sobota, 27 grudnia 2014

Lost boy [1]



Brunet od zawsze marzył, by pomagać ludziom. Jego matka cierpiała na depresję, lecz nie była w stanie opłacić odpowiedniego leczenia, przez co szybko go osierociła. Ojca nigdy nie poznał. Podobno zginął na wojnie - gówno prawda. Matka nigdy nie chciała mu wyznać prawdy. A ta była taka, że zrodził się z gwałtu. Po śmierci mamy trafił do opieki społecznej, skąd zawieziono go do dziadków. Jego matka dawno urwała z nimi kontakt. Ci otaczali swojego jedynego wnuka wielką miłością, mimo to on od zawsze szczególnym uczuciem darzył swoją rodzicielkę. Może i nie miał łatwego dzieciństwa, lecz czuł się kochany, chociaż bywało bardzo ciężko, kiedy choroba się rozwijała. Do tego depresja wtedy była uznawana jedynie za złe samopoczucie, a nie dolegliwość umysłową.

Dlatego też, kiedy tylko dojrzał, postanowił pójść na psychologię. Udało mu się uzyskać stypendium do prestiżowej szkoły. Mógł pracować dla największych, stać się najlepszy. Mimo to poszedł na sam dół. Za minimalną stawkę znalazł pracę w pomocy społecznej. Niejedni nazywali go głupcem czy szaleńcem. Nie przejmował się tym. Kochał to co robił. Najlepszą zapłatą był dla niego uśmiech wdzięczności tych, którym pomagał.

W listopadzie dostał nowe zlecenie. Zwykle były to dwudniowe, może maksymalnie tygodniowe wizyty, czy takie raz w miesiącu u jakiegoś pacjenta. Tym razem jego przełożony polecił mu, aby zarezerwował sobie na to zadanie więcej czasu. Nie wiedział dokładnie o co chodzi, lecz podobno ta rodzina potrzebowała pomocy kogoś uzdolnionego, dlatego nie pytając o więcej, po prostu się zgodził.

W dłoni miał kartkę z adresem. W torbie miał najpotrzebniejsze rzeczy jak portfel, dokumenty i notatnik, w którym zapisze najważniejsze spostrzeżenia. Naprawdę nie wiedział czego się spodziewać. Chociaż widok zniszczonego domu na obrzeżach miasta nie zdziwił go ani trochę. Zwykle do takich miejsce przychodził. Starszych ludzi i biednych, mieszkającym w rozpadających się kamienicach, jak i do samotnych matek czy ojców oraz sierocińców. Nacisnął dzwonek, lecz ten najwidoczniej był zepsuty, bo nie usłyszał odzewu za drewnianymi drzwiami. Zastukał starą kołatką, tym razem słysząc drobne kroki, zapewne kobiece. Tak jak myślał, otworzyła mu gospodyni. Wyglądała jak typowa kobieta ciężko pracująca za minimalną stawkę, aby opłacić leczenie kogoś bliskiego.

- Witam. Jestem Choi Minho, z opieki – liczył, że dobrze trafił. Kobieta zamrugała zdezorientowana, dopiero po chwili jakby ją olśniło.

- Oczywiście, zapraszam! – krzyknęła z ulgą i wdzięcznością w głosie, wpuszczając bruneta do środka. Chłopak zdjął buty, chociaż dom nie był najczystszy. Jednak tak go wychowano, że nie należy wchodzić w obuwiu do czyjegoś mieszkania. – Nazywam się Alex Lee – Minho spojrzał na nią z konsternacją, w końcu nie wyglądała na azjatke, ta widząc jego minę zaśmiała się życzliwie. – Lee to nazwisko mojego męża. Moja panieńskie nazwisko brzmi Monson. – dodała, wychodząc na chwilę do kuchni. W tym czasie Choi przyjrzał się dokładnie pokojowi. Widać było, że kobieta małymi nakładami finansowymi starała się ozdobić mieszkanie. Brunet był w wielu takich miejsca i musiał przyznać, że jej wychodziło to wyjątkowo dobrze. Widać musiała mieć talent. Po chwili ta wróciła z ciastkami i herbatą. Minho poczuł się głupio, bo przecież gospodyni nie miała wiele, ale doceniał jej trud. Przypominała mu matkę, która pomimo problemów, zawsze dbała o gości i była przykładem pani domu.

- Dziękuję – podziękował jak należy, upijając łyk herbaty. Wolał słodką, lecz nie sięgnął po cukier. Odłożył z powrotem szklankę, patrząc z uwagą na kobietę. Była chuda i blada, lecz uśmiechała się w ten smutny sposób. Za razem w oczach miała wolę przetrwania. – Dlaczego zadzwoniła pani do opieki? – zapytał, chcąc w końcu podjąć temat, dla którego tutaj przyszedł. Gospodyni spuściła na chwilę wzrok, biorąc głębszy wdech. Złożyła razem dłonie, aby ukryć ich drżenie.

- Chodzi o mojego syna. Cierpi na… depresję dwubiegunową – w pamięci szukała właściwej nazwy. Usłyszała ich tak wiele w przeciągu kilku lat, że można było się pomylić. – Nie może zostawać sam, a ja dostałam ofertę pracy – tłumaczyła się dalej, a Minho przytakiwał jej z dobrotliwym uśmiechem.

- Gdzie pani pracuje? – zapytał z zainteresowaniem. Zawsze wykazywał się dobrocią w stosunku do innych, co czyniło go idealnym do tej pracy. Był empatyczny, ale i pełen charyzmy, dzięki której zyskiwał zaufanie innych.

- Wcześniej pracowałam w centrum. Powodziło nam się nieźle, ale… - głos jej zadrżał, co nie umknęło uwadze bruneta. – Niestety musiałam zacząć pracować w domu. Zajmuje się tłumaczeniem tekstów na język koreański. Nie jest to praca marzeń, ani nie dostaję wielu zleceń, lecz to zawsze jakiś zarobek – kobieta uśmiechnęła się do Choi, chociaż chłopak widział, że próbuje ukryć ból czający się głęboko w jej sercu. Zdradzały ją smutne oczy i mowa ciała. – Znajomy, który wiedział o mojej sytuacji, zaproponował, abym pojechała zamiast niego na kilka konferencji. Wiadomo, wielcy dyplomaci, którzy potrzebują tłumacza. Pozwoli mi to odłożyć pieniądze, ale nie mogę zostawić syna samego na miesiąc. – powiedziała załamana, patrząc z nadzieję na bruneta. Minho nie zdradził swojego zdziwienia słysząc ile czasu zajmie kobiecie wyjazd. – Dlatego złożyłam prośbę do opieki – dodała po chwili z niepewnym uśmiechem.

- Rozumiem – Choi kiwnął głową, upijając łyk gorzkiej herbaty. – Proszę mi opowiedzieć o chorym – polecił, wyjmując z torby notes oraz długopis. Otworzył czystą stronę notatnika, czekając aż kobieta zacznie. Był świadomy, że przeszła już niejedną taką rozmowę, ale te powtarzana nawet setny raz, nigdy nie są łatwiejsze.

- Um, pierwsze objawy miał kilka lat temu? – odparła niepewna czy tego oczekuje od niej młody psycholog. Choi kiwnął głową, dając znak, aby kontynuowała. Sam pisał najważniejsze rzeczy na kartce w widocznych punktach. – Miał napady manii pomieszanej z depresją. Myślałam, że to przejściowe problemy w szkole, wzloty i upadki młodych ludzi. Niemniej objawy się nasilały. Zaczęłam z nim chodzić po lekarzach. Trochę minęło, nim zdiagnozowali u niego depresje dwubiegunową – Minho zauważył, że nie używała synonimicznych nazw choroby. Widać nie była w stanie spamiętać ich wszystkich. Nie zdziwiło go to. Ta kobieta miała zbyt wiele na głowie, aby zamartwiać się szerokim nazewnictwem. Choi zapisał na kartce kolejne dane. Najwidoczniej u chłopaka doszło do epizodów afektywnych mieszanych, czyli szybkich zmian nastroju od depresji do manii (stan szczęścia).

- Brał jakieś leki? – dopytał, licząc, że skoro chodziła z nim po lekarzach, to ci przekazali wytyczne co do leczenia. Gospodyni pokiwała głowa, ale wydawała się zmieszana.

- Dostał stabilizatory nastroju i leki przeciwpadaczkowe, ale… - urwała, uciekając wzrokiem. Minho nie musiał słuchać dalszego ciągu, aby zrozumieć. Mimo to nie przerwał kobiecie. – Wyrzucili mnie z pracy, więc nie było mnie stać na lekarstwa. – pani Lee czuła się źle z tym, że pieniądze stanęły jej na przeszkodzie leczenia syna.

- Rozumiem. To nie pani wina – Minho złapał za drobną, kruchą dłoń kobiety, uśmiechając się do niego delikatnie. Ta odwzajemniła uścisk z wdzięcznością w oczach. Czasami te kilka słów potrafiło podnieść ludzi na duchu.

- Dziękuję – odparła na wydechu, biorąc następnie głębszy wdech, by się uspokoić. – Chciałbyś się jeszcze czegoś dowiedzieć? – dopytała, kiedy udało jej się zapanować na drżeniem głosu.

- Ile ma lat pani syn? – zadał pytanie, które go frapowało od dłuższego czasu. Gospodyni pod tymi dołkami i niewielkimi zmarszczkami na czole wyglądało młodo. Włosy farbowało na blond, lecz widać było w niektórych miejscach siwe odrosty. Zaczęła siwieć zapewne przez nadmierny stres.

- Siedemnaście – tym razem Choi nie ukrywał swojego zdziwienia. Po prostu nie umiał. Zaburzenia afektywno dwubiegunowe (czyli, depresja dwubiegunowa) występowało zazwyczaj u ludzi po ukończeniu dwudziestego roku życia, a ryzyko zachorowania stanowiło jeden procent.

- Chyba wie pani o co chce zapytać… - zawiesił głos, brzmiąc niezwykle poważnie. – Czy w jego życiu miało miejsce jakieś stresujące wydarzenie? – dopytał, z powagą w oczach. W niewielu przypadkach do wystąpienie pierwszych epizodów manii może dojść, kiedy psychika człowieka jest poddawana silnym bodźcom, często są to traumatyczne wydarzenia. Kobieta milczała, zagryzając mocno dolną, popękaną wargę.   

- Kilka lat wcześniej, kiedy jeszcze był mały, wyjechałam na cztery dni. Został wtedy z ojcem. Już wcześniej zauważyłam, że mąż zachowuje się niepokojąco, lecz kiedy wyjeżdżałam nic nie zapowiadało przyszłych wydarzeń. Kiedy wróciłam… zastałam go w salonie. Powiesił się – wyłkała cicho, próbując wytrzymać do końca opowieści. – Siedział trzy dni całkiem sam. Miał jedynie sześć lat, więc nie potrafił sam zapewnić sobie pożywienia. Kiedy weszła, pierwsze co powiedział to: „tatuś się na mnie pogniewał. Milczy i milczy, chociaż  ciągle do niego mówię”. Był taki nieświadomy… - już nie była w stanie powstrzymać łez. Wytarła je w chabrowy sweter. Minho wyciągnął z torby paczkę chusteczek, wręczając je kobiecie. Słyszał wiele podobnych historii, lecz każda kolejna go poruszała w niemal równym stopniu. – Dziękuję – gospodyni przyjęła z wdzięcznością paczkę, wycierając łzy i wydmuchując nos.

- Tamto wydarzenie odbiło się na jego psychice i wybudziło tkwiące w nim choroby. – Choi mówił bardziej do siebie, niż do kobiety, ta jedynak pokiwała głową. – Jego ojciec również chorował, prawda? – nie oczekiwał od kobiety odpowiedzi. To były tylko spekulację. W końcu po jego śmierci nie można było ustalić, jednak niewykluczone, że epizody manii i depresji przeszły w genach ojca na syna. – Naprawdę przykro mi z powodu pani straty – dodał po chwili, ukrywając swoje zafascynowanie. Nie spotkał się jeszcze z przypadkiem choroby w tak młodym wielu. Jedynie czytał o nich. Było to jednak tragiczne dla tej rodziny. Był to rzadki przypadek, lecz nie na tyle, aby podjąć się leczenia finansowanego przez miasto. Niestety często zapomina się o osobach w podobnej sytuacji. Sama terapia nie zawsze pomaga. Potrzebne jest leczenie farmakologiczne, w drastycznych wypadkach nawet elektrowstrząsy. – Jest pani w stanie dalej odpowiadać? – zapytał z troską, kiedy gospodyni poprawiła się na fotelu.

- Oczywiście – odparła głosem słabym, lecz obdarowała bruneta słabym uśmiechem. Minho wypytał ją o kilka podstawowych rzeczy, jak na przykład częstotliwość występowania epizodów. Ku jego zdziwieniu chłopak cierpiał na typ zaburzenia ultra rapid cycling, czyli większe liczba epizodów, rzędu kilkunastu w przeciągu miesiąca, czy dwóch. Co w prostym tłumaczeniu znaczy, że łatwo przechodzi z depresji do manii. Nigdy nie wiadomo z jakimi objawami przyjdzie mu się zmierzyć kolejnego dnia. Choi, kiedy pozyskał dane przebiegu choroby, zapytał o najbliższy miesiąc. Gospodyni zostawiła niewielką sumę pieniędzy w domu, dodatkowo będzie wysyłać fundusze raz w tygodniu na jedzenie i mniejsze wydatki. Opłaty popłaciła do przodu, ile tylko była w stanie, aby w połowie miesiąca nie odcięto im prądu. Wyjeżdżała za kilka dni, więc póki co Choi miał czas na innych pacjentów i spakowanie się na najbliższy miesiąc. Martwił się tylko wychodzeniem po zakupy, lecz uznał, iż zabierze laptopa i będzie kupował w sklepach z dowozem do domu. Wtedy nie zostawi go samego. W końcu od dziesięciu do piętnastu procent chorych popełnia samobójstwo, a tego by nie chciał. Może to niewielki procent, jednak chłopak nie miał szczęścia w życiu.

- Dziękuję bardzo za gościnę. Ma pani mój telefon oraz ten do opieki. W razie pytań, proszę dzwonić. – Minho ukłonił się delikatnie. Kobieta ujęła jego męskie dłonie, ściskając je mocno.

- To ja powinnam podziękować za to, że postanowiłeś się powziąć tego obowiązku – gospodyni uścisnęła krótko wyższego od niej mężczyznę. Odprowadziła go do drzwi, gdzie Choi zakładał buty. Już miał wychodzić, kiedy sobie o czymś przypomniał.

- Jak właściwie ma pani syn na imię? – dopytał, dopiero zdając sobie sprawę, że zapomniał o rzeczy tak oczywistej. Kobieta zaśmiała się życzliwie. Pomimo że wyglądał dojrzale i tak się zachowywał, to kiedy był zawstydzony, był uroczy niczym dzieciak.

- Taemin. Lee Taemin. – odparła kobieta, z delikatnym uśmiechem zerkając na drzwi od sypialni syna, w której ten obecnie odsypiał ostatnie nieprzespane noce. 
______________________________________________________________________________________________ 

No i mamy pierwszy rozdział (a raczej prolog) nowego opowiadania. Mam nadzieję, że święta minęły wam spokojnie, a teraz objedzeni odpoczywacie w domach :3 
Póki co rozdziały będą się pojawiać regularnie, bo jestem dwa rozdziały do przodu. 
Dlatego do napisania za tydzień~!

Och, i zapomniałam podziękować za tyle komentarzy pod pierwszym rozdziałem. Liczę, że was nie zawiodę zakończeniem tego opowiadania! 

sobota, 20 grudnia 2014

Zawsze mnie prowokujesz. [Oneshot]

Paring: JongKey
Gatunek: Smut

Zawsze mnie prowokujesz. Nie ważne, gdzie jesteśmy. Czy to nagranie, wywiad albo po prostu kolacja z resztą zespołu. Dla innych to zwykle gesty dłonią, mimika twarzy lub nawyki - jak zabawa językiem. Jednak ja wiem, że mnie prowokujesz. Skąd? Widzę jak na mnie patrzysz. Pragniesz mnie, prawda Jonghyun? Wiem jak cię zadowolić, nikt inny nie jest w stanie. Uśmiecham się pod nosem, obserwując twoją postać w lustrze. Ty też patrzysz. Odwzajemniasz grymas zadowolenia. To nasz kolejny comeback. Cieszysz się? Znowu będą krzyczeć twoje imię, poczujesz adrenalinę a następnie ukłonisz się wśród miliona oklasków. A mówią, że to ja łaknę uwagi. Uśmiecham się ironicznie, podpierając  głowę na dłoni i obserwując jak stylistka misternie układa twoje włosy. Pozostaje dalej pogrążony we własnych myślach, dopóki twój dotyk mnie nie przywraca na ziemie. Zwykłe ściśnięcie ramienia a mnie przechodzą ciarki. Jestem tak beznadziejnie w tobie zakochany, że nawet takie błahe rzeczy sprawiają, iż czuje mrowienie w podbrzuszu?

Wróciliśmy do domu. Nie ma czasu na świętowanie, jutro kolejny koncert. Kolejny moment, aby twa próżność wzięła górę JJong. Zdejmuje buty, kierując się do salonu. Menadżer wygania nas do spania. Jednak my nie będziemy spali, prawda? Zerkasz na mnie, a ja na ciebie i oboje wiemy jak spędzimy tą noc.

Czekamy oboje w swoich łóżkach. Wybija północ. Menadżer sprawdza czy śpimy grzecznie, niczym matka. Jednak to nadal nie ten czas. Wybija pierwsza. To jest znak. Schodzę ze swojego łóżka. Mam dwa kroki do ciebie, leżysz odwrócony do mnie plecami. Odchylał kołdrę i wchodzę na twój materac. Wiesz, że tam jestem - nie śpisz. Jednak chcesz, abym się do ciebie łasił. Kolejny dowód twej próżności. Dotykał tych ramion, pieszcząc między palcami twarde mięśnie. Uwielbiam je, z resztą nie raz ci o tym mówiłem. Całuje je z lubością , a moje palce wędrują pod twa koszulkę gładząc teraz twój wyrzeźbiony brzuch. Przypominają mi się czas sprzed debiutu. Miałeś wtedy sadełko. Jednak nie odejmowało ci to męskości i seksowności. Nagle czuje jak łapiesz mnie za rękę i jednym szybkim ruchem ląduje pod tobą. Uśmiecham się, kusząco oblizując wargi. Zaraz czuje jak miażdżysz moje usta w brutalnym pocałunku. A ja odczuwam przyjemne mrowienie oraz ciepło rozchodzące się po moim ciele. Zarzucam ręce na twój kark, oddając ci się całkowicie. Lubisz mieć kontrole nade mną. Czujesz się wtedy silny? Nieważne. Liczy się tylko, abyś myślał o mnie. Czuje twe ręce błądzące wzdłuż mojego ciała. Wzdycham w twoje usta, wijąc się i domagając więcej. Ty jednak chcesz ze mnie wyciągnąć wszelkie sprośne słowa. Jesteś zboczony Jonghyun.

- Yebo…. – wzdycham ciężko ocierając się od ciebie. Jęknąłeś. Też już jesteś podniecony. Oblizuje usta patrząc na ciebie, wręcz chłonąc cię swoim spojrzeniem. Odsuwasz się czując co zaraz nastąpi. Przenosze dłonie do twojego krocza ugniatając je mocno. Zawisasz nade mną. To jest mój moment. Łapie cię za rękę i przewracam. Rozsuwam twoje nogi, klękając między nimi. Pocieram polikiem po wypukłości pod spodniami. Uśmiech ciśnie się na usta, słysząc twój ciężki oddech. Podpierasz się na łokciach, aby móc mnie oglądać. Zdejmuje z ciebie spodnie nie odrywając wzroku od twoich brązowych tęczówek. Biorę pewnie członka w dłoń, jednak lekki rumieniec nadal mnie zdradza. Pomimo że należy to wręcz do codzienności, nadal nie potrawie pozbyć się zażenowania. Omiatam wargami żołądź penisa patrząc na ciebie. Widzę ten błysk podniecenia w twoich oczach. Pochłaniam ją całą niemal od razu. Czuje jak czubek prześlizguje się przez moje gardło. Mruczę cicho wprawiając krtań w drganie. Czujesz to i jęczysz. Łapiesz mnie za włosy przyciskając do siebie. Och nie, kochaniutki. Tak szybko nie dojdziesz. Odsuwam się od ciebie a ty patrzysz na mnie tym wzrokiem, jak u drapieżnika. Zdejmuje własną piżamę, w tym czasie ty sięgasz po nawilżacz.

- Kibummy dzisiaj będzie na górze? – uśmiechasz się wrednie, chcąc mnie zawstydzić. Jak zawsze ci się udaje. Jednak nie tracę rezonu.

Nic nie odpowiadam, patrząc na ciebie z pożądaniem. Spodnie rzucając gdzieś za łózko i siadając na twoich udach. Przesuwasz palcami po moich nogach dociskając bardziej do siebie. Co JJong, za krótkie rączki, aby móc jednocześnie dopierać się do mojego tyłka oraz sobie wygodnie leżeć? Przysuwam się jednak samemu chcąc już poczuć się z tobą jednością. Łapie nasze męskości w dłoń poruszając nią powoli. Drugą ręką opieram się o twój tors podnosząc nieco pośladki w górę, dając ci do nich lepszy dostęp. Przesuwasz już nawilżonymi palcami po moim wejściu drażniąc je chwilę. Po czym czuje jak twe długie grube palce rozsuwają moje wnętrze.

- O tak… - jęczę bez opamiętania nabijając się na twoje palce. Już chce cię w sobie, głęboko. Odchylał głowę do tyłu a twe palce wchodzą aż po knykcie. Jednak to za mało, aby mnie zadowolić. - Już… wyjmij… - wbijam paznokcie w twój tors. Ty szczerzysz się chytrze. Żadne z nas nie zastanawia się nad tym, że zostawi ślady po dzisiejszej nocy.

- Tak szybko? – znowu chcesz mnie zawstydzić, komentując moje zniecierpliwienia. Ach, niech się szlag.

- Tak… mam na ciebie ochotę. – mruczę nisko mając nadzieje, że się pośpieszysz i zastąpisz palce czym większym i twardszym. I tak też się dzieje. Zaraz czuje pustkę wewnątrz. Jednak wiem, że zostanie ona zapełniona. I nie muszę długo czekać, aby poczuć główkę nawilżonego członka. Ach… właśnie tak. Już czuje jak twoja męskość rozciąga moje mięśnie. Słodki ból ogarnia moje ciało. Podpieram się na tobie, aby nie upaść. Ty łapiesz mnie za biodra pociskając się w końcu do końca. W głowie mi szumi a przed oczami widzę mroczki. Chyba jednak zbytnio się pośpieszyłem. Kładę się na tobie. Znasz mnie i wiesz, że jednak nie dam rady sam. Nie komentujesz tego tylko wysuwasz się, powoli ponownie wchodząc. Jęczę Ci do ucha niczym pierwszorzędna dziwka. Czuje jak się spinasz, lubisz mnie takiego? Kiedy Ci się chętnie nastawiam? Ale kogo to obchodzi, kiedy i ja uwielbiam czuć się jak twoja własność. Czy to jest złe? Nie obchodzi mnie to. Teraz jedyne co jest dla mnie ważne, to twoja uwaga. Nasze usta łącza się co chwilę w namiętnych pocałunkach. Kładę głowę w zagłębieniu twej szyj, przymykając oczy. Nagle jednak przewracasz mnie na plecy a ja piszczę przestraszony. Łapiesz mnie za nogi zarzucając je sobie na ramiona. Rozchylam bardziej uda niczym jakaś dajka. Wchodzisz we mnie szybko co chwile zmieniając kąt.

- Tutaj ! Mocniej… - krzyczę na wydechu czując jak ocierasz się o moją prostatę, stymulując ją. Tracę wszelkie zahamowania jęcząc głośno i błagając o więcej. Wpychasz mi do ust swoje palce, abym zaczął je ssać. Patrzę na ciebie ściągając brwi. Nie rozumiem celu takiego postępowania.

- Nie chcesz chyba, aby menadżer nas przyłapał – szepczesz mi do ucha, zginając mnie w pół. Kiwam lekko głową zastanawiając się czemu od razu na to nie wpadłem. Liże twoje palce jednak to niewiele daję. Wyjmujesz je, zastępując swoim językiem. Zarzucam ręce na twój kark przyciskając bardziej do siebie. Nie zaprzestajesz ruchów nawet na chwilę. A moja męskość ociera się o twój brzuch, doprowadzając mnie na skaj wytrzymałości. Odchylam głowę do tyłu, wbijając paznokcie w twoje ramiona. Widząc mój stan odsuwasz się ode mnie łapiąc mnie za biodra i przyśpieszając. Łapie swój członek, masturbując się w rytm twoich pchnięć. Zaraz nastąpi to upragnione spełnienie. Czuje jak fala podniecenia rozchodzi się do najmniejszej części mojego ciała. Wyginam się w łuk dochodząc na własny brzuch. Ty nie przestajesz się we mnie poruszać. Zaciskam się na tobie sprawiając, że zaraz dołączysz do mnie. Opadam całkowicie na poduszki oddychając ciężko. Łapie się pościeli szarpiąc nią. Posuwasz mnie coraz brutalniej. Twe ruchy stają się płytkie i szybkie. Zaraz dojdziesz? Łapie cię za kark przyciągając do siebie. Całujesz mnie zachłannie. Nagle jednak pocałunek przerywa twoje niskie warczenie, kiedy dochodzić w moim wnętrzu. Mruczę cicho czując jak nasienie rozlewa się we mnie.

- Uwielbiam, kiedy we mnie dochodzisz.... – patrzysz na mnie wyzywająco, a ja dopiero zdaje sobie sprawę, że powiedziałem to na głos. Zakrywam się zawstydzony. Ty jednak odsuwasz moją dłoń całując mnie czule w czoło. Wychodzisz ze mnie uwalając się zaraz obok. Zaciskam pośladki uważając, aby nasienie nie wyciekło na pościel. Odwracam się do ciebie a ty przygarniesz mnie do siebie. Wciągam twój intensywny zapach po seksie. Układam się wygodnie w twoich ramionach zasypiając mile zmęczony. Ty jeszcze ustawiasz budzik, abyśmy zdążyli przed menadżerem.

- Ukrywanie się jest męczące. – marudzisz cicho pod nosem, ja jednak uśmiecham się po nosem zadowolony.

- Wiem, ale skoro się kochamy to chyba nie jest takie ważne – patrzę na ciebie cielęco mając nadzieje, że potwierdzisz. Ty uśmiechasz się do mnie ciepło, kiwając energicznie głową.

- Śpij już – przyciskasz mnie do siebie, zamykam oczy zapadając powoli w sen. Ostatnie co zapada mi w pamięć to twój czuły pocałunek i ciche „Kocham Cię”. 
_______________________________________________________________________________________________

I jest oneshot, który wygrał w głosowaniu. Szczerze mówiąc miałam mieszane uczucia wstawiając go, bo był pisany prawie trzy lata temu, dlatego patrzcie na niego z przymrużeniem oka D: 
No i mam chyba dobrą wiadomość dla wszystkich: W przyszłym tygodniu wstawię pierwszy rozdział "Lost boy". Opowiadanie nie będzie zbyt długie, bo zajmie około 4 rozdziałów, lecz liczę, że przypadnie do gustu. 

Na koniec chciałabym Wam życzyć udanych świąt, spędzonych w przyjemnej atmosferze. Aby każdy z was wypoczął w gronie rodziny. No i abyście dostali to o czym marzycie najbardziej. Nie jestem najlepsze w życzeniach (╥_╥) Niemniej Wszystkiego Najlepszego w ten cudowny czas~ (◡‿◡✿)

niedziela, 14 grudnia 2014

Small town, creepy town - Epilog.

Słońce przyjemnie ogrzewało jej twarz. Spojrzała w górę na niebo ponad wieżowcami. Wokół panował gwar, lecz ona go kochała. Ten szybki styl życia zupełnie odmienny od tego, w jakim się wychowała. Uśmiechnęła się, kiedy dziecko idące za rękę z babcia pomachało do niej. Wiatr podwiał nieznacznie jej zwiewną, jasną suknie. Stała przy piekarni, palcami kręcąc włosy. Po chwili poczuła męską dłoń obejmującą jej rękę. Wyższy chłopak ucałował kobieta w czubek głowy, w drugiej ręce trzymając papierową torbę ze świeżym pieczywem dla co najmniej siódemki ludzi. Wspólnie poszli w stronę ich tymczasowego mieszkania. Lizzy myślami jednak była gdzie indziej.

Wydarzenia z ostatniego miesiąca…

Pot spływał jej po czole, kiedy wraz z młodym chłopakiem i starszym mężczyzną kroczyła ociężale w stronę rzeki. Bała się tego co będzie jutro. Przy czym czuła obrzydzenie ciągnąc ze sobą worek. Worek wypełniony świeżymi zwłokami. Pomyśleć, że w końcu się na to zdecydowała. Ona i Kris oraz kilka innych osób, które nadal się wahało. W końcu to nie była łatwa decyzja. Sama podejmowała ją przez prawie pół roku. Porzucali wszystko. Rodzinę, przyjaciół, dom i miejsce wspomnień. Wiedziała, jednak że innego sposoby nie ma. Próbowała. Wiele razy chciała wyjechać, lecz zawsze tutaj wracała. A raczej ją sprowadzano z powrotem. Dlatego jedynym wyjściem było umrzeć dla tego miasteczka i odzyskać wolność lub raczej jej w końcu zaznać.

- W porządku? – zapytał z zatroskaniem jej chłopak, kiedy doszli do jeziora. Gnom stał kawałek za nimi rozglądając się po okolicy. Podczas gdy para rozmawiała, on podszedł do brzegu. Lizzy pokiwała głową w odpowiedzi, uśmiechając się nieco słabo. Jednak zadowolenie zniknęło, a po jej plecach przeszedł dreszcz. To było przerażające patrząc na ciało kobiety podobnej do niej w jej ulubionej sukience. Nie była identyczna, lecz wystarczająco ucharakteryzowana, aby można było je pomylić. Poza tym było w to zaplątane tyle osób, że nie było mowy o ujawnieniu ich planu. Staruszek może wydawał się niepozorny, lecz łeb miał jak połowa miasteczka. Dlatego nie potrafiła rozumieć co ktoś tak obrotny, inteligentny i z wieloma znajomościami robi w takim miejscu. Niestety nieważne kto by go o to pytał, nigdy nie udzielił nikomu odpowiedzi. Nawet Minho, który był nijako jego ulubieńcem. To właśnie Choi ich wszystkich połączył. Chłopak był najbardziej zdeterminowany, aby wyjechać. Może dlatego, że nikt go tutaj nie trzymał? W końcu nie miał rodziny, a jedynie garstkę przyjaciół.

- Wrzućcie je tutaj. Nad ranem będzie przy tamtym brzegu – Gnom dłonią wskazał na punkt po drugiej stronie jeziora. Noc w wodzie powinna dodać odpowiednich właściwości zwłokom i je rozmiękczyć. Lizzy spojrzała w stronę przymocowanej łodzi rybaka. Wszyscy wiedzieli, że ten codziennie rano wypływa na jezioro, a skoro staruszek wskazał tamto miejsce, to znaczyło, iż tam rybak znajdzie zwłoki skoro świt.

Kiedy znaleziono Lizzy następnego dnia, dziewczyna była w drodze do tymczasowego mieszkania w wielkim mieście, gdzie z czasem pojawiali się kolejni zapełniając wolne pokoje.

***

Tao obserwował dawnego przyjaciela podczas zabawy z psem. Uśmiechnął się pod nosem nim wszedł do domu. Z salonu usłyszał krzyki i wyrzuty pijanej matki. Nie słuchał jej wiedząc, że niedługo nadejdzie koniec. Usiadł przed komputerem czekając na noc. Zdrzemnął się jedynie trzy godziny, by o trzeciej w nocy wymknąć się z mieszkania. Przy ratuszu czekał na niego Minho oraz Sehun, którzy zaproponowali mu pomoc. Gnom dał im wytyczne. Słońce wschodziło nad horyzont, kiedy oni siedzieli na dachu. Tao wpatrywał się w młodego Azjatę. Chłopak obawiał się, że nie są identyczni, lecz staruszek zapewniał go, że to nieważne. W końcu, kiedy ciało uderzy o ziemię, zostanie zniekształcone a głowa roztrzaskana. Nikt nie będzie robił dokładnej sekcji, ani badał jego uzębienie. Zwłoki zostaną szybko spalone. Była szósta, kiedy w trójkę złapali martwe ciało i zrzucili je z dachu ratusza. Wszyscy usłyszeli szczekanie oraz krzyk. Tao wychylił się minimalnie.

- Cholera… - burknął pod nosem widząc w dole znajomą postać. Nie przewidział tego. Zostawi teraz w umyśle D.O sporą skazę. Minho i Sehun odciągnęli go i wspólnie uciekli z miejsca zbrodni. Kilka godzin później Tao otrzymał telefon od Jongina. Rozumiał całkowicie jego wywód pełen złości i pretensji. Przyjął wszystko ze spuszczoną głową, prosząc Kaia, aby się zaopiekował Kyungsoo tak, jak tylko on to potrafi. Od zawsze zazdrościł znajomemu, że tak łatwo dogadywał się z D.O, a ten zawsze szukał u niego pocieszenia.

***

Wszyscy byli zdziwieni zaciętością Timmiego, który był jeszcze dzieckiem. W końcu jak można nazwać kogoś, kto nawet nie ukończył szesnastu lat dojrzałym emocjonalnie? Jednak on taki był. Pomimo młodego wieku, był niezwykle rozwinięty. Był adoptowany, więc nie czuł specjalnej więzi z rodziną. Zdarzało się nawet, że czuł do nich nienawiść. Nie taką dziecięcą, gdy nie kupią mu cukierka. Była to wrogość godna kogoś, kto stracił wszystko przez drugą osobę. Dlatego pomimo nieprzychylności większości grupy, Gnom zgodził się mu pomóc. Niestety sprawa dziecka była o tyle trudna, że Timmy pojawił się nagle, a znalezienie odpowiedniego ciała nie było łatwe. Na biegu organizował zwłoki dziecka, które przywieziono z innego miasta w nocy. Tej samej, której postawiono je na środku ulicy i rozjechano kilka razy. Nikt nie chciał się za to zabierać, co było zrozumiane. Dlatego Gnom poprosił znajomego, który obcował ze śmiercią na co dzień i rozczłonkowanie ciała nie brzydziło go tak, jak innych.

Staruszek miał wielu przyjaciół. W tym takich, do których policja miała pełne zaufanie. Jak chociażby miejscowy patolog. Lee Jinki sławił się swoimi umiejętnościami. Dlatego też nigdy by go nie powiązano z tymi zbrodniami. Jego raporty były wiarygodne. Był świetnym oszustem. To zapewne sprawiło, że przez myśl nikomu nie przeszło podejrzewać niepozornego gościa od zwłok.

***

Najgorzej był z Minho. Oczywiście to z czasem się pogorszyło. Z tego najbardziej zdeterminowanego do wyjazdu stał się tym, który nie wiedział co zrobić. Wszystko przez pewnego niepozornego dzieciaka, który mocno zaczął odznaczać się w jego życiu. Wcześniej nie miał dla kogo zostawać w tym miasteczku. Jego mieszkanie było smutne i puste. Potem pojawił się Taemin. Starał się do niego nie zbliżać, byleby nie tęsknić. Szło mu to całkiem dobrze. Do dnia, kiedy chłopak został u niego pierwszy raz na noc. Nie chciał, aby u niego zostawał, lecz nie miał innego wyjścia. I to właśnie go zgubiło.

Nad ranem, widząc jego słodką zawstydzoną twarz poczuł ukłucie w podbrzuszu. Przy wspólnym śniadaniu jego ciało ogarnęło przyjemnie ciepło płynące od serca. Nie mógł przestać się przy nim uśmiechać, kiedy ten coś żywo opowiadał, siedząc wspólnie w salonie szatyna. Nawet na lekkim kacu Tae był pełen życia i dobroci, a kiedy go pocałował widział w jego oczach nadzieję i miłość. Uczucie o którym dawno temu zapomniał.

Stał między drzewami, z telefonem w dłoni, przed domem młodszego chłopaka. Raz jeszcze spojrzał na urządzenie, nim ruszył w drogę do domu Gnoma. Staruszek otworzył mu niemal od razu. Czekał na niego już dłuższą chwilę. Strapił się jednak widząc wahanie w oczach szatyna. Zaprosił go do środka, bez pytania serwując herbatę. Czekał cierpliwie, aż Minho się przed nim otworzy. Nie naciskał, nie poganiał. Miał niemal anielską cierpliwość.  

- Nie wiem, co mam robić. Chyba się zakochałem, ale wszystko jest już gotowe na dzisiejszą noc – Minho wsunął dłoń we włosy, mówiąc głosem pełnym rozpaczy i niemocy. Dawno nie był tak rozdarty. Zaczął mieć większy respekt dla innych, którzy przecież zostawiają osoby im bliskie i najukochańsze. Czuł się w porównaniu do nich słaby.

- Synu… - Gnom usiadł koło szatyna, kładąc mu opiekuńczo dłoń na ramieniu. Choi nigdy nie oponował, kiedy staruszek tak na niego mówił. Znali się od kilku lat i pomagali sobie nawzajem. Gdyby nie Tae, mężczyzna byłby dla niego najważniejszą osobą. Byłby nią jeszcze niespełna tydzień temu. Zabawne ile może się zmienić w ciągu zaledwie kilku dni. – Wiesz, że do niczego cię nie zmuszam. Jeśli potrzebujesz czasu na przemyślenie tego – dam ci go.

- Dziękuję – Minho uśmiechnął się słabo. – Potrzebuję teraz samotności… - mruknął pod nosem, wiedząc że Gnom go zrozumie. Staruszek wygrzebał z kieszeni klucze do niewielkiej chaty na skraju jezioro za granicami miasteczka. Choi podziękował mu skinieniem głowy, wyłączając telefon, kiedy tylko dotarł na miejsce. Nie spał całą noc, jak i za dnia nie zmrużył oka. Był świadomy jak bardzo musi się martwić o niego Taemin. Aż serce mu się krajało na wyobrażenie smutku w tych wielkich, brązowych oczach. Jednak czy to co było między nimi ma rację bytu? Może nie dostać drugiej szansy na wyjazd z miasta. Jeśli im się nie uda, utknie tutaj. Całkowicie sam. W końcu ile jeszcze będzie żył staruszek? Poza nim nie miał nikogo.

Zajęło mu dwa dni podjęcie decyzji. Był świadom, że go szukają. Swoim powrotem wzbudzi podejrzenia. Dlatego w przepoconych ubraniach, cały w ziemi oraz liściach szedł w stronę miasteczka. Potargał nieco włosy i podarł koszulę dla wiarygodności. Nie był najgorszym aktorem, co dawno temu już zauważył. Chciał nawet spróbować swoich sił w tej sztuce, kiedy już wyjedzie. Teraz musiała mu się przydać do udawania niewinnego i zagubionego. Szło mu nad wyraz dobrze, chociaż na komisariacie, kiedy zadawano mu po raz setny to samo pytanie, zaczął się irytować. W końcu po niemal godzinie go wypuszczono.

A kiedy tylko zobaczył Taemina, całego zmarnowanego, z wielkimi dołkami pod oczami i łzami szczęścia – jego serce stanęło, aby zabić następnie mocno. Wyszeptał cicho, z uczuciem jego imię. Kiedy tylko objął mniejsze ciałko swoimi ramionami wiedział, że dobrze zrobił. Kochał go i nie pozwoli mu odejść.

***

Kibum siedział w sali biologicznej zastanawiając się nad swoim życiem. Miał tyle do przemyślenia. Wracał do domu z Sehunem. Rozmowa z nim nieco rozjaśniła mu umysł, lecz nadal czuł nieprzyjemny uścisk w żołądku na samą myśl o tym, że mógłby opuścić Jonghyuna. Kochał go, ale się dusił. Nie przy nim. To była wina miasteczka. Z roku na rok było coraz gorzej. Jeśli by nie wyjechał, wtedy chyba sam by się zabił.

Dzielnie się trzymał przez cały wieczór spędzony z Jongiem. Ostatni raz się z nim kochał, ostatni raz go pocałował i powiedział, że go kocha. Zaczął się rozklejać, kiedy pojechali pod dom. Nigdy chyba nie było i nie będzie mu dane podejmować trudniejszych decyzji. Raz jeszcze wyszeptał, że jest dla niego wszystkim nim wysiadł z auta. Pomachał mu ze sztucznym uśmiechem, czując jak łzy zbierają się w oczach. Ręka opadła wzdłuż ciała, kiedy auto zniknęło za zakrętem.

- Chyba będzie padać… - wyszeptał pod nosem, czując wilgoć na polikach. Wiedział, że nie jest teraz sam. Za ogrodzeniem siedział Sehun, który na słowa blondyna wstał z miejsca. Kibum rozkleił się już na dobre. Oh objął go, głaszcząc uspokajająco po włosach.

- Możesz się jeszcze wycofać – przypomniał mu ściszonym głosem wprost do ucha. Key pokręcił głową. Musiał to zrobić, nieważne jak bardzo bolało. Wziął kilka głębszych wdechów nim odsunął się od znajomego. Otarł łzy bluzą Jonghyuna, którą postanowił zabrać ze sobą. Wraz z kilkoma rzeczami, które obecnie niósł Sehun w torbie. Pokierowali się do domu Gnoma, w czasie kiedy Jinki wraz z Jonginem przybijali ciało do drzwi kościoła, a patolog zajmował się detalami jak róże i uśmiech. Kibum chciał spektakularnej śmierci.

Nad ranem Key siedział w pociągu do miasta, a Sehun z żalem obserwował załamanie jakie przechodził Jonghyun. Chciał napisać do Kibuma, lecz wiedział, że chłopak przechodzi teraz ciężki okres. Niedługo i on będzie musiał podjąć decyzję.

***

Zaledwie dwa dni później Sehunem targały podobne rozterki. Żył nadzieją, że przekona LuHana do wyjazdu. Dlatego też tego dnia odebrał go spod pracy i razem pojechali do domu starszego. Rzucił go na łóżko z rozbrajającym uśmiechem, rozwiązując sugestywnie krawat. Jednak nie było seksu. Oh nie był w stanie się przemóc do zbliżenia z myślą, że to może być ostatni raz, lecz nie mógł sobie odmówić wyznania mu miłości.

- Wyjedź stąd ze mną – poprosił cicho z nadzieją w głosie Sehun. Poruszał wcześniej ten temat, lecz liczył, że tym razem będzie inaczej. W końcu te wszystkie morderstwa wpływały na psychikę ludzi. – Proszę.. – dodał z desperacją w głosie. To była ostatnia szansa, aby się nie rozstawali. Niestety Lu uciął temat, nie chciał go nawet wysłuchać. Zirytowało to młodszego chłopaka, lecz bardziej zabolało głęboko w sercu. Nie panował nad własnymi, przykrymi słowami. Z trzaskiem zamknął za sobą drzwi słysząc ostatnie zdanie blondyna, które odbijało się w jego głowie niczym echo. Szedł przed siebie w kierunku domu, lecz minął budynek i przeskoczył ogrodzenie, idąc wydeptaną ścieżką. Musiał pożegnać się z kimś równie mu bliskim. Pies już z daleka rozpoznał właściciela. Usiadł przy zwierzęciu głaszcząc jego piękne, jasne futro. Zaczęło padać, lecz on nie chciał się ruszać. Poczuł wibracje z kieszeni, które wyrwały go z zamyślenia. Było już późno, kiedy odwiązał sznurek od budy. Wraz z psem pokierował się lasem do starego domu Gnoma wchodząc tylną bramą.

- Dobry wieczór, Sehun – staruszek stał w ogródku, podlewając kwiaty. Oh kiwnął głową. Gnom odstawił konewkę, głaszcząc futrzaka po głowie. – Mamy jeszcze czas. Co powiesz na herbatę? – zaproponował, widząc że chłopak jest cały przemoknięty. Sehun kiwnął głowa, puszczając wolno psa, który od razu wbiegł zaciekawiony do mieszkania. Rozmawiali przez dłuższy czas. Chłopak żalił się na pożegnanie z ukochanym, a Gnom słuchał go z uwagą, chociaż nie mógł mu w żaden sposób doradzić.

Około północy wybrali się do kostnicy, gdzie Jinki otworzył im tylne drzwi. Wspólnie wywieźli wcześniej przygotowane ciało. Pies cały czas im towarzyszył. Nie chciał zostawiać właściciela przeczuwając, że stanie się coś niedobrego. Sehun siedział na tylnym siedzeniu auta, za swoimi plecami w bagażniku mając trupa podobnego do niego.

- Tutaj będzie dobrze – odparł Jinki, stając przy rowie w ulicy. Wspólnie z chłopakiem wyciągnęli ciało rzucając je do dołu przy ulicy. Sehun wyjął telefon, zagryzając mocno wargę, kiedy pisał ostatniego smsa do ukochanego. Kliknął wyślij, rzucając telefon obok ciała. Czuł, że się rozkleja. Starł szybko łzę, biorąc głębszy wdech. Jinki wsiadł do auta, czekając aż Sehun do niego dołączy. Miał odstawić chłopaka na pociąg w pobliskim miasteczku. Oh trzymał w dłoni smycz.

- Byłbym wdzięczny gdybyś się nim zajął. – zwrócił się do Gnoma, który z dobrotliwym uśmiechem zabrał sznurek z dłoni dzieciaka.

- Zadbam o niego, a ty uważaj na siebie, chłopcze – staruszek poklepał Sehuna po ramieniu, machając mu, kiedy ten siedział już w aucie. Oh obserwował mijane domy, w milczeniu płacząc, lecz wiedział, że to była dobra decyzja, nawet jeśli teraz żałował.

Gnom ruszył w drogę powrotną z psem przy nodze. W drodze powrotnej natknął się na policjantów patrolujących ulicę, lecz był doskonałym kłamcą.

***

Kai obserwował uważnie Jonghyuna i LuHana. To było okropne oglądać ich łzy. Zwłaszcza Lu. Jednak rozumiał doskonale wybór Sehuna. Chociaż nie był pewien czy na jego miejscu by wyjechał. Poza nimi byli również Baekhyun i Chanyeol. Stanęli przy Jonginie, kiedy chowano trumnę do ziemi. Skinęli sobie głową w niemym geście przywitania.

W tym samym czasie, w centrum miasta, Jinki wywoził kolejne ciało. Policji tłumaczył, że nie mają tyle miejsca w kostnicy, a niedługo przyjdzie nowe ciało. Oczywiście to był tylko pretekst do tego, by jak najszybciej pozbyć się zwłok. Oddał je do palenia, kończąc na najbliższy czas pracę. W mieście spotkał Gnoma z psem. Widział, że staruszek cieszy się w nowego zajęcia. Zwykle siedział sam w domu, dlatego zwierzę było dla niego miłą odmianą.

Jednak wracając do Jongina, ten zaraz po zajęciach pobiegł do LuHana. Sehun go poprosił, aby zaopiekował się chłopakiem i podniósł go trochę na duchu. Oh wiedział, iż jedynie Kai jest do tego zdolny. Był też świadomy co niegdyś znajomy czuł do jego chłopaka. Mimo to ufał mu i wiedział, że nie zrobi nic głupiego. Jonginowi szło całkiem dobrze. Trzymał swoje serce na wodzy do czasu, aż Lu nie zapytał go o dawne uczucie do niego. Pomimo tego Kai nie wykorzystał słabości dawnego przyjaciela. Wszystko dlatego, że w jego sercu pojawił się ktoś inny. Broń boże nie była to Amber. Dziewczyna coraz częściej wywoływała w nim obrzydzenie. To był D.O. Nie wiedząc czemu, czuł się jakby go zdradzał będąc z LuHanem. Tłumaczył się tym, że przecież Kyungsoo jest jego przyjacielem, który również potrzebuje wsparcia. Dlatego zamiast wrócić do domu, poszedł do jego domu. Zastał go bawiącego się z Sonią. Widząc ten radosny, beztroski uśmiech poczuł ciepło na sercu.

***

Baekhyun spojrzał na swojego chłopaka z czułym uśmiechem. Pomimo że sytuacja nie była zbyt radosna, to oni byli szczęśliwi. Może jedynie trochę obrzydzeniu. Wrzucali kolejne sterty śmieci na wielkie ognisko, jakie mają zamiar urządzić. Gnom stał kawałek dalej przy workach ze zwłokami.

- Chyba już starczy? – zapytał Chanyeol odwracając się do staruszka, który kiwnął głową na zgodzę. Baek spojrzał pytająco na swojego chłopaka, który westchnął ciężko. Wiedział co znaczyło to cielęce spojrzenie. Sam przytaszczył zwłoki pod stos, kiedy miał już ułożyć i przywiązać drugie bezwiedne ciało, usłyszeli brzęk odblokowywania broni.

- Nie ruszać się! – wszyscy odwrócili się w stronę policjanta, który na ich widok opuścił broń – Co do cholery – wyszeptał omiatając cały stadion wzrokiem.

- Proszę podejść i wyjaśnię wszystko panu – odparł Gnom, zapraszając gestem dłoni mężczyznę do siebie.

- Nie igraj sobie ze mną – zagroził mu, znowu unosząc broń.

- Ależ bym śmiał – staruszek uśmiechnął się do niego polubownie, samemu podchodząc bliżej, aby nie musieć krzyczeć. – Wszystko panu opowiem – dodał, gestem głowy nakazując chłopakom dalej pracować. Policjant był zdezorientowany, a Baekhyun i Chanyeol zdenerwowania. Gnom począł wszystko tłumaczyć mężczyźnie, który z każdą historią był coraz bardziej zdziwiony, ale też wszystko stawało się jasne. Teraz i on był w to wszystko wplątany. Mógł co prawda zatrzymać całą trójkę, lecz co by to dało? Zniszczyłby im życie, a przecież ci tylko chcieli w końcu poczuć się wolni. No i nikogo nie zabili. Co najwyżej deprawowali zwłoki.

Policjant obserwował z żalem wielkie ognisko na środku boiska szkolnego. Jutro nad ranem do jego gabinetu pewnie przybiegnie jakiś młody chłopak i powie, że znaleziono kolejne ciała. Mężczyzna spojrzał na dwójkę chłopaków, których za kilka godzin oficjalnie uzna za zamordowanych. Wyglądali na szczęśliwych, a on nie miał zamiaru odbierać im tego. Wystarczająco dużo musieli przejść, aby odbierać im to do czego doszli.

***

Jonginowi wydawało się, że to będzie łatwiejsze. Jednak zamiary a czyny różnią się od siebie. W ciągu trzech dni tak wiele się wydarzyło. Zerwał z Amber, udało mu się podnieść LuHana chociaż trochę na duchu i pocałował D.O. Przy czym, kiedy ich usta się zetknęły poczuł cudowny uścisk w żołądku, którego nigdy nie doświadczył przy swojej dziewczynie. Mimo to odszedł. Wystraszył się swojego uczucia to przyjaciela. Ucieczka wydawała mu się najlepszym wyjściem.

Jednak, kiedy szedł na spotkanie z Minho, wpadł na Kyungsoo. Z rumianymi polikami, nierównym oddechem od biegu oraz wilgotnymi oczami wyglądał dla niego pięknie. Wystraszył D.O swoim nagłym pojawieniem się. Przyjaciel zaczął się śmiał zawstydzony i tłumaczyć. Kai nie był w stanie nic z siebie wydusić, czując gulę w gardle. Jego ciało zareagowało bez wiedzy rozumu. Objął mocno chłopaka, chcąc ostatni raz poczuć jego zapach. Nie powinien sobie tak tego utrudniać. Niestety serce nie sługa.

- Kocham cię – wyszeptał do ucha Kyungsoo, przeklinając się w myślach. Był takim kretynem. Jednak zamiast się zamknąć, gadał dalej – Jesteś najbliższą mi osobą. Moim najlepszym przyjacielem od wielu lat. Nie wyobrażam sobie dnia bez ciebie – szeptał głosem zduszonym, bliskim płaczu. Najgorsze było to, że nie było w tych słowach ani grama kłamstwa.

- Nigdzie się nie wybieram – D.O zapewnił go czułym głosem, co jeszcze bardziej zabolało Jongina. Wtedy niczym taran pojawił się Minho. Kai za razem przeklinał go, ale i błogosławił. Pomógł mu oderwać się od Kyungsoo. Jongin skłamał przyjacielowi, że Choi ma mu pomóc z komputerem. Ostatni raz oglądał drobną postać chłopaka, nim poczuł dłoń szatyna na swoim ramieniu. Wiedział, że to rodzaj wsparcia i był za to wdzięczny.

Mimo to, kiedy kilka dni później był na własnym pogrzebie, chciał to wszystko cofnąć. Widząc D.O podłamanego, pragnął go tylko przytulić i przeprosić za to, że doprowadził go do łez. Kai już wcześniej zakomunikował, że chce być tego dnia obecny. Pragnął poczuć, że naprawdę odcina się od tego miasteczka. Minho najwidoczniej przewidział, że widząc D.O będzie chciał zmartwychwstać, dlatego wysłał z nim Baekhyuna. Kai przeprosił Kyungsoo, odchodząc z przeczuciem, że nigdy więcej się nie zobaczą.

***

Obecnie

Lizzy wróciła wraz z Krisem do wspólnego mieszkania. Jongin siedział z laptopem na fotelu i słuchawkami w uszach, Timmy bawił się z Suho, Chanyeol przytulał na kanapie Baekhyuna, który kłócił się z Kibumem. Ta dwójka nigdy nie umiała się dogadać. Po przyjeździe tutaj co prawda było trochę lepiej. Baek nie naciskał za bardzo na blondyna. Wszystko przez to, iż dowiedział się o Jonghyunie. Było mu żal Key. Podobnie jak wszystkim było szkoda Sehuna oraz Jongina, którzy wydawali się podłamani. Kris westchnął cicho, odkładając pieczywo w kuchni, gdzie Tao gotował dla wszystkich posiłek. Wszyscy, przynajmniej większość, mieszkała póki co pod jednym dachem, nim nie znajdą pracy i nie staną na nogi.

- Jongin, Key, Sehun… - zaczął, patrząc na całą trójkę. Oh puknął Kaia w ramie, aby ten oderwał się od monitora. Kiedy Kris zyskał uwagę, usiadł na oparciu fotela. – Rozmawiałem z Minho – zaczął niepewnie, mimo to z delikatnym uśmiechem - Wpadł na pewien pomysł…

***

Kilka dni wcześniej

Choi ciężko było z myślą, jak bardzo muszą cierpieć niektórzy przez rozstanie z drugą połówką. Sam nie wyobraża sobie obecnie życia bez Taemina. Którego swoją drogą poinformował o wszystkim. Nie chciał go okłamywać przez całe życie. Chłopak z początku był na niego wściekły, lecz kiedy złość opadła, Tae poczuł ulgę, że jego przyjaciel żyję. I docenił to, że Minho został tutaj dla niego. Obiecał mu nawet, że kiedyś pojadą razem na wakacje za granicę i może nigdy nie wrócą.

Następnie rozmawiał kolejno z LuHanem oraz D.O. Ten drugi miał do niego niechętny stosunek, lecz kiedy usłyszał całą historię zaczął przychylniej patrzeć na Choi. Już nie był dłużej w jego oczach potencjalnym mordercą Jongina. Próbował też porozmawiać z Jonghyunem. Złapał go na korytarzu po lekcjach.

- Jonghyun, chodzi o Kibuma… - zaczął, a brunet z gniewie zatrzasnął drzwiczki szafkę. Już wcześniej kilka razy próbował przemówić mu do rozsądku, lecz ten nie słuchał.

- Zamknij się w końcu! Key umarł, to koniec – warknął rozgoryczony, rzucając wyższemu chłopakowi spojrzenie pełne nienawiści. Minho westchnął cicho z rezygnacją, patrząc na plecy oddalającego się Jonga. Choi zawitał kilka dni później u Gnoma wraz z Taeminem. Chłopak bawił się z psem w czasie, kiedy Minho odbywał rozmowę ze staruszkiem.

- Czyli to koniec? – dopytał jakby nie dowierzał. Poprzedni miesiąc był pełen niepewności, żalu i smutku, ale i radosnych chwil dla niego. Gnom kiwnął głową, popijając herbatę. Choi parsknął pod nosem, odgarniając włosy z czoła do tyłu. – Czasami myślę, że to miasteczko jest przeklęte – dodał z krzywym uśmiechem.

- W tym świecie istnieją rzeczy, których nie umiemy wytłumaczyć – dodał po chwili staruszek. Przeżył wystarczająco wiele, aby wierzyć we własne słowa.

***

Tłum był niesamowity. Ludzie wysiadali z pociągu z walizkami i mniejszymi plecakami. Z przyjaciółmi lub całymi rodzinami. Kilka znajomych stało z wyczekiwaniem, szukając w tłumie znajomej twarzy. Sehun, Jongin i Key stali z przodu. Za nimi, na ławce, siedzieli Kris i Timmy. Starszy chłopak miał samochód, a dzieciak się uparł, że pojedzie z nimi.

- Stresuję się.. – zaśmiał się Jongin, kiedy ludzie wchodzący do budynku zaczęli się przerzedzać. Pierwszy pojawił się LuHan. Z niewielką walizką przecisnął się przez tłum. Widząc Sehuna rozpłakał się. Oh rozłożył szeroko ramiona z szelmowskim uśmieszkiem na ustach. Starszy chłopak pobiegł do niego, lecz nim rzucił mu się w objęcia, uderzył go z otwartej dłoni w polik.

- Kretyn!– krzyknął mu wprost w twarz, lecz po chwili wtulił się w miękką bluzę ukochanego. – Przytul mnie, idioto – dodał bez złości w głosie. Czuł tak cholerną ulgę, kiedy się przy nim znalazł. Tak wiele wycierpiał ostatnimi czasy. Nie myślał nawet dwa razy, kiedy tylko okazało się, że może być znowu z tym głupim dzieciakiem. Sehun odsunął od siebie chłopaka, wycierając mu łzy z polików. Ucałował usta, za którymi tak tęsknił. Lu pokręcił głową, odwracając się wzrokiem w stronę Jongina. – Hej. Cieszę się, że ty też jesteś cały – chłopak uśmiechnął się do przyjaciela. Kai kiwnął głową. Miał już odpowiedzieć, kiedy usłyszał znajomy, niepewny głos Kyungsoo, który próbował przecisnąć się przez ludzi. Kai czuł, że nie może przestać się szczerzyć na jego widok. D.O w końcu się przecisnął. Postawił torbę przed Jonginem, bawiąc się za dużymi rękami bluzy. Czuł się tak strasznie niepewnie. Niby zgodził się wyjechać dla Kaia, ale nie był pewien czy ten go chce.

- Um… - zaczął niepewnie Kyungsoo, lecz jego dalsze słowa zostały zagłuszone przez wargi przyjaciela.

- Cholera, nawet nie wierz jak się cieszę, że cię widzę. – wyszeptał łamliwym głosem, stykając ich czoła ze sobą. D.O zaśmiał się przez łzy. – Przepraszam za wszystko – dodał po chwili, samemu się rozklejając. Kibum uśmiechnął się pod nosem, lecz w środku czuł niepokój. Stawał na palcach, chcąc dojrzeć karłowatą postać swojego chłopaka. Niestety coraz mniej ludzi wchodziło, a on czuł nieprzyjemny ucisk w sercu. Luhan odsunął się od swojego chłopaka, podchodząc do Kibuma. Key widział to w jego oczach.

- Nie… - wyszeptał nie chcąc uwierzyć. Przecież tak się kochali, więc czemu był tutaj D.O, a nie było jego Jonghyuna?!

- Przykro mi, Kibummy – wyszeptał Lu, przytulając blondyna. Wszyscy próbowali pocieszyć jakoś chłopaka, lecz wiedzieli, że tylko czas może uleczyć złamane serce. – Chodźmy. – zawyrokował LuHan, dając swoją torbę Sehunowi. Key raz jeszcze spojrzał na wejście na peron. Nie było go i nigdy już nie będzie. Kibum poczuł drobną rączkę, obejmującą jego. Spojrzał w dół na Timmiego, który patrzył na niego smutnymi, wielkimi oczami.

- Masz mnie. Zastąpię go – wyszeptało dziecko lekko sepleniąc. To była urocza, niewinna myśl, lecz podniosła Key nieco na duchu.

- Dziękuję – Kibum ukląkł, biorąc dziecko na ręce. Musiał nauczyć się żyć bez Jonghyuna. Potrzebny był mu po prostu czas. Może to głupie, ale Timmy będzie jego nowym celem w życiu. Zajmie się nim i wychowa jak najlepiej będzie umiał. To chociaż trochę zapełni jego pustkę w sercu.

Kto wie, co przyniesie kolejny rok czy dwa? Życie pędzi w wielkim mieście, podczas gdy w miasteczku czas jest pojęciem względnym. Teraz jednak byli tam ludzi, którzy pomogą innym w razie potrzeby. I chociaż było to niezwykle piękne miejsce, co jakiś czas urodzi się ktoś, dla kogo będzie jedynie złotą klatką.
_____________________________________________________________________________________________________________

No i koniec. Nie jestem pewna czy możemy nazwać to happy endem... mam nadzieję, że mnie nie zabijecie. Tym bardziej, że udało mi się w miarę szybko napisać nowy rozdział! 
Przed świętami na pewno dodam jeszcze one-shot z JongKey. 
Co to kolejnych opowiadań : Zapewne zacznę od "Lost boy" (jest w zakładce z planowanymi) a potem ruszę z jakimś opowiadaniem fantasy, co wy na to? (coś na kształt x-menów) 
I mam dla was dobrą wiadomość. Myślałam nad zawieszeniem bloga do czasu matur, lecz uznałam, ze dam radę nawet jeśli będę musiała pisać po nocach. Za bardzo to kocham, by odpuścić. 
To chyba na tyle. Tymczasem wracam do nauki, bo od poniedziałku kolejne próbne matury na mnie czekają. 
Do zobaczenia i dziękuję wam za wszystkie komentarze i to, że jesteście <3