął z rąk rękawiczki, wręczając je blondynowi, który przyjął je z wdzięcznością wypisaną w swoich kocich oczach.

- Zrobiło się dość niebezpiecznie, dlatego proszę cię Kibum: nie włócz się w nocy po lesie – upomniał go Taemin, podchodząc do przyjaciela i obwiązując go szczelniej szalikiem, pomimo iż sam był w rozpiętej kurtce. Jego ciało lepiej magazynowało ciepło i nie odczuwało zimna przy temperaturze minus dwudziestu stopni.

- Kto tutaj jest starszy, dzieciaku? Nie pouczaj mnie – oburzył się Key, mimo to wziął radę chłopaka do serca. I bez świadomości zagrożenia pożarcia przez niedźwiedzia, bał się chodzić po lesie, a musiał koło niego przechodzić kilka razy dziennie. Z uwagi jednak na stan alarmowy w miasteczku, szefowa nie powinna mieć z tym problemów. W końcu teraz ruch w barze wieczorami drastycznie się zmniejszy, a tym samym on będzie mógł wychodzić z pracy przed zmierzchem.

***

Nie wszyscy jednak wzięli sobie do serca ostrzeżenie o „niedźwiedziach” grasujących w okolicy Noma. W wyniku tego Tae z Minho odnaleźli kolejne trzy ciała. Z czego ten pierwszy odpuścił sobie patrole już po pierwszych odnalezionych zwłokach, gdyż w owym nieszczęśniku rozpoznał swojego znajomego z klasy. Choi, wiedząc, że to zbyt wiele dla młodszego chłopaka, przejął na siebie wszelkie obowiązki. Był przez to dwa, jak i nie trzy razy bardziej zmęczony. Kiedy wracał do mieszkania, marzył jedynie o ciepłej kąpieli i łóżku. Wszystkie te cierpienia wynagradzał mu szczery uśmiech Taemina, który był przepełniony wdzięcznością i współczuciem. Na szczęście po kolejnych morderstwach i plotkach, które rozchodziły się po miasteczku, ludzie zaczęli traktować sprawę poważnie, tym samym ułatwiając pracę Minho. W czasie kiedy Choi błąkał się po lasach, Tae przeszukiwał książki w poszukiwaniu informacji o owym stworzeniu, jednak nadal miał zbyt mało danych, aby móc je zidentyfikować. Wszystko wskazywało na to, że posiada sporą inteligencję, skoro umie ukryć swoją obecność przed ich czułym węchem.
__________________________________________________________
Witam! Jakimś cudem napisałam ten rozdział, szło mi dość mozolnie, głównie ze względu na scenę "snu". Chciałam jej nadać klimat, czy coś w tym stylu. o:
I mam dla was dwie wiadomości. Dobrą i złą. Zacznę od dobrej... szykuje dla was oneshota, wpadłam na pewien pomysł, który mnie osobiście się podoba, mam nadzieję, że wam też przypasuje :3
A teraz zła wiadomość.... Następny rozdział [ ewentualnie dwa do przodu ] i skonczy się zaplanowana historia. Pojawia się dziura w akcji i nie wiem jak płynnie przejść do dalszej części którą mam już zaplanowaną. Dlatego jeśli nie wymyśle nic kreatywnego to pewnie rozdziały pojawią się później. Jednak należy być dobrej myśli!
W odpowiedzi na wasze komentarze :

Maknae Star - Jonghyun się bawi wszystkim, jak lew sarną :3 Coś czuje, że nie polubisz LuHana w moim opowiadaniu, a szkoda ;< W koncu to taki słodziak xD I chyba może ci zdradzić, że ten stwór to nie Lulu. Jednak... no i tutaj musisz poczekać na następny rozdział aby się dowiedzieć xD Co do konkursu to nie ma problemu, już w poprzedniej notce umieściłem i w tej również. A pracę już wysłałam ;3
Datenshi189 - Kto nie kocha ich pocałunków? D: Dla mnie również mogliby nie robić nic innego, najlepiej aby nie wychodzili z łóżka i kopulowali jak króliki xD
witness. - King... Stephen King czy King z lc9 ? Ten pierwszy faktycznie pisze świetne rzeczy a ten drugi... ma przerażającą fryzurę? xD Zazdrość Jonghyuna słodka.. nie planowałam tego ale ciesze się, że tak wyszło ;3
Natasza Piluch - Witam~ haha, najpierw tyle komplementów a potem mówisz, że działąm Ci na nerwy.. przepraszam ;< Co do twojego pomysłu.. na pewno jest oryginalny, jednak mam już wszystko zaplanowane ^^

Wszelkie zaległości na innych blogach nadrobię dopiero w weekend :3
Na dzisiaj to chyba tyle, do zobaczenia za tydzień~!

piątek, 14 czerwca 2013

Strach ma wielkie kły - Rozdział 7



Beta - wtiness.
_________________________________________________________________ 

Rozdział 7



Jonghyun siedział z nietęgą miną nad laptopem, wzrok jednak mając utkwiony ponad urządzeniem. Z uporem maniaka wpatrywał się w Kibuma, który w najlepsze śmiał się wraz z LuHanem. Nowy pojawił się tutaj niespełna jeden czy dwa dni temu, a już działał Jongowi na nerwy. W efekcie zamiast skupić się na pracy, całymi dniami mordował mężczyznę wzrokiem, chcąc go spalić żywcem, aby następnie pocieszyć Key po utracie przyjaciela. Ku jego przerażeniu LuHan właśnie zmierzał w jego stronę z zamówieniem, a Kibum zniknął mu gdzieś z pola widzenia.

- Twoje zamówienie, Jonghyun. – Blondyn uśmiechnął się przyjaźnie do bruneta, który zmroził go wzrokiem. Usta młodszego chłopaka wygięły się w złośliwy grymas, pochylił się nad stołem, nie chcąc, aby ktoś więcej ich usłyszał. – Daruj sobie. Niewiele możesz zrobić, twój ulubieniec jest już mój – wyszeptał niskim głosem, zwężając oczy.


Jong spojrzał na niego zszokowany. Miał go za przeszkodę, jednak nie podejrzewał, że ten wyczuje jego niechęć albo co więcej, będzie wiedział jak cenny jest dla niego Key.


- Nie wiem, czym jesteś, ale nie przegram z tobą.
LuHan prychnął cicho, z pogardą dla słów Jonghyuna. Oboje spojrzeli w stronę zaplecza, kiedy drzwi otworzyły się z piskiem. Znienawidzony przed Jonga chłopak przybrał ponownie na usta szeroki, miły uśmiech, wracając do Kibuma. Brunet warknął pod nosem, a kły niechcący wysunęły się, kiedy LuHan przytulił od tyłu roześmianego Key. Jonghyun w końcu postanowił, że należy wdrożyć w życie ciężką artylerię. 


***


Taemin siedział na kanapie, wtulony w masywny tors szatyna. Oglądali jakieś durne show, starając się zapomnieć o wydarzeniach sprzed kilku dni. Rudzielec nadal budził się w środku nocy z krzykiem, a jego sny nawiedzało martwe oblicze kobiety. Nie wiedział, co by zrobił, gdyby Minho wtedy go nie odnalazł.

- Nie podoba mi się ten nowy.


Taemin pisnął głośno i wstał na równe nogi, rozlewając przy tym piwo, które dał mu Choi. Szatyn z nieco większym opanowaniem spojrzał za kanapę, gdzie w przejściu stał Jonghyun, oparty o framugę drzwi, z rękoma zaplecionymi na piersi i nietęgą miną.


- Cholera! Nie wyskakuj tak spod ziemi! Co więcej, jak śmiesz ot tak sobie wchodzić do naszego domu!? – warknął Tae, łapiąc się za mocno bijące serce. Teraz zamiast strachu zaczął buzować w nim gniew. W końcu jak ten wampir śmie pokazywać się im na oczy po tym, co zrobił własnej dziewczynie?


- A ty co taki wrażliwy nagle? – zapytał Jonghyun, przez wybuch drobnego chłopaka zapominając, po co właściwie tutaj przyszedł.


- Wrażliwy?! Czy ty sobie z nas kpisz? Znalazłem twoją dziewczynę. Mogłeś ją chociaż pogrzebać, a nie pozwalać zwierzętom na pożeranie jej szczątków. Czy ty masz w ogóle jakiś szacunek dla życia innych?! – Taemin krzyczał coraz głośniej i jedynie silne ramię kochanka powstrzymywało go przed rzuceniem się na bruneta, który swoją drogą wydawał się zaskoczony słowami chłopaka.


- Kristal nie żyje? – dopytał oniemiały.


- Nie wiedziałeś o tym? – Choi zabrał w końcu głos, widząc szok malujący się na twarzy Jonga. Tae na te słowa uspokoił się, mimo to nie odsunął od kochanka. Jego silne ramiona działały na niego kojąco.


- Oczywiście, że nie! Wsadziłem ją do auta i pozwoliłem wrócić do Kalifornii. – Tym razem to Jonghyun się uniósł, po części zdenerwowany, po części zaciekawiony.


- Czyli nie ty ją zabiłeś? – dopytywał dalej Taemin, nadal nieufny względem wampira, którego zaczynały drażnić te podejrzenia.


- Myślisz, że ile lat żyje? Podpowiem ci, że wystarczająco długo, aby umieć ukryć ciało. – Sfrustrowany Jong wywrócił oczami. Tae spojrzał w górę na Minho, wymieniając znaczące spojrzenia.


- Okey, powiedzmy, że ci wierzymy – westchnął szatyn, opierając brodę na ramieniu rudzielca. Jednak mimo że mu uwierzyli, to nadal nie zostało wyjaśnione, co się stało z kobietą.


- Może wysiadła z auta, zgubiła się w lesie i dorwały ją jakieś zwierzęta? – Jonghyun wzruszył ramionami, odpowiadając na niezadane przez dwójkę wilkołaków pytanie.


- Tak, może i tak było. – Taemin przytaknął mu niechętnie.
Cała trójka wpatrywała się w siebie w milczeniu. Jonghyun stał zamyślony, Tae czujnie obserwował wampira, a Choi stał zupełnie luźno, obejmując młodszego wilkołaka.


- Po co właściwie przyszedłeś? – zapytał w końcu Minho, zmęczony tą ciszą.
JJong jakby w końcu się ogarnął, zamrugał kilka razy powiekami, otwierając usta w niemym „o”.


- LuHan! – krzyknął jakby wybudzony z transu. – Nie podoba mi się ten chłopak. – Brunet z powrotem zaplótł ramiona na piersi, przybierając nietęgi grymas twarzy.


- Nie podoba ci się, ponieważ jest za blisko Kibuma, tak? – W głosie Taemina pobrzmiewała ironia i wyższość. – Och, czujesz się zagrożony? Biedny wampirek. – Rudzielec uśmiechnął się krzywo, unosząc brwi ku górze.


- On nie jest normalny – dalej zapierał się Jonghyun, pomimo iż wiedział, że nic nie wskóra.


- Ja nic od niego nie wyczułem, pachnie jak człowiek – Minho włączył się do rozmowy, mimo to nie będąc nią jakoś specjalnie zainteresowany. Zawsze sprawdzali nowo przybyłych do miasta. O ile Jonghyuna wyczuli od razu, o tyle LuHan pachnie normalnie, lekką nutką waniliowego żelu pod prysznic i jak najbardziej ludzko.


- Jacy wy jesteście tępi – warczał pod nosem Jonghyun, bluźniąc na cały świat, na to miasto, na ślepotę dwójki mężczyzn. Brunet odwrócił się na pięcie, wychodząc z mieszkania dwójki wilkołaków. Wkurzała go ich ignorancja. Widać będzie musiał sam zająć się tą małą przeszkodą… 


***


Jong podszedł do lady, wykorzystując moment, kiedy LuHan musiał wyjść po zapasy do sklepu. Key uśmiechnął się szeroko na jego widok, co utwierdzało bruneta w przekonaniu, iż ma większe szanse u tego słodkiego chłopaka niż nowy mieszkaniec Noma.

- Hej piękny. – Jong oparł się o ladę i spojrzał czujnie na blondyna, wypatrując jego reakcji. Key spłonął rumieńcem, mimo to nie opuszczając gardy.


- Cześć, podać ci coś? – zapytał przyjaźnie, również zbliżając się do lady, o którą stał oparty Jonghyun. Key już dawno przyłapał się na tym, że często myśli o brunecie. I nie zawsze były to stosowne wizje.


- Właściwie chce cię zapytać, czy robisz coś w sobotę. – Kibum wydął usta w dzióbek, zastanawiając się chwilę, czy ma jakieś plany. Ale zaraz… czy w tym mieście można mieć jakieś zajęcia na weekend?


- Nawet nie ma tutaj klubu, więc nie, nie mam żadnych planów. – Blondyn pokręcił głową, na co Jong rozpromienił się momentalnie. – Ale nie powiedziałem, że się zgadzam! – odparł od razu Kibum, widząc jego wyraz twarzy. Jonghyun jednak nie zrażał się tym, wiedząc, iż i tak ulegnie. – Mów, czego chcesz, przerośnięty dinozaurze. – zaśmiał się serdecznie Kibum, widząc naburmuszoną minę bruneta.


- Potrzebuję pomocy przy malowaniu. Sam widziałeś w jakim stanie są te ściany. – Key przytaknął, a na wspomnienie ostatniej wizyty w domu bruneta poczuł jak się rumieni, a za razem zalewa go zimny pot. – Mogę na ciebie liczyć?


- Jasne, ale w zamian będziesz moim dłużnikiem. – Kibum wzruszył ramionami. Tak naprawdę, to pomógłby mu za darmo, jednak nigdy nie zaszkodzi, aby jedna czy dwie osoby miały u ciebie dług wdzięczności.


- Dzięki, ratujesz mnie... więc w sobotę o trzynastej u mnie? – Dopytał brunet, uśmiechając szelmowsko do chłopaka.


Blondyn kiwnął jedynie głową, nie mając czasu na dłuższą konwersację, widząc, że klient czeka na obsłużenie. Jonghyun pomachał mu jeszcze na odchodne, kierując się do wyjścia z baru z zamiarem powrotu do domu. 


***


Kibum przebierał zdenerwowany nogami przed lustrem, przyglądając się sobie już drugą godzinę. Nie wiedział czemu, ale denerwował się niczym nastolatka przed swoją pierwszą randką. Nawet zachowywał się podobnie. Wstał o siódmej rano, aby spędzić trzy godziny w łazience na pielęgnacji ciała, umyciu się, myślał nawet nad makijażem i ostatecznie zdecydował się na delikatne podkreślenie swoich kocich oczu. Kiedy w końcu udało mu się jakimś cudem wyjść z łazienki, spędził dwie godziny przy szafie wybierając ciuchy, co rusz dochodząc do wniosku, że wygląda grubo. Kiedy wybiła dwunasta nie miał już czasu na zmiany. Zdecydował się założyć bokserkę, na to skórzaną kurtkę z ćwiekami oraz obcisłe czarne rurki, wiązane z przodu, które wydłużały jego i tak już długie nogi. Dołożył jeszcze kilka dodatków i był gotów do wyjścia. Zatrzymał się na chwilę przy kuchni; nie jadł nic od rana, jednak czuł, że jeśli spróbuje coś przełknąć, to szybko zwróci cały posiłek. Złapał jedynie za pieczywo z poprzedniego dnia i wyszedł na ganek.

Wysypał okruchy chleba przez barierkę, ptaki od razu zleciały na dół, zaczynając pożerać okruchy. Był to iście przerażający widok dla postronnego widza, kiedy cały trawnik pod domem Kibuma roił się od wielkich ptaków kraczących głośno i bijących się o kawałki pieczywa. On jednak przywykł i nawet przywiązał się do tych wielkich bestii. Dodawały nawet swego rodzaju klimat jego mieszkaniu. Lubił je obserwować tak jak teraz, z góry, oparty o barierkę. Czuł się w takich momentach spełniony, na swój sposób szczęśliwy i bezpieczny.


- Ej! Uważaj na kurtkę – mruknął pod nosem, kiedy jeden z ptaków przysiadł przy nim, dziobiąc delikatnie w ramię. Blondyn wygrzebał jeszcze nieco okruchów, podając je krukowi na dłoni. Z fascynacją obserwował jak ten nieśpiesznie je z jego ręki, uważając przy tym, aby ostrym dziobem nie wyrządzić mu krzywdy. – Idę zaraz do Jonghyuna. Strasznie się stresuje. – Wyżalanie się ptakom było jednym z jego dziwactw. Dla niego to było normalne, jednak nikomu by się nie przyznał. Ani do tego, ani do faktu, że czasami wydawało mu się, że te go słuchają z uwagą i przejęciem. – Życzcie mi powodzenia – mruknął pod nosem, na co kruk zakrakał głośno, machając zawzięcie skrzydłami.
Zszedł smętnie po schodach, idąc na około wiedząc, że i tak ma sporo czasu do trzynastej. Do tego czasu chciał nieco ochłonąć, aby nie spłonąć rumieńcem na sam widok bruneta. Bo nie dość, że i tak się stresował, to jeszcze tej nocy jego złośliwa wyobraźnia podsunęła mu w snach wizję nagiego Jonghyuna nad sobą. Wręcz czuł ten dotyk jego wielkiej dłoni na własnym ciele, jego delikatne usta całujące wnętrze ud czy męskość drażniącą jego wnętrze. Na samo wspomnienie robi mu się teraz gorąco, a co dopiero będzie, kiedy stanie z nim twarzą w twarz. Nigdy nie był dobrym aktorem, nie umiał kłamać, czy ukrywać swoich uczuć.


W końcu nadeszło nieuniknione. Stał przed drzwiami do domu Jonghyuna. Drżącą dłonią sięgnął do dzwonka, nim jednak zdążył nacisnąć, a irytujący dźwięk rozniósł się po mieszkaniu mężczyzny, drzwi uchyliły się, a w nich stanął Jong. Key zlustrował go wzrokiem, przygryzając wargę. Pomimo że wyglądał jak przeciętny ziemianin podczas malowania ścian, nadal był pociągający. Ciasna koszulka z krótkim rękawem, poplamiona gdzieniegdzie farbą, do tego spodnie idealnie dopasowane do umięśnionych nóg. Wszystko zwieńczone zmierzwionymi włosami, które nadawały dzikości całej osobie bruneta.


- Hej – wyszeptał cicho gospodarz, również przyglądając się blondynowi. Na koniec spojrzał mu głęboko w oczy. Key kiwnął jedynie głową, wiedząc, że jeśli teraz otworzy usta, to zamiast zwykłego powitania wyda z siebie cichy jęk lub inny nieartykułowany dźwięk. – Wejdź. – Brunet odsunął się od drzwi, zapraszając Kibuma gestem dłoni do środka.


Blondyn rozglądał się zaciekawiony dookoła, mogąc w końcu spokojnie przyjrzeć się wystrojowi domu. Poprzednim razem, kiedy tutaj gościł, myślał jedynie o ucieczce, przez co nie zauważył, jak dobry gust ma Jonghyun. Meble idealnie pasowały do siebie, począwszy od tych w przedpokoju aż po łazienkę i salon. Wszystko wykonane w starym stylu, przez co nadawały klimat temu miejscu. Do całego tego obrazka brakowało jedynie Jonga ubranego w żabot i XIX-wieczny garnitur. Aż na samą myśl uśmiechnął się szeroko.


- Gdzie zaczynamy? – zapytał, kiedy zdążył się w miarę rozluźnić, przynajmniej na tyle, aby nie brzmieć, jak rechocząca ropucha.


- Od salonu. Już posprzątałem i zasłoniłem meble – odparł, idąc wraz z Kibumem we wskazane miejsce. Blondyn ponownie rozejrzał się dookoła, o mało nie wpadając na kanapę ustawioną na środku pomieszczenia wraz z innymi meblami. Jong zaśmiał się z niego cicho, na co chłopak nadął niezadowolony poliki. – Trzymaj. – Brunet rzucił czymś w jego stronę. Key przyjrzał się obiektowi, rozpoznając w nim ogrodniczki, po czym spojrzał na siebie, przeklinając się, że tyle czasu zmarnował, aby wybrać ciuchy, bo koniec końców i tak się zaraz przebierze.


- Gdzie łazienka? – zapytał Key, przerzucając ubranie przez ramię. Gospodarz wskazał palcem na korytarz.


- Ostatnie drzwi po lewo.


Drobny chłopak kiwnął głową, znikając za rogiem. Wrócił dopiero po dziesięciu minutach, przebrany, z upiętą grzywką, która przeszkadzałaby mu podczas malowania, wpadając do oczu. Jonghyun zawiesił na nim dłużej wzrok. Nawet w czymś takim, jak ogrodniczki prezentował się wyśmienicie. Jong wręczył chłopakowi pędzel, informując go, gdzie powinien zacząć.
Praca mijała im w przyjemnej atmosferze, tematy do rozmowy sypały się niczym karty z rękawa. Kibum nawet zapomniał o całym stresie jaki mu towarzyszył na początku. Dowiedział się przy tym wiele o gospodarzu domu, między innymi, że uwielbia psy, jako dziecko miał pięknego rodowitego owczarka długowłosego, nie miał też najlepszych kontaktów z rodziną, która była zajęta pracą, wiec spędzał całe dnie na samotnej zabawie.


- JJong, skończyła mi się farba – zagadał blondyn, patrząc na pojemniczek, w którym miał teraz resztkę śmierdzącej cieczy. Obejrzał się za siebie, trzymając nadal pędzel w dłoni. Brunet stał za blisko przez co został ochlapany resztką farby. – Ups… - wymsknęło się Key, podczas gdy Jonghyun zacisnął pieści oraz powieki, nie chcąc wybuchnąć.


- Ty… - warknął przez zaciśnięte zęby, patrząc z chęcią mordu na blondyna.
Kibum uśmiechnął się niewinnie, jednak nawet to nie załagodziło gniewu buzującego w mężczyźnie. Zamoczył pędzel w farbie, zaczynając nim machać na wszelkie strony. Key pisnął, zakrywając twarz ramieniem. Nie był jednak długo bierny, włączając się do walki.


Farba latała we wszystkie strony, brudząc ściany, folię ochronną i samych sprawców całego zamieszania. Jonghyun doskoczył do chłopaka, wytracając mu z dłoni pędzel. Kibum w akcie desperacji zamoczył palce w farbie, chcąc w ten sposób umazać twarz bruneta, który przytrzymywał go aktualnie mocno w pasie, jednak został nadzwyczaj łatwo ponownie obezwładniony.


- Okey! Poddaję się. Słyszysz, poddaję… - ze śmiechu przeszedł w szept, kiedy zorientował się jak blisko znajdują się ich twarze - … się – dokończył w momencie, kiedy ich wargi dzieliły tylko milimetry.


Przymknął oczy, czując miękkie usta Jonghyuna na swoich. Uścisk na jego nadgarstku zelżał, a on mógł w końcu zrobić to, o czym śnił ostatnimi czasy. Dotknął polika bruneta, przesuwając dłoń ubrudzoną farbą na jego kark, po czym wplótł palce w ciemne kosmyki włosów. Wampir pogłębił pieszczotę, rozsuwając wargi blondyna językiem, pieszcząc ich wnętrze. Z ust Key wyrwał się cichy jęk przyjemności, kiedy sprawny język mężczyzny pieścił jego podniebienie. Nieco niezdarnie starał się oddać pocałunek. Swój pierwszy pocałunek z mężczyzną w gwoli ścisłości. Męskie usta tak bardzo różniły się od tych kobiecych. Były szorstkie, łakome i dominujące. Nie miały na sobie tony nieznośnej lepkiej cieczy, którą zwykli nazywać błyszczykiem ani innych nieznośnych smakowych mazideł. I pomimo, że usta Jonghyuna były pozbawione tych kobiecych dodatków, to i tak smakowały cudownie. A on mógł w końcu pozwolić się zdominować, oddać władzę, której tak bardzo nienawidził podczas bycia z kobietą. Jakby tego było mało, brunet całował wyśmienicie. Czuł, że jego nogi są jak z waty i gdyby nie silne ramię obejmujące go w pasie, upadłby jak długi na podłogę i umarł z rozkoszy. I tak już czuł się jak wielka masa przepełniona emocjami, które rozsadzają go od środka, a zarazem sprawiają, że umysł jest czysty od wszelkich myśli.


Oderwali się od siebie dopiero wtedy, gdy Kibumowi zaczęło brakować powietrza. Nie chciał jednak przestawać, wiedząc, że jeśli teraz otworzy oczy to wszystko okaże się kolejnym snem. Chcąc się jeszcze tym nacieszyć, przysunął się z powrotem do Jonghyuna, zatapiając w tych cudownych ustach. Brunet uśmiechnął się w pocałunku, łapiąc blondyna za kark, by pogłębić pieszczotę. Na sam koniec przygryzł dolną wargę Key, patrząc mu głęboko w lekko zamglone oczy.


Na ziemię sprowadził ich dźwięk czajnika, który kilka minut wcześnie wstawił gospodarz, chcąc zrobić im obu kawę. W tym jednak momencie przeklinał nieznośnie hałasujące urządzenie. Kibum odsunął się niczym oparzony od wampira, a jego poliki były koloru dojrzałego pomidora. Oddychał płytko ze strachu i niedowierzania. W jego głowie cały czas niczym mantra huczały cztery słowa: „To nie był sen”


- Pójdę zrobić nam kawę, ile słodzisz? – zapytał jakby nigdy nic Jonghyun, uśmiechając szelmowsko do blondyna.


- Dwie – wyszeptał przez ściśnięte gardło, kątem oka patrząc jak brunet znika w przejściu. Teraz mógł spokojnie opaść na kolana i zacząć walić głową w ścianę. Jednak to nie tak, że żałował. Wręcz przeciwnie. Był zły, że to już się skończyło i bał się, iż już nigdy nie powtórzy.


- Proszę. – Brunet wrócił w momencie, kiedy Kibum przestał już użalać się nad sobą i wrócił do mozolnego malowania ścian.


Blondyn odebrał od mężczyzny kubek, unikając jego spojrzenia, które czuł na sobie. Wrócili do pracy, tym razem w ciszy, co jakiś czas przyłapując się na zerkaniu na siebie nawzajem, co dawało nadzieję Key na coś więcej. Wiedział jednak, że obaj nadal są zbyt zaskoczeni tym zdarzeniem, aby o tym porozmawiać. Przynajmniej tak uważał Kibum, podczas gdy Jonghyun gratulował sobie idealnie wykonanego planu…


***


Głośny krzyk młodego mężczyzny przeszył las na wskroś, budząc przy tym śpiące zwierzęta. Kruki na pobliskim drzewie hałasowały zawzięcie, chcąc odstraszyć bestię. Ta jednak niewzruszona zajmowała się pożeraniem nadal żywego chłopaka. Drobny szesnastolatek wyrywał się i dźgał zwierzę niewielkim scyzorykiem, jednak twarda skóra bestii została nietknięta, bez nawet jednej szramy, a próby obrony przez chłopaka dodatkowo ją rozjuszyły. Stworzenie przytrzymało głowę nieszczęśnika wielką łapą ze szponami oraz błoną między nimi, łapiąc pyskiem z jednym okien na czole za ramię chłopaka. Wyrwał je jednym silnym szarpnięciem, rozrywając pół ciała bruneta. Ostatni krzyk cierpienia wydostał się z wydatnych warg, nim spojrzenie stało się puste, a ciało bezwładne. Chłopak umarł, a bestia żerowała na jego ciele. Kruki przysiadły na pobliskim drzewie, zaintrygowane przypatrując się stworzeniu. W końcu nie zawsze widzi się takie dziwy, jak ten tutaj. Jednak mrok panujący dookoła skutecznie uniemożliwiał dokładniejsze przyjrzenie się stworzeniu. Bestia zanurzyła pysk w brzuchu chłopaka wyjadając jego wnętrzności. Kiedy się najadło, odrzuciło na bok szczątki młodzieńca, wracając w głąb lasu. 

_________________________________________________________________ 


Szczerze? Miałam chyba zbyt duże oczekiwania co do tego rozdziału, przez co nie jestem z niego zadowolona. Nie będę wam jednak tutaj marudzić, no może tylko tak troszeczkę~

Jeśli chodzi o kolejny rozdział... powinien pojawić się za tydzień, niestety nawet jeszcze go nie zaczęłam. Mam jakiś zastój i pomimo, że mogę pisać bez weny to tym razem mam całkowitą niechęć. Może mam teraz zbyt wiele na głowie? Mam nadzieję, że niedługo to minie ;<

To chyba na tyle.. teraz jedynie pozostaje mi odpisac na komentarze. 


@Datenshi189 - Mam nadzieję, że Cię nie rozczarowałam. Jong [ tym razem ] nie okazał się tym złym ;< Scena o której mówiłam był pocałunek JongKey. Twoja koncepcja jest ciekawa.. ale jednak niezbyt zachęcajaca do opisywania jej xd jak sama powiedziałaś "mało chwytliwy temat"  


@i_want_youu - Ciekawe zwroty akcji? Hm.. może tak, może jeszcze nie xD No ale musze przyznać Ci rację, że tak, zaczyna się coś dziać ;3 


@witness. - haha, tak LuHan * imituje ton przepełniony czułością * Ale chyba nie wszyscy pałają do niego taką samą miłością xD Co do kruków i twojego wyobrażenia wyschniętych drzew i starego domu.. Wiele się nie pomyliłaś ~ Owszem, drzewo na którym siedzą ptaki jest w głównej mierze bez liści, jednak dom Kibuma nie jest AŻ tak stary. I przepraszam, ze tak mało Lu w tym rozdziale... pojawi się go więcej w swoim czasie.. moze nawet z małym dodatkiem w postaci kogoś przy boku? >D 


@Maknae Star - Owszem, w mojej głowie jego rogi wyglądały uroczo xD Co do jego rodziny.. wszystko wyjaśni się wraz z wkroczeniem Jonghyuna wampira w akcję ;3 Ale pomysł na wychowanie przez kruki... jest... * szuka odpowiedniego słowa, jednak chyba nie da rady wymyślić odpowiedniego * powiedzmy, że oryginalne xD Przykro mi też, że nie ma OnTae... wiem, ze bym cię tym uszczęśliwiła ;< a jeszcze nawiązując do 3 klasówek jednego dnia... podzielam ból. Jeden sprawdzian i dwa egzaminy sumatywne [ z całego roku ] jednego dnia. Byłam po tym niczym zombi xD Dlatego mam nadzieję, że nieco osłodziłam Ci koniec tygodnia <3 


@Shinoichi - Witam nową czytelniczkę, mam nadzieję, że będziesz ze mną częściej <3 I em.. haha, przejrzałaś mnie. Owszem, obejrzałam wszystkie sezony supernatural, jednak moje opowiadanie nie ma z nim wiele wspólnego poza bestiami. W końcu w tym serialu jest cudowna lista mitycznych stworzeń <3  


Na sam koniec powiem jeszcze, że wszelkie zaległości na innych blogach nadrobię jeszcze dzisiaj, jeśli mi się nie uda wtedy na pewno zrobię to w niedzielę wieczorem. 


Do zobaczenia w następnym rozdziale~! 
Edit: Zapraszam was również na konkurs organizowany przez Maknae Star :3 -> Link