XI
"Wydawało mi się, że dziś wieczorem umrę z rozkoszy; to rozkosz mnie zabija, nie strach."
10 października 1888r.
W gazetach nie przestawało być głośno o mordercy, który zwał
się Kubą Rozpruwaczem. Byli tacy, którzy go potępiali, jednak znaleźli się
również jego zwolennicy czy nawet naśladowcy, którzy podawali się za niego w
listach, wygadując same bzdury. I mimo że to były fałszywki, policjanci musieli
je wszystkie przejrzeć. Z dnia na dzień było ich coraz więcej. Na ulicach,
gdziekolwiek się nie poszło, słyszało się o wielkim, tajemniczym mordercy i
jego ofiarach. To wszystko zaczęło już stresować Minho i zapewne już dawno by
wybuchł, jednak miał swój mały, uroczy katalizator. Relację jego i Taemina
zmieniły się znacząco odkąd razem zamieszkali. Co prawda oboje nie wiedzieli,
jak mogą nazwać to co jest między nimi, jednak chyba żaden z nich nie był
gotowy na tą rozmowę.
- Minho, proszę – Tae przyniósł ciepłą herbatę szatynowi,
który siedział pochylony nad stołem. Odłożył jeden z listów, robiąc miejsce na
kubek. Cały stół był zawalony papierami, aktami i innymi duperelami związanymi
z Rozpruwaczem. Już od kilku dni próbował go rozgryźć. Po dziesięć razy czytał
wszystkie zeznania światków, akta z miejsca zbrodni i sekcji zwłok. Kiedy
klarował mu się już jego obraz, nagle jakiś jeden dowód niszczył to całe
wyobrażenie. Był nieuchwytny. Zupełnie jakby jakieś złe moce nad nim czuwały.
- Dziękuję – Choi uśmiechnął się zmęczony do Taemina, który
spojrzał na niego zmartwiony. Wiedział dokładnie co zaraz powie. – Za chwile,
Minnie. Zaraz pójdę do łóżka – odparł, a widząc niezadowolony grymas na twarzy
chłopaka, złapał go za rękę pocierając jej wierzch kciukiem. Rudzielec nieznacznie
się odprężył, jednak nadal patrzył karcąco na Minho. Odkąd znowu mieszkali
razem, Tae dbał o to aby Choi dobrze się odżywiał i sypiał. Pewnie gdyby nie
on, szatyn już dawno padłby z głodu i wymęczenia. Jednak Taemin się nie dziwił,
że się tak angażuje. W końcu tutaj chodzi o Warrena, a jego śmierć na pewno ma
coś wspólnego z tym mordercą prostytutek.
- Ale nie siedź za długo, dobrze? – poprosił cicho
rudzielec, podchodząc do Minho, aby pocałować go delikatnie w polik. Choi
kiwnął głową, głaszcząc go po dłoni. Tae obejrzał się jeszcze przez ramię,
jednak w końcu zniknął za drzwiami swojej sypialni. Zaczął powoli zdejmować
kolejne warstwy ubrań. Kiedy był nagi, poskładał wszystko w kostkę, odkładając
na krzesło. Spod poduszki wyjął krótkie spodenki które nosił do spania oraz za
dużą, zapinaną z przodu koszulę, tą samą którą miał na sobie kilka dni
wcześnie, kiedy mieszkał jeszcze w Whitechapel. Mieszkając samemu mógł sobie
pozwolić na spanie nago, ale teraz będąc znowu w domu Minho, musi się nosić jak
należy. Tym bardziej, że bywały noce, podczas których szatyn przychodzić do
niego lub na odwrót. Któryś z nich po prostu potrzebował chwili bliskości, bo
jak wiadomo, nocami człowieka odwiedzają demony przeszłości. Mącą w głowie i
zadręczają. Nic wtedy nie pomaga lepiej niż uczucie silnych ramion lub ogólnie
poczucie, że ktoś jest przy tobie.
Tae wsunął się pod pościel, wtulając się mocno w poduszkę,
czując jak jego powieki staja się ciężkie, mimo to nie mógł zasnąć. Wsłuchiwał
się uważnie w każdy dźwięk, każde skrzypnięcie podłogi i szuranie nogami. Po
około godzinie usłyszał skrzypienie drzwi w sypialni Minho, potem znowu ten sam
hałas i jeszcze raz, aż w końcu poczuł jak materac się ugina, a szatyn wsuwa
się pod pościel, wtulając w plecy chłopaka. Taemin uśmiechnął się delikatnie,
obracając przodem do przyjaciela, wtulając w jego szeroką pierś. Dopiero wtedy,
kiedy Choi znalazł się przy nim, poczuł, że może spokojnie zasnąć. Dlatego nie
minęła chwila, a rudzielec spał spokojnie w ramionach szatyna. Minho nie miał
tyle szczęścia i jego dopadły pytania i wątpliwości, kiedy patrzył na słodko
śpiącego chłopaka. Chciał się nieco odsunąć aby lepiej widzieć jego twarz,
jednak chłopak uczepił się go tak mocno, że zapewne obudziłby się przy próbie
odsunięcia go. Dlatego Choi zajął się głaskaniem go po plecach, kreśląc palcem
bliżej nikomu nieznane wzory.
Minho już sam nie wiedział co myśleć. To jak się zachowywali
teraz z Taeminem… Już dawno nie miał z nikim takich relacji. Kiedyś, dawno
temu, miał dziewczynę. Kochał ją. Była bardzo podobna do Tae. Urocze, dziecinna
i niezwykle łatwowierna. Jednak miała dość jego ciągłej pracy i narażania
własnego życia. Mimo to, po wielu rozmowach, w końcu doszli do wniosku, że tak
musi być i już nigdy więcej o tym nie rozmawiali. Było im cudownie razem. Choi
nawet jej się oświadczył, co dziewczyna przyjęła w szerokim uśmiechem i łzami w
oczach. Wszystko wydawało się idealne, jednak mu chyba już od najmłodszych lat
było zapisane cierpienie. Nie rozstali się, nie zerwali ani nie doszło do
jakieś separacji czy ucieczki panny młodej sprzed ołtarza. Jego ukochane
zginęła. Była to jednak śmierć honorowa i Minho był z niej dumny. Wtedy
ubolewał nad jej stradą, teraz jednak cieszył się, że kochał kogoś o tak dobrym
sercu. Dziewczyna zginęła w pożarze, kiedy próbowała uratować dwójkę dzieci,
która utknęła na jednym z pięter. Jak nie trudno się domyślić, ta historia nie
miała szczęśliwego zakończenia.
Czy to właśnie dlatego Choi nie dopuszczał do siebie myśli,
że znowu kogoś pokochał? Bał się, najnormalniej w życiu czuł paniczny lęk, na
myśl, że Taeminowi mogłoby się coś stać. W końcu wszyscy których kochał
zginęli. Jego matka, ojciec, ukochana a teraz niedawno Warren. Czy jednak warto
było trwać w tej szopce i przed światem oraz sobą samym miałby udawać, że nic
nie czuje do Tae? To było najgorsze co mógł zrobić. Przecież widział w jakim
stanie był chłopak, kiedy nie rozmawiali ze sobą kilka dni i odsunęli od
siebie. Nie chciałby znowu widzieć jego wymęczonej buźki. Zrobi wszystko aby
widzieć na jego twarzy uśmiech i zadba przy tym o jego bezpieczeństwo. Teraz,
kiedy znowu pokochał, nie ma zamiaru już uciekać czy stracić ważną dla niego
osobę. Niedługo postara się okazać przyjacielowi swoje uczucia i liczy, że Tae
da szanse rozkwitnąć ich relacją.
***
13 października 1888r.
Key siedział w swojej sypialni, dokładniej przy biurku.
Wyjął godzinę temu pióro oraz papier. Nie miał co ze sobą za bardzo zrobić.
Chciał się zająć pisaniem, jednak miał pustkę w głowie, a dłoń po prostu bez
sensu mazała jakieś wzory na papierze. Cały czas myślał o Jonghyunie. To było
chore, bo już tyle dni minęło, a on nadal pamiętał smak jego ust. Czuł się
znowu niczym narkoman. W sumie odkąd jest z demonem, ani razu nie pomyślał o
używkach. Chyba i tak jego życie stało się już zbyt wielkim koszmarem i
ostatnie co było mu potrzebne to otumanienie i halucynację. Z resztą pamiętał
jak nawet niewielka dawka może znowu uzależnić. Na co byłby demonowi narkoman?
Pewnie by się go pozbył albo zabił, bo zacząłby go tylko denerwować. Dlatego
też odgonił od siebie myśl, żeby przejść się do starej dzielnicy, w której był
częstym gościem jeszcze kilka lat temu. Jednak nadal miał wątpliwości i
wiedział, że jeśli coś go nie zatrzyma to nie minię chwila a znajdzie się poza
mieszkaniem.
- Znowu się obijasz? – demon zmarszczył brwi, wchodząc do
pokoju. W dłoni miał torbę z zakupami, bo miał ochotę na wołowinę i Key musiał
mu ją usmażyć. W normalnych warunkach zapewne wysłałby na zakupy tego nieroba,
jednak zachciało mu się mięsa w połowie spaceru, a targ nie znajdował się
daleko. No i tak by musiał wyjść z brunetem, bo przecież ten idiota w ogóle się
nie znał na dobrych produktach.
- Nie – odparł niepewnie, zerkając na kartkę, na której od
dłuższej chwili mazał bez sensu. Przełknął nerwowo ślinę, osłupiały na widok
jaki zastał. Na kartce, nieco nieporadnie i nieumiejętnie, został namalowany portret. Jego dłoń
bezwiednie nakreśliła twarz i chociaż nieco zniekształcona, bez problemu można
było rozpoznać na rysunku demona. Key spanikowany, że Jong go przyłapie,
zgniótł papier, wrzucając go od razu do kosza. Jonghyun wywrócił oczami,
czekając aż w końcu brunet się odwróci, a kiedy to zrobi, wykrzywił usta w
nieme o i uśmiechnął się niepewnie. –
Obiad? – zapytał, starając się skupić na czymś innym. Demon, jak zwykle
oszczędny w słowach, kiwnął głową, wyciągając torbę z zakupami przed siebie.
Kibum wstał sprzed biurka, odbierając przedmiot, zerkając do środka. Jego usta
wykrzywiły się w zadowoleniu, kiedy zobaczył w środku wołowinę. Jonghyun naprawdę
się postarał.
- Przygotuj coś dobrego – mruknął i już miał machnąć na
niego ręką aby go popędzić, jednak nie byłby sobą, gdyby się z nim nie
podroczył. Demon położył mu dłoń na ramieniu, przejeżdżając nią w dół,
uśmiechając subtelnie do chłopaka z błyskiem w oku. Key spiął się cały, niczym
zahipnotyzowany wpatrując się w wargi Jonga, które te po chwili oblizał, a
Kibum czuł jak mu tętno skacze. Kiedy Jonghyun się znudził tym, poszedł do
salonu, zostawiając za sobą skołowanego bruneta.
***
15 października
1888r.
Minho tego dnia przyszedł bez Taemina do pracy. Chłopak
poprzedniego dnia miał swój pierwszy, nocny patrol. Był tak podekscytowany po
powrocie, że niemal wyciągnął Minho bladym świtem z łóżka. Chociaż wyciągnął to
nieodpowiednie określenie. Choi uśmiechnął się pod nosem na wspomnienie tego,
jak rudzielec wbiegł do jego sypialni, wskakując mu na biodra. Nie przejmując
się tym, że szatyn ledwo się wybudził już zaczął nawijać. Minho jednak nie
marudził, bo to był Tae. Jemu wszystko uchodziło na sucho.
- Minho, paczka do ciebie – starsza, pulchna kobieta weszła do
biurka. Choi wyrwał się ze swojej krainy marzeń, w której główne miejsce
zajmował jego słodki współlokator. Uśmiechnął się szeroko i pogodnie do Amelii,
która odwzajemniła gest. Było taka pocieszną staruszką, która zajmowała się
paczkami i pocztą na komisariacie.
- Do mnie? – upewnił się, patrząc na adres pod który miała
być dostarczona wysyłka. Jak wół było napisane Choi Minho. – No dobrze. Wielkie dzięki – szatyn uśmiechnął się do
niej, podpisując odpowiedni papier nim odebrał paczkę wraz z listem do niej
dołączonej. Pudełko odłożył na biurko, list rozcinając niewielkim ale ostrym
nożem. W środku znajdował się list o następującej treści:
„From Hell.
P. Policjancie,
Panie
Posyłam panu pół nyrki którą
wyjąłem jednej kobiecie i zahowałem dla pana drugą część usmażyłem i zjadłem
była bardzo pyszna. Mogę posłać panu okrwawiony nuż jaki ją wyrżnął jeśli tylko
poczeka pan trochę dłużej
podpisany
Złap mnie jeśli potrafisz, panie
Policjancie.” *
Minho zamrugał kilkakrotnie, aby upewnić się, że na pewno to co przeczytał jest prawdą. Z ciężkim sercem spojrzał na pudełko, w którym jeśli list mówi prawdę, powinien się znajdować ludzki narząd. Choi odłożył list, biorąc chustkę, którą uniósł wieko. Pomimo że był przygotowany na to co zastanie w środku, po jego plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz obrzydzenia. Tak jak mówił list, w środku znajdowała się nerka, która jedynie dzięki etanolowi nie przegniła. Od razu zakrył pudełko, zawijając w chustkę i wynosząc w biura.
Pędem udał się do doktora Thomasa Openshawa, który miał
zająć się ustaleniem czy nerka jest ludzka, czy też jest kolejnym żartem
któregoś z naśladowców. Wszystko jednak wskazywało na to, ze tak, bo o ile
dobrze pamiętał z akt, a miał je w małym palcu, to trzeciej ofierze brakowało
tegoż organu. Doktora jak zwykle zastał w kostnicy, kiedy rozkrajał kolejne
zwłoki. Minho wziął głębszy wdech nim wszedł do środka. Dobrze, że tego dnia
Tae nie przyszedł z nim do biura, chociaż już za nim tęsknił.
***
Taemin przeciągnął się z uroczym pomrukiem, uśmiechając się
jak głupi już zaraz po obudzeniu. Zegar przy łóżku wskazywał siedemnasta, co
znaczyło, że niedługo powinien wrócić Minho, dlatego rudzielec szybko wygrzebał
się z łóżka, nie chcąc wyglądać niczym siedem nieszczęść. Pragnął wyglądać
dobrze, kiedy stanie przed Choi w drzwiach. Dlatego wybrał jakieś czarne, obcisłe,
materiałowe spodnie, które rozszerzały się przy biodrach.
Do tego dobrał białą koszulę z żabotem. Bluzkę włożył w spodnie, rozważając czy
nie założyć jeszcze marynarki lub kamizelki, jednak w domu było ciepło, więc
niepotrzebnie by się spocił. Chciał nawet podwinąć rękawy koszuli, wtedy jednak
jego wzrok powędrował na te okropne blizny. Nie chcąc ich pokazywać zbyt często
Minho, zsunął ręka w dół, zapinając guziki przy mankietach. Choi nadal nie
wracał. Najwidoczniej miał sporo czasu, który Tae miał zamiar wykorzystać na
szczotkowaniu swoich długich, rudych i błyszczących włosów. Odliczał każde
przesunięcie szczotką po miedzianych kosmykach, a kiedy zbliżał się do setki,
usłyszał brzęk przekręcanego zamka. Nie czekając dłużej, zerwał się sprzed
lustra, odrzucając szczotkę na łóżko. Choi był ponad godzinę spóźniony, co
oznaczało, że musiało się coś wydarzyć. Odkąd razem zamieszkali zawsze starał
się wracać o normalnych godzinach. Co najwyżej zabierał pracę do domu.
- Hej – Taemin uśmiechnął się wesoło, starając się dodać
otuchy współlokatorowi. Widać było, że jest padnięty i zestresowany. Tae miał
nadzieję, że jak najszybciej ten cyrk się skończy i Choi będzie znowu tym
zwykłym i energicznym facetem. Szatyn na widok chłopaka, witającego go z takim
entuzjazmem od razu polepszył się humor. Odłożył torbę na podłogę, zdejmując
buty. Podszedł do przyjaciela, łapiąc go za podbródek, unosząc tym samym jego
twarz wyżej.
- Wróciłem – wyszeptał cicho, następnie wbijając się w usta
rudzielca. Tak bardzo Minho brakowało ich smaku, a po tak emocjonującym dniu,
to one były tym o czym marzył i co pozwoliło mu na chwilę wytchnienia. Taemin
zarumienił się uroczo, uciekając wzrokiem, kiedy tylko Choi się odsunął. – Jak
ci minął dzień? – zapytał, głaszcząc chłopaka po ramieniu. Tae już dawno zgubił
się w tym, jakie łącza ich relację.
- Dobrze, właśnie zabierałem się za sprzątanie. Trochę się
nakurzyło. To może ty w tym czasie się zdrzemniesz? Wyglądasz na wykończonego –
zaproponował rudzielec z uroczym uśmiechem. Choi kiwnął głowa na jego
propozycję, bo naprawdę czuł się padnięty i potrzebował chwili wytchnienia.
Minął chłopaka, idąc do sypialni. Nie przebierając się, wsunął się pod pościel.
Mimo to nie mógł zasnąć. W głowie mu się kotłowało od przemyśleń. Nie chcąc
tracić całego dnia, wstał. Pół godziny odpoczynku całkowicie mu wystarczyło.
Taemin też zdążył sporo zrobić. Kiedy Choi wszedł do salonu, Tae stał na
krześle, tyłem do niego, odkurzając najwyższe półki regału na książki. Minho
przyglądał mu się uważnie, nie mogąc się nadziwić jak tak cudowne stworzenie
może chodzić po ziemi.
- Kocham cię, Minnie – wyszeptał, jednak na tyle głośno, aby
chłopak usłyszał. Taemin spojrzał zszokowany za siebie. Wszystko robił tak
gwałtownie, że się zachwiał i w końcu spadł z krzesła. Choi oderwał się od razu
od ściany o którą się opierał, podbiegając do niego. Rudzielec leżał na ziemi,
z rękoma szeroko rozstawionymi i wzrokiem wbitym w sufit. – Wszystko w
porządku? – dopytał, pochylając się nad nim. Naprawdę się martwił, że chłopak
zrobił sobie coś z głową, bo nie przestawał się uśmiechać szeroko niczym
wariat. Minho pochylił się mocniej nad nim, a Tae korzystając z tego, że ten
znalazł się tak blisko, mógł go przyciągnąć do siebie. Choi stracił podłoże pod
stopami i upadł na kolana tuż nad rudzielcem.
- Naprawdę?! – dopytał z błyskiem w oku. Szatyn kiwnął
głową, na znak, że jego słowa były autentyczne. Aby słowa zmienić w czyn,
pocałował gwałtownie rudzielca. Chłopak jęknął cicho w jego usta, nie odrywając
się od niego nawet na chwilę, obrócił się przodem do niego. Minho objął go w
pasie, ciągnąc za sobą, aby stali na równych nogach. Tae rozpływał się w jego
objęciach i tylko dzięki jego ramionom nie runął z powrotem na ziemię. – Też
cię kocham – odparł, ze łzami szczęścia w oczach. – Powiedz to jeszcze raz –
poprosił Taemin, nadal nie dowierzając, że te dwa słowa, które pragnął
usłyszeć, znalazły ujście i dane mu było je słyszeć.
- Kocham cię – zapewnił go po raz drugi. W końcu czuł się
odprężony, jakby wypowiedzenie tych kilku słów ściągnęło z jego barków wielki
ciężar. Zadba o to, aby Tae był bezpieczny, nawet jeśli miałby narazić własne
życie. Tym razem już nikogo nie straci. Nie przeżyłby tego kolejny raz.
***
18 października 1888r.
Jong spojrzał wilkiem na bruneta, który od dłuższego czasu
nie odrywał od niego wzroku. Najpierw było to zabawne, potem znośne, a teraz
zrobiło się denerwujące. Jonghyun wiedział czemu chłopak nie odrywa od niego
wzroku i co jakiś czas przygryza wargę, kiedy jego oczy zsuwały się na usta
demona. Och, jak on tęsknił za nimi. To było niczym opium. Wydaje się
nieszkodliwym lekiem, który ma rozluźnić i zmniejszyć ból. A tymczasem był
cholernie silnie uzależniający. Tak samo jak pocałunki Jonga. Spędzały mu sen z
powiek i demon stawał się jego fantazją erotyczną.
- Długo masz zamiar się tak patrzeć? – zapytał w końcu
demon, rozkładając się na kanapie, ręce zarzucając na oparcie. W oczach Kibuma
wyglądał on dostojnie i niezwykle przystojnie. Czarne koszula idealnie opinała
się na jego umięśnionej klatce piersiowej, a ciemne spodnie opinały się na
wyrzeźbionych udach. Key czuł jak w jego ustach staje się sucho na samą myśl,
jak Jong wygląda bez tej koszuli, jak bardzo jego brzuch jest idealny. Idealna
twarz, idealne ciało i paskudny charakter.
- Przepraszam – mruknął pod nosem, od razu spuszczając
wzrok. Mimo to nie mógł się powstrzymać przed zerkaniem na mężczyznę. Ten
czując na sobie jego wzrok, westchnął głośno, zakładając nogę na nogę.
- Co jest, Kibum? Masz mętlik w głowie? Tak bardzo ci się
podobał pocałunek, że nie możesz o tym zapomnieć? – dopytywał demon, z kpiną i
wyższością w głosie. Brunet niepewnie podniósł głowę, wpatrując się spłoszonym
wzrokiem w Jonga. Nie dlatego, że się go bał. Po prostu demon mówił prawdę, która
była straszniejsza niż sam Jonghyun. – Pragniesz więcej, Kibum? Powiedz, a
ofiaruje ci to – odparł, powoli zsuwając dłoń z kanapy, aby przesunąć ją na
swój tors. Mozolnie złapał za jeden z górnych guzików, odpinając go. Brunet
oblizał nerwowo usta, nie mogąc podnieść wzroku wyżej lub całkowicie go
odwrócić. Był wpatrzony w dłoń demona, odpinająca kolejne guziki.
Chłopak bez słowa wstał z fotela na którym siedział od
prawie dwóch godzin. Nogi mu nieco ścierpły, mimo to kroczył dumnie, patrząc
wprost w smoliste oczy demona. Z nieco mniejszą pewnością siebie ułożył dłonie
na jego ramionach, siadając mu na biodrach. Jong postawił obie stopy na ziemi,
kładąc ręce na udach współlokatora, a triumfalny uśmiech nie schodził z jego
ust.
- Pragnę więcej – wyszeptał brunet, wsuwając dłoń pod
rozpiętą do połowy koszulę. Nie wiedział czy stał się nagle homoseksualistą,
czy też to demon tak na niego działał. Jednak tors demona był taki twardy, a
mięśnie idealne w dotyku. Kibum uniósł się nieznacznie na biodrach mężczyzny,
przejeżdżając nosem po skroni współlokatora, wciągając jego zapach, który go
odurzał.
- Uprzejmie cię uprzedzę, że nie będę delikatny – Jong
uśmiechnął się szatańsko pod nosem, ściskając mocno chłopaka za jędrne
pośladki. Key westchnął, przymykając powieki, kiedy poczuł dużą dłoń na swoim
tyłku, która niemal paliła jego skórę przez materiał spodni. Kiwnął głowa, na
znak, że zrozumiał i się na to zgadza. W końcu nie mogło być tak źle, prawda?
W oczach demona rozbłysnął dziki błysk. Złapał go za pośladki,
przerzucając sobie przez ramię. Kibum mruknął cicho, nagle tracąc jakikolwiek
grunt pod nogami. Jong kopnął drzwi od swojej sypialni, rzucając bruneta na
łóżko. Key jęknął cicho, jednak miękki materac idealnie zniwelował ból.
Spojrzał zagubionym wzrokiem na demona, bo pierwszy raz w życiu, nie wiedział
co będzie dalej, co powinien czuć ani jak powinien postępować. Był całkowicie
na łasce lub niełasce mężczyzny.
Jonghyun nachylił się nad nim, przejeżdżając językiem po
jego dolnej wardze, chcąc aby ten rozchylił bardziej usta, w które wbił się
agresywnie i gwałtownie. Kibum zamruczał wprost w jego usta, o których marzył
dniami i nocami. Ocierał się przy tym o kolano Jonghyuna, które znalazło się
miedzy jego udami, napierając na krocze. Brunet objął kochanka wokół szyi,
chcąc go poczuć mocniej i całym sobą. Jong zaczął rozpinać ostatnie guziki
czarne koszuli, ukazując światu swój idealnie wyrzeźbiony tors. Kibum w całym
swoim życiu nie widział równie imponujących mięśni, a widział niejednego
mężczyznę bez koszuli. Jong był idealnie wysportowany i jego bicepsy nie były
przesadzone jak u co poniektórych typów, których spotykał na ulicy.
Demon złapał za dłonie bruneta obejmujące go ciasno wokół
szyi. Jedną ręką przytrzymał je nad głową współlokatora, drugą rozpinając pasek
przy spodniach. Przerzucił on go przez metalowy element bezgłowia, sprawnie
przywiązując nadgarstki chłopaka. Key spojrzał niepewnie w górę, na swoje
skrępowane dłonie. Czuł niepokój, ale i dziwne podniecenie na taką całkowitą
uległość. Jong uśmiechnął się delikatnie, podziwiając swoje dzieło. W sumie
mógł wcześniej ściągnąć z chłopaka koszulę, nim go związał. Trudno, miał tylko
nadzieję, że Kibum nie jest do tej koszuli zbytnio przywiązany.
Jonghyun nachylił się nad nim, dotykając jego brzucha,
całując po linii szczeki, co jakiś czas, specjalnie, poruszając kolanem,
pobudzając bardziej chłopaka. Key myślał, że seks z Jessicą był szczytem
ekstazy. Teraz czuł, że od zwykłego pocałunku mógł osiągnąć spełnienie i nie
było w tym ani grama przesady, bo jego członek był już w pełnym zwodzie,
uwięziony pod cienkim materiałem spodni i bokserek. Jego ciało poruszało się
samoistnie, co chwile ocierając o górującego mężczyznę, a miał naprawdę małe
pole manewru. A pragnął zrobić tak wiele. Wydawało mu się, że demon zachowuje
się względem niego w miarę łagodnie, dopóki ten nie złapał go mocno za włosy,
aby wbić się znowu agresywnie w jego wargi. Penetrował językiem wnętrze jego
ust, pieszcząc podniebienie i zachęcając język Key do zabawy. Ten, nieco nieporadni,
oddawał pieszczotę, która różniła się od pocałunku z Jessicą. Ten teraz miał w
sobie więcej pasji i namiętności. Przy tamtej kobiecie wydawało się to po
prostu memlaniem wzajemnie ustami.
- Jest ci tak dobrze, że wyglądasz jakbyś miał zaraz dojść? –
zapytał z rozbawieniem w głosie demon, dotykając rumianych polików Kibuma. Jego
tors unosił się nierównomiernie, a oddech był płytki, natomiast spojrzenie
zamglone i nieobecne.
- No, bo Jong… - nie był w stanie z siebie czegokolwiek
wydusić, co miałoby sens. Jego umysł całkowicie się wyłączył i działały jedynie
zmysły. A te pragnęły więcej słodkiego dotyku demona. Jonghyun wydawał się
zadowolony z takiej reakcji i wrócił do namiętnego całowania chłopaka,
odpinając przy tym pierwsze guziki jego białej koszuli. Kibumowi wydawało się,
że wszystko trwa wiecznie, co miało trochę sensu, bo demon się z nim drażnił.
Key szarpnął się, wyginając w delikatny łuk i jęcząc przeciągle w usta Jonga,
kiedy ten zaczął szczypać jego wrażliwe sutki, które od razu stwardniały. To
było zbyt przyjemne i Kibum czuł, że dłużej tego nie wytrzyma. Krzyknął w usta
kochanka, wyginając ciało w mocny łuk, a na dłoniach powoli powstawały czerwone
pręgi od paska. Jonghyun spojrzał w dół, gdzie w spodniach chłopaka powstawała
już spora plama.
- Taki niecierpliwy – wyszeptał, zsuwając się z dół. Odpiął
guzik i zsunął spodnie wraz z bielizną. Lekko wilgotny członek uderzył o brzuch
bruneta, który miał mroczki przed oczami. Wiercił się, kiedy Jong całował go po
brzuchu, a dłońmi pieścił każdą bliznę na jego ciele, a miał ich sporo. Potem
pocałunki zeszły na wewnętrzną stronę uda. Key chciał skrzyżować nogi, jednak
demon rozsunął je niemal natychmiast bez najmniejszego problemu. Brunet, który
od jakiegoś czasu miał przymknięte powieki, rozszerzył je zszokowany, kiedy
poczuł coś wilgotnego na swoim pośladku. Uniósł głowę, patrząc w dół. Demon
uśmiechnął się do niego lubieżnie, zsuwając spodnie do połowy uda. Kibum spiął
się, widząc nabrzmiały i duży członek. O wiele większy niż jego, który swoja
drogą znowu był w pełnym wzwodzie. – Ostrzegałem, że nie będę delikatny –
wyszeptał do ucha Key, rozsuwając jego pośladki, aby jednym mocnym pchnięciem i
bez żadnego przygotowania wejść w bruneta.
- Wyjmij go – łkał chłopak, szarpiąc się z całych sił, zdzierając
skórę na nadgarstkach. To cud, że dał radę cokolwiek z siebie wydukać, podczas
gdy członek rozrywał jego delikatne i nigdy nie naruszane wnętrze. Jong
przymknął powieki, rozkoszując się gorącym, ciasnym i pulsującym wnętrzem
kochanka. Czuł nawet przy najmniejszym ruchu tarcie. – Proszę, to boli – wyłkał
przez łzy i donośne okrzyki bólu, kiedy demon zaczął się w nim poruszać.
Wcześniej nie brał na poważnie ostrzeżeń Jonghyuna. Teraz jednak rozumiał, że
ten nie ma względem niego żadnych skrupułów.
- Spokojnie, niedługo będzie ci dobrze – wyszeptał, chociaż
najchętniej zatkałby mu usta i nie przejmował się tym czy mu dobrze, czy nie.
Key schował twarz pod ramieniem, zalewając się łzami. Nie wiedział ile to
trwało, jednak w końcu ból ustępował. Przyjemność mieszała się z cierpieniem.
Po jego ciele na przemian przechodziły ciepłe i zimne dreszcze. Jego ciało wiło
się, kiedy demon uderzał w ten jeden, cudowny punkt w jego wnętrzu. Nie
wiedział co to jest, jednak sprawiało, że ból znikał przyćmiony przez rozkosz. Jong
widząc to, nie miał już żadnych skrupułów, aby wchodzić w niego z całą swoją
siłą, wbijając tym samym w materac. Męskość Kibuma, która zmiękła pod wpływem
bólu, znowu była w pełnym wzwodzie i ocierała się o brzuch demona, kiedy ten
pochylał się, aby skraść mu kilka agresywnych pocałunków. Jonghyun zwykle miał
gdzieś co czuli jego partnerzy lub partnerki. Jednak o wiele przyjemniej dla
oka było widzieć rozkosz na twarzy bruneta, niż łzy i grymas bólu.
- Jonghyun, tak dobrze – wyszeptał Kibum, na skraju orgazmu.
W normalnych warunkach nigdy nie poczułby rozkoszy z tak brutalnego seksu.
Jednak Jong umiał długo wytrzymać, więc tym samym ból zdążył zostać zastąpiony
przyjemnością. – Jooong – wyjęczał brunet, wyginając się, aby poczuł jak jego
członek ociera się o brzuch demona. Potrzebował jakiejkolwiek stymulacji, bo
ręce nadal miał uwiezione i przywiązane do bezgłowia łóżka. Biała ciecz
wytrysnęła między ich ciała, a Jong warknął
nisko, czując jak chłopak się na nim zaciska. Ciało chłopaka drżało, a
nogi nie mogły znaleźć oparcia. Poprzednim razem, po osiągnięciu orgazmu czuł
jedynie przyjemne otępienie. Tym razem był to jednak porównywalne siłą do
huraganu, przechodzącego po całym jego ciele, odbierającego umiejętności
myślenia, czucia, ruszania się czy mówienia.
Demon, czując, że i mu niewiele brakuje nachylił się do
chłopaka, dłońmi sunąc od pępka, do obojczyków aż na szyję. Jego smukłe palce
zacisnęły się na gardle bruneta. Do tego chyba nie do końca dochodziło co się
właśnie dzieje. Jednak skłamałby, gdyby powiedział, że jakie zakończenie nie
przeszło mu przez myśl. Jonghyun już osiągnął wszystko czego od niego chciał.
Posiadł jego ciało, serce i umysł. Nic więcej już ten chłopak nie miał mu do
zaoferowania. Teraz mógł pozbyć się go i znaleźć sobie nową duszyczkę, która
sprowadzi na złą drogę. Z zachwytem patrzył na napuchnięte od pocałunku usta,
które próbowały nabrać hausty powietrza, mimo to nie mogły. Oczy były wilgotne,
łzy zebrały się w ich kącikach. Zaczynały zachodzić mgłą, jednak zupełnie inną,
niż tą sprzed kilku minut. Twarz stawała się blada, a chłopak powoli tracił
władzę ciele i świadomość znajdowania się w nim. Palce, w stalowym uścisku,
zaciskały się na jego gardle, podczas gdy Jong wpatrywał się w te wielkie,
kocie oczy, które traciły swój blask. Key był już jedną nogą w grobie i
dzieliły go sekundy przed pożegnaniem się z tym okrutnym i bezdusznym światem.
O dziwo nie miał żalu do Jonghyuna. Zginął tak jak pragnął, przy czyimś boku, w
jego ramionach.
Demon w ostatniej chwili odsunął ręce, tym samym pozwalając
Kibumowi nabrać gwałtownie powietrza. Jong wpatrywał się w swoje dłonie jakby z
niedowierzaniem. Nie potrafił tego zrobić, nie umiał go od tak zabić. Dlaczego?
Przecież był tylko kolejnym, nic niewartym człowiekiem, którego dane mu było
spotkać na swojej drodze. Takich jak on było mnóstwo. W starożytnym Rzymie, w
Egipcie, w koloniach amerykańskich czy też monarchicznych Chinach. Co niby w
nim było wyjątkowego?! To wszystko było tak popieprzone, mimo to, że Jonghyun
chciał się uwolnić od tego niepokojącego uczucia, nie potrafił. Chyba zbytnio
się przywiązał i przyzwyczaił. Niczym to złotej rybki, trzymanej w niewielkim
akwarium. Żal było mu ją spuszczać w kiblu.
Jong ułożył głowę na torsie chłopaka, który oddychał nadal
ciężko, próbując uzupełnić braki tlenu w organizmie. W końcu oswobodził
nadgarstki, jednak zamiast odepchnąć od siebie demona, on go objął i zaczął
głaskać uspokajająco po włosach.
- Nic się nie stało. Jest dobrze, wszystko jest dobrze –
szeptał, chociaż nie wiedział czy zwraca się do Jonghyuna czy też mówi do
siebie. Z jednej strony czuł zawód, bo był gotowy umrzeć. Z drugiej strony
cieszył się, bo to znaczyło, że nie jest tak bezwartościowy dla demona. Nie
oczekiwał od niego miłości, jednak chociaż trochę ciepła, a to był dobry
zalążek dla jego pragnień.
* treść została nieznacznie zmieniona na potrzeby opowiadanie. Oryginał znajdziecie TUTAJ
______________________________________________________________________________
Następny rozdział już w weekend. Z niecierpliwością wyczekuje tego aby go napisać i opublikować! Nie rozpisuje się, bo jest druga w nocy i oczy mi się kleją.
Udanego dnia wszystkim życzę~!