Słońce przyjemnie ogrzewało jej twarz. Spojrzała w górę na
niebo ponad wieżowcami. Wokół panował gwar, lecz ona go kochała. Ten szybki
styl życia zupełnie odmienny od tego, w jakim się wychowała. Uśmiechnęła się,
kiedy dziecko idące za rękę z babcia pomachało do niej. Wiatr podwiał nieznacznie
jej zwiewną, jasną suknie. Stała przy piekarni, palcami kręcąc włosy. Po chwili
poczuła męską dłoń obejmującą jej rękę. Wyższy chłopak ucałował kobieta w
czubek głowy, w drugiej ręce trzymając papierową torbę ze świeżym pieczywem dla
co najmniej siódemki ludzi. Wspólnie poszli w stronę ich tymczasowego
mieszkania. Lizzy myślami jednak była gdzie indziej.
Wydarzenia z ostatniego miesiąca…
Pot spływał jej po czole, kiedy wraz z młodym chłopakiem i
starszym mężczyzną kroczyła ociężale w stronę rzeki. Bała się tego co będzie
jutro. Przy czym czuła obrzydzenie ciągnąc ze sobą worek. Worek wypełniony
świeżymi zwłokami. Pomyśleć, że w końcu się na to zdecydowała. Ona i Kris oraz
kilka innych osób, które nadal się wahało. W końcu to nie była łatwa decyzja.
Sama podejmowała ją przez prawie pół roku. Porzucali wszystko. Rodzinę,
przyjaciół, dom i miejsce wspomnień. Wiedziała, jednak że innego sposoby nie
ma. Próbowała. Wiele razy chciała wyjechać, lecz zawsze tutaj wracała. A raczej
ją sprowadzano z powrotem. Dlatego jedynym wyjściem było umrzeć dla tego
miasteczka i odzyskać wolność lub raczej jej w końcu zaznać.
- W porządku? – zapytał z zatroskaniem jej chłopak, kiedy
doszli do jeziora. Gnom stał kawałek za nimi rozglądając się po okolicy.
Podczas gdy para rozmawiała, on podszedł do brzegu. Lizzy pokiwała głową w
odpowiedzi, uśmiechając się nieco słabo. Jednak zadowolenie zniknęło, a po jej
plecach przeszedł dreszcz. To było przerażające patrząc na ciało kobiety
podobnej do niej w jej ulubionej sukience. Nie była identyczna, lecz
wystarczająco ucharakteryzowana, aby można było je pomylić. Poza tym było w to
zaplątane tyle osób, że nie było mowy o ujawnieniu ich planu. Staruszek może
wydawał się niepozorny, lecz łeb miał jak połowa miasteczka. Dlatego nie
potrafiła rozumieć co ktoś tak obrotny, inteligentny i z wieloma znajomościami
robi w takim miejscu. Niestety nieważne kto by go o to pytał, nigdy nie
udzielił nikomu odpowiedzi. Nawet Minho, który był nijako jego ulubieńcem. To
właśnie Choi ich wszystkich połączył. Chłopak był najbardziej zdeterminowany,
aby wyjechać. Może dlatego, że nikt go tutaj nie trzymał? W końcu nie miał
rodziny, a jedynie garstkę przyjaciół.
- Wrzućcie je tutaj. Nad ranem będzie przy tamtym brzegu –
Gnom dłonią wskazał na punkt po drugiej stronie jeziora. Noc w wodzie powinna
dodać odpowiednich właściwości zwłokom i je rozmiękczyć. Lizzy spojrzała w
stronę przymocowanej łodzi rybaka. Wszyscy wiedzieli, że ten codziennie rano
wypływa na jezioro, a skoro staruszek wskazał tamto miejsce, to znaczyło, iż
tam rybak znajdzie zwłoki skoro świt.
Kiedy znaleziono Lizzy
następnego dnia, dziewczyna była w drodze do tymczasowego mieszkania w
wielkim mieście, gdzie z czasem pojawiali się kolejni zapełniając wolne pokoje.
***
Tao obserwował dawnego przyjaciela podczas zabawy z psem. Uśmiechnął
się pod nosem nim wszedł do domu. Z salonu usłyszał krzyki i wyrzuty pijanej
matki. Nie słuchał jej wiedząc, że niedługo nadejdzie koniec. Usiadł przed
komputerem czekając na noc. Zdrzemnął się jedynie trzy godziny, by o trzeciej w
nocy wymknąć się z mieszkania. Przy ratuszu czekał na niego Minho oraz Sehun,
którzy zaproponowali mu pomoc. Gnom dał im wytyczne. Słońce wschodziło nad
horyzont, kiedy oni siedzieli na dachu. Tao wpatrywał się w młodego Azjatę.
Chłopak obawiał się, że nie są identyczni, lecz staruszek zapewniał go, że to
nieważne. W końcu, kiedy ciało uderzy o ziemię, zostanie zniekształcone a głowa
roztrzaskana. Nikt nie będzie robił dokładnej sekcji, ani badał jego uzębienie.
Zwłoki zostaną szybko spalone. Była szósta, kiedy w trójkę złapali martwe ciało
i zrzucili je z dachu ratusza. Wszyscy usłyszeli szczekanie oraz krzyk. Tao
wychylił się minimalnie.
- Cholera… - burknął pod nosem widząc w dole znajomą postać.
Nie przewidział tego. Zostawi teraz w umyśle D.O sporą skazę. Minho i Sehun
odciągnęli go i wspólnie uciekli z miejsca zbrodni. Kilka godzin później Tao
otrzymał telefon od Jongina. Rozumiał całkowicie jego wywód pełen złości i
pretensji. Przyjął wszystko ze spuszczoną głową, prosząc Kaia, aby się
zaopiekował Kyungsoo tak, jak tylko on to potrafi. Od zawsze zazdrościł
znajomemu, że tak łatwo dogadywał się z D.O, a ten zawsze szukał u niego
pocieszenia.
***
Wszyscy byli zdziwieni zaciętością Timmiego, który był
jeszcze dzieckiem. W końcu jak można nazwać kogoś, kto nawet nie ukończył
szesnastu lat dojrzałym emocjonalnie? Jednak on taki był. Pomimo młodego wieku,
był niezwykle rozwinięty. Był adoptowany, więc nie czuł specjalnej więzi z
rodziną. Zdarzało się nawet, że czuł do nich nienawiść. Nie taką dziecięcą, gdy
nie kupią mu cukierka. Była to wrogość godna kogoś, kto stracił wszystko przez
drugą osobę. Dlatego pomimo nieprzychylności większości grupy, Gnom zgodził się
mu pomóc. Niestety sprawa dziecka była o tyle trudna, że Timmy pojawił się
nagle, a znalezienie odpowiedniego ciała nie było łatwe. Na biegu organizował
zwłoki dziecka, które przywieziono z innego miasta w nocy. Tej samej, której
postawiono je na środku ulicy i rozjechano kilka razy. Nikt nie chciał się za
to zabierać, co było zrozumiane. Dlatego Gnom poprosił znajomego, który obcował
ze śmiercią na co dzień i rozczłonkowanie ciała nie brzydziło go tak, jak
innych.
Staruszek miał wielu przyjaciół. W tym takich, do których
policja miała pełne zaufanie. Jak chociażby miejscowy patolog. Lee Jinki sławił
się swoimi umiejętnościami. Dlatego też nigdy by go nie powiązano z tymi
zbrodniami. Jego raporty były wiarygodne. Był świetnym oszustem. To zapewne
sprawiło, że przez myśl nikomu nie przeszło podejrzewać niepozornego gościa od
zwłok.
***
Najgorzej był z Minho. Oczywiście to z czasem się
pogorszyło. Z tego najbardziej zdeterminowanego do wyjazdu stał się tym, który nie
wiedział co zrobić. Wszystko przez pewnego niepozornego dzieciaka, który mocno
zaczął odznaczać się w jego życiu. Wcześniej nie miał dla kogo zostawać w tym
miasteczku. Jego mieszkanie było smutne i puste. Potem pojawił się Taemin.
Starał się do niego nie zbliżać, byleby nie tęsknić. Szło mu to całkiem dobrze.
Do dnia, kiedy chłopak został u niego pierwszy raz na noc. Nie chciał, aby u
niego zostawał, lecz nie miał innego wyjścia. I to właśnie go zgubiło.
Nad ranem, widząc jego słodką zawstydzoną twarz poczuł
ukłucie w podbrzuszu. Przy wspólnym śniadaniu jego ciało ogarnęło przyjemnie
ciepło płynące od serca. Nie mógł przestać się przy nim uśmiechać, kiedy ten
coś żywo opowiadał, siedząc wspólnie w salonie szatyna. Nawet na lekkim kacu
Tae był pełen życia i dobroci, a kiedy go pocałował widział w jego oczach
nadzieję i miłość. Uczucie o którym dawno temu zapomniał.
Stał między drzewami, z telefonem w dłoni, przed domem
młodszego chłopaka. Raz jeszcze spojrzał na urządzenie, nim ruszył w drogę do
domu Gnoma. Staruszek otworzył mu niemal od razu. Czekał na niego już dłuższą
chwilę. Strapił się jednak widząc wahanie w oczach szatyna. Zaprosił go do
środka, bez pytania serwując herbatę. Czekał cierpliwie, aż Minho się przed nim
otworzy. Nie naciskał, nie poganiał. Miał niemal anielską cierpliwość.
- Nie wiem, co mam robić. Chyba się zakochałem, ale wszystko
jest już gotowe na dzisiejszą noc – Minho wsunął dłoń we włosy, mówiąc głosem
pełnym rozpaczy i niemocy. Dawno nie był tak rozdarty. Zaczął mieć większy
respekt dla innych, którzy przecież zostawiają osoby im bliskie i
najukochańsze. Czuł się w porównaniu do nich słaby.
- Synu… - Gnom usiadł koło szatyna, kładąc mu opiekuńczo
dłoń na ramieniu. Choi nigdy nie oponował, kiedy staruszek tak na niego mówił.
Znali się od kilku lat i pomagali sobie nawzajem. Gdyby nie Tae, mężczyzna
byłby dla niego najważniejszą osobą. Byłby nią jeszcze niespełna tydzień temu.
Zabawne ile może się zmienić w ciągu zaledwie kilku dni. – Wiesz, że do niczego
cię nie zmuszam. Jeśli potrzebujesz czasu na przemyślenie tego – dam ci go.
- Dziękuję – Minho uśmiechnął się słabo. – Potrzebuję teraz
samotności… - mruknął pod nosem, wiedząc że Gnom go zrozumie. Staruszek
wygrzebał z kieszeni klucze do niewielkiej chaty na skraju jezioro za granicami
miasteczka. Choi podziękował mu skinieniem głowy, wyłączając telefon, kiedy
tylko dotarł na miejsce. Nie spał całą noc, jak i za dnia nie zmrużył oka. Był
świadomy jak bardzo musi się martwić o niego Taemin. Aż serce mu się krajało na
wyobrażenie smutku w tych wielkich, brązowych oczach. Jednak czy to co było
między nimi ma rację bytu? Może nie dostać drugiej szansy na wyjazd z miasta.
Jeśli im się nie uda, utknie tutaj. Całkowicie sam. W końcu ile jeszcze będzie
żył staruszek? Poza nim nie miał nikogo.
Zajęło mu dwa dni podjęcie decyzji. Był świadom, że go
szukają. Swoim powrotem wzbudzi podejrzenia. Dlatego w przepoconych ubraniach,
cały w ziemi oraz liściach szedł w stronę miasteczka. Potargał nieco włosy i
podarł koszulę dla wiarygodności. Nie był najgorszym aktorem, co dawno temu już
zauważył. Chciał nawet spróbować swoich sił w tej sztuce, kiedy już wyjedzie.
Teraz musiała mu się przydać do udawania niewinnego i zagubionego. Szło mu nad
wyraz dobrze, chociaż na komisariacie, kiedy zadawano mu po raz setny to samo
pytanie, zaczął się irytować. W końcu po niemal godzinie go wypuszczono.
A kiedy tylko zobaczył Taemina, całego zmarnowanego, z
wielkimi dołkami pod oczami i łzami szczęścia – jego serce stanęło, aby zabić
następnie mocno. Wyszeptał cicho, z uczuciem jego imię. Kiedy tylko objął
mniejsze ciałko swoimi ramionami wiedział, że dobrze zrobił. Kochał go i nie
pozwoli mu odejść.
***
Kibum siedział w sali biologicznej zastanawiając się nad
swoim życiem. Miał tyle do przemyślenia. Wracał do domu z Sehunem. Rozmowa z
nim nieco rozjaśniła mu umysł, lecz nadal czuł nieprzyjemny uścisk w żołądku na
samą myśl o tym, że mógłby opuścić Jonghyuna. Kochał go, ale się dusił. Nie
przy nim. To była wina miasteczka. Z roku na rok było coraz gorzej. Jeśli by
nie wyjechał, wtedy chyba sam by się zabił.
Dzielnie się trzymał przez cały wieczór spędzony z Jongiem.
Ostatni raz się z nim kochał, ostatni raz go pocałował i powiedział, że go
kocha. Zaczął się rozklejać, kiedy pojechali pod dom. Nigdy chyba nie było i
nie będzie mu dane podejmować trudniejszych decyzji. Raz jeszcze wyszeptał, że
jest dla niego wszystkim nim wysiadł z auta. Pomachał mu ze sztucznym uśmiechem,
czując jak łzy zbierają się w oczach. Ręka opadła wzdłuż ciała, kiedy auto
zniknęło za zakrętem.
- Chyba będzie padać… - wyszeptał pod nosem, czując wilgoć
na polikach. Wiedział, że nie jest teraz sam. Za ogrodzeniem siedział Sehun,
który na słowa blondyna wstał z miejsca. Kibum rozkleił się już na dobre. Oh
objął go, głaszcząc uspokajająco po włosach.
- Możesz się jeszcze wycofać – przypomniał mu ściszonym
głosem wprost do ucha. Key pokręcił głową. Musiał to zrobić, nieważne jak
bardzo bolało. Wziął kilka głębszych wdechów nim odsunął się od znajomego.
Otarł łzy bluzą Jonghyuna, którą postanowił zabrać ze sobą. Wraz z kilkoma
rzeczami, które obecnie niósł Sehun w torbie. Pokierowali się do domu Gnoma, w
czasie kiedy Jinki wraz z Jonginem przybijali ciało do drzwi kościoła, a
patolog zajmował się detalami jak róże i uśmiech. Kibum chciał spektakularnej
śmierci.
Nad ranem Key siedział w pociągu do miasta, a Sehun z żalem
obserwował załamanie jakie przechodził Jonghyun. Chciał napisać do Kibuma, lecz
wiedział, że chłopak przechodzi teraz ciężki okres. Niedługo i on będzie musiał
podjąć decyzję.
***
Zaledwie dwa dni później Sehunem targały podobne rozterki.
Żył nadzieją, że przekona LuHana do wyjazdu. Dlatego też tego dnia odebrał go
spod pracy i razem pojechali do domu starszego. Rzucił go na łóżko z
rozbrajającym uśmiechem, rozwiązując sugestywnie krawat. Jednak nie było seksu.
Oh nie był w stanie się przemóc do zbliżenia z myślą, że to może być ostatni
raz, lecz nie mógł sobie odmówić wyznania mu miłości.
- Wyjedź stąd ze mną – poprosił cicho z nadzieją w głosie
Sehun. Poruszał wcześniej ten temat, lecz liczył, że tym razem będzie inaczej. W
końcu te wszystkie morderstwa wpływały na psychikę ludzi. – Proszę.. – dodał z
desperacją w głosie. To była ostatnia szansa, aby się nie rozstawali. Niestety
Lu uciął temat, nie chciał go nawet wysłuchać. Zirytowało to młodszego
chłopaka, lecz bardziej zabolało głęboko w sercu. Nie panował nad własnymi,
przykrymi słowami. Z trzaskiem zamknął za sobą drzwi słysząc ostatnie zdanie
blondyna, które odbijało się w jego głowie niczym echo. Szedł przed siebie w
kierunku domu, lecz minął budynek i przeskoczył ogrodzenie, idąc wydeptaną
ścieżką. Musiał pożegnać się z kimś równie mu bliskim. Pies już z daleka
rozpoznał właściciela. Usiadł przy zwierzęciu głaszcząc jego piękne, jasne
futro. Zaczęło padać, lecz on nie chciał się ruszać. Poczuł wibracje z
kieszeni, które wyrwały go z zamyślenia. Było już późno, kiedy odwiązał sznurek
od budy. Wraz z psem pokierował się lasem do starego domu Gnoma wchodząc tylną
bramą.
- Dobry wieczór, Sehun – staruszek stał w ogródku,
podlewając kwiaty. Oh kiwnął głową. Gnom odstawił konewkę, głaszcząc futrzaka
po głowie. – Mamy jeszcze czas. Co powiesz na herbatę? – zaproponował, widząc
że chłopak jest cały przemoknięty. Sehun kiwnął głowa, puszczając wolno psa,
który od razu wbiegł zaciekawiony do mieszkania. Rozmawiali przez dłuższy czas.
Chłopak żalił się na pożegnanie z ukochanym, a Gnom słuchał go z uwagą, chociaż
nie mógł mu w żaden sposób doradzić.
Około północy wybrali się do kostnicy, gdzie Jinki otworzył
im tylne drzwi. Wspólnie wywieźli wcześniej przygotowane ciało. Pies cały czas
im towarzyszył. Nie chciał zostawiać właściciela przeczuwając, że stanie się
coś niedobrego. Sehun siedział na tylnym siedzeniu auta, za swoimi plecami w
bagażniku mając trupa podobnego do niego.
- Tutaj będzie dobrze – odparł Jinki, stając przy rowie w
ulicy. Wspólnie z chłopakiem wyciągnęli ciało rzucając je do dołu przy ulicy.
Sehun wyjął telefon, zagryzając mocno wargę, kiedy pisał ostatniego smsa do
ukochanego. Kliknął wyślij, rzucając
telefon obok ciała. Czuł, że się rozkleja. Starł szybko łzę, biorąc głębszy
wdech. Jinki wsiadł do auta, czekając aż Sehun do niego dołączy. Miał odstawić
chłopaka na pociąg w pobliskim miasteczku. Oh trzymał w dłoni smycz.
- Byłbym wdzięczny gdybyś się nim zajął. – zwrócił się do Gnoma,
który z dobrotliwym uśmiechem zabrał sznurek z dłoni dzieciaka.
- Zadbam o niego, a ty uważaj na siebie, chłopcze –
staruszek poklepał Sehuna po ramieniu, machając mu, kiedy ten siedział już w
aucie. Oh obserwował mijane domy, w milczeniu płacząc, lecz wiedział, że to
była dobra decyzja, nawet jeśli teraz żałował.
Gnom ruszył w drogę powrotną z psem przy nodze. W drodze
powrotnej natknął się na policjantów patrolujących ulicę, lecz był doskonałym
kłamcą.
***
Kai obserwował uważnie Jonghyuna i LuHana. To było okropne oglądać
ich łzy. Zwłaszcza Lu. Jednak rozumiał doskonale wybór Sehuna. Chociaż nie był
pewien czy na jego miejscu by wyjechał. Poza nimi byli również Baekhyun i
Chanyeol. Stanęli przy Jonginie, kiedy chowano trumnę do ziemi. Skinęli sobie
głową w niemym geście przywitania.
W tym samym czasie, w centrum miasta, Jinki wywoził kolejne
ciało. Policji tłumaczył, że nie mają tyle miejsca w kostnicy, a niedługo
przyjdzie nowe ciało. Oczywiście to był tylko pretekst do tego, by jak
najszybciej pozbyć się zwłok. Oddał je do palenia, kończąc na najbliższy czas
pracę. W mieście spotkał Gnoma z psem. Widział, że staruszek cieszy się w
nowego zajęcia. Zwykle siedział sam w domu, dlatego zwierzę było dla niego miłą
odmianą.
Jednak wracając do Jongina, ten zaraz po zajęciach pobiegł
do LuHana. Sehun go poprosił, aby zaopiekował się chłopakiem i podniósł go trochę
na duchu. Oh wiedział, iż jedynie Kai jest do tego zdolny. Był też świadomy co
niegdyś znajomy czuł do jego chłopaka. Mimo to ufał mu i wiedział, że nie zrobi
nic głupiego. Jonginowi szło całkiem dobrze. Trzymał swoje serce na wodzy do
czasu, aż Lu nie zapytał go o dawne uczucie do niego. Pomimo tego Kai nie
wykorzystał słabości dawnego przyjaciela. Wszystko dlatego, że w jego sercu
pojawił się ktoś inny. Broń boże nie była to Amber. Dziewczyna coraz częściej
wywoływała w nim obrzydzenie. To był D.O. Nie wiedząc czemu, czuł się jakby go
zdradzał będąc z LuHanem. Tłumaczył się tym, że przecież Kyungsoo jest jego
przyjacielem, który również potrzebuje wsparcia. Dlatego zamiast wrócić do
domu, poszedł do jego domu. Zastał go bawiącego się z Sonią. Widząc ten
radosny, beztroski uśmiech poczuł ciepło na sercu.
***
Baekhyun spojrzał na swojego chłopaka z czułym uśmiechem.
Pomimo że sytuacja nie była zbyt radosna, to oni byli szczęśliwi. Może jedynie
trochę obrzydzeniu. Wrzucali kolejne sterty śmieci na wielkie ognisko, jakie
mają zamiar urządzić. Gnom stał kawałek dalej przy workach ze zwłokami.
- Chyba już starczy? – zapytał Chanyeol odwracając się do
staruszka, który kiwnął głową na zgodzę. Baek spojrzał pytająco na swojego
chłopaka, który westchnął ciężko. Wiedział co znaczyło to cielęce spojrzenie.
Sam przytaszczył zwłoki pod stos, kiedy miał już ułożyć i przywiązać drugie
bezwiedne ciało, usłyszeli brzęk odblokowywania broni.
- Nie ruszać się! – wszyscy odwrócili się w stronę
policjanta, który na ich widok opuścił broń – Co do cholery – wyszeptał omiatając
cały stadion wzrokiem.
- Proszę podejść i wyjaśnię wszystko panu – odparł Gnom,
zapraszając gestem dłoni mężczyznę do siebie.
- Nie igraj sobie ze mną – zagroził mu, znowu unosząc broń.
- Ależ bym śmiał – staruszek uśmiechnął się do niego
polubownie, samemu podchodząc bliżej, aby nie musieć krzyczeć. – Wszystko panu
opowiem – dodał, gestem głowy nakazując chłopakom dalej pracować. Policjant był
zdezorientowany, a Baekhyun i Chanyeol zdenerwowania. Gnom począł wszystko tłumaczyć
mężczyźnie, który z każdą historią był coraz bardziej zdziwiony, ale też
wszystko stawało się jasne. Teraz i on był w to wszystko wplątany. Mógł co
prawda zatrzymać całą trójkę, lecz co by to dało? Zniszczyłby im życie, a
przecież ci tylko chcieli w końcu poczuć się wolni. No i nikogo nie zabili. Co
najwyżej deprawowali zwłoki.
Policjant obserwował z żalem wielkie ognisko na środku
boiska szkolnego. Jutro nad ranem do jego gabinetu pewnie przybiegnie jakiś
młody chłopak i powie, że znaleziono kolejne ciała. Mężczyzna spojrzał na
dwójkę chłopaków, których za kilka godzin oficjalnie uzna za zamordowanych.
Wyglądali na szczęśliwych, a on nie miał zamiaru odbierać im tego. Wystarczająco
dużo musieli przejść, aby odbierać im to do czego doszli.
***
Jonginowi wydawało się, że to będzie łatwiejsze. Jednak zamiary
a czyny różnią się od siebie. W ciągu trzech dni tak wiele się wydarzyło.
Zerwał z Amber, udało mu się podnieść LuHana chociaż trochę na duchu i
pocałował D.O. Przy czym, kiedy ich usta się zetknęły poczuł cudowny uścisk w żołądku,
którego nigdy nie doświadczył przy swojej dziewczynie. Mimo to odszedł.
Wystraszył się swojego uczucia to przyjaciela. Ucieczka wydawała mu się
najlepszym wyjściem.
Jednak, kiedy szedł na spotkanie z Minho, wpadł na Kyungsoo.
Z rumianymi polikami, nierównym oddechem od biegu oraz wilgotnymi oczami
wyglądał dla niego pięknie. Wystraszył D.O swoim nagłym pojawieniem się.
Przyjaciel zaczął się śmiał zawstydzony i tłumaczyć. Kai nie był w stanie nic z
siebie wydusić, czując gulę w gardle. Jego ciało zareagowało bez wiedzy rozumu.
Objął mocno chłopaka, chcąc ostatni raz poczuć jego zapach. Nie powinien sobie
tak tego utrudniać. Niestety serce nie sługa.
- Kocham cię – wyszeptał do ucha Kyungsoo, przeklinając się
w myślach. Był takim kretynem. Jednak zamiast się zamknąć, gadał dalej – Jesteś
najbliższą mi osobą. Moim najlepszym przyjacielem od wielu lat. Nie wyobrażam
sobie dnia bez ciebie – szeptał głosem zduszonym, bliskim płaczu. Najgorsze
było to, że nie było w tych słowach ani grama kłamstwa.
- Nigdzie się nie wybieram – D.O zapewnił go czułym głosem,
co jeszcze bardziej zabolało Jongina. Wtedy niczym taran pojawił się Minho. Kai
za razem przeklinał go, ale i błogosławił. Pomógł mu oderwać się od Kyungsoo.
Jongin skłamał przyjacielowi, że Choi ma mu pomóc z komputerem. Ostatni raz
oglądał drobną postać chłopaka, nim poczuł dłoń szatyna na swoim ramieniu.
Wiedział, że to rodzaj wsparcia i był za to wdzięczny.
Mimo to, kiedy kilka dni później był na własnym pogrzebie,
chciał to wszystko cofnąć. Widząc D.O podłamanego, pragnął go tylko przytulić i
przeprosić za to, że doprowadził go do łez. Kai już wcześniej zakomunikował, że
chce być tego dnia obecny. Pragnął poczuć, że naprawdę odcina się od tego
miasteczka. Minho najwidoczniej przewidział, że widząc D.O będzie chciał zmartwychwstać, dlatego wysłał z nim
Baekhyuna. Kai przeprosił Kyungsoo, odchodząc z przeczuciem, że nigdy więcej się
nie zobaczą.
***
Obecnie…
Lizzy wróciła wraz z Krisem do wspólnego mieszkania. Jongin
siedział z laptopem na fotelu i słuchawkami w uszach, Timmy bawił się z Suho,
Chanyeol przytulał na kanapie Baekhyuna, który kłócił się z Kibumem. Ta dwójka
nigdy nie umiała się dogadać. Po przyjeździe tutaj co prawda było trochę
lepiej. Baek nie naciskał za bardzo na blondyna. Wszystko przez to, iż
dowiedział się o Jonghyunie. Było mu żal Key. Podobnie jak wszystkim było
szkoda Sehuna oraz Jongina, którzy wydawali się podłamani. Kris westchnął
cicho, odkładając pieczywo w kuchni, gdzie Tao gotował dla wszystkich posiłek.
Wszyscy, przynajmniej większość, mieszkała póki co pod jednym dachem, nim nie
znajdą pracy i nie staną na nogi.
- Jongin, Key, Sehun… - zaczął, patrząc na całą trójkę. Oh
puknął Kaia w ramie, aby ten oderwał się od monitora. Kiedy Kris zyskał uwagę,
usiadł na oparciu fotela. – Rozmawiałem z Minho – zaczął niepewnie, mimo to z
delikatnym uśmiechem - Wpadł na pewien pomysł…
***
Kilka dni wcześniej…
Choi ciężko było z myślą, jak bardzo muszą cierpieć
niektórzy przez rozstanie z drugą połówką. Sam nie wyobraża sobie obecnie życia
bez Taemina. Którego swoją drogą poinformował o wszystkim. Nie chciał go
okłamywać przez całe życie. Chłopak z początku był na niego wściekły, lecz
kiedy złość opadła, Tae poczuł ulgę, że jego przyjaciel żyję. I docenił to, że
Minho został tutaj dla niego. Obiecał mu nawet, że kiedyś pojadą razem na
wakacje za granicę i może nigdy nie wrócą.
Następnie rozmawiał kolejno z LuHanem oraz D.O. Ten drugi
miał do niego niechętny stosunek, lecz kiedy usłyszał całą historię zaczął
przychylniej patrzeć na Choi. Już nie był dłużej w jego oczach potencjalnym
mordercą Jongina. Próbował też porozmawiać z Jonghyunem. Złapał go na korytarzu
po lekcjach.
- Jonghyun, chodzi o Kibuma… - zaczął, a brunet z gniewie
zatrzasnął drzwiczki szafkę. Już wcześniej kilka razy próbował przemówić mu do
rozsądku, lecz ten nie słuchał.
- Zamknij się w końcu! Key umarł, to koniec – warknął rozgoryczony,
rzucając wyższemu chłopakowi spojrzenie pełne nienawiści. Minho westchnął cicho
z rezygnacją, patrząc na plecy oddalającego się Jonga. Choi zawitał kilka dni
później u Gnoma wraz z Taeminem. Chłopak bawił się z psem w czasie, kiedy Minho
odbywał rozmowę ze staruszkiem.
- Czyli to koniec? – dopytał jakby nie dowierzał. Poprzedni
miesiąc był pełen niepewności, żalu i smutku, ale i radosnych chwil dla niego.
Gnom kiwnął głową, popijając herbatę. Choi parsknął pod nosem, odgarniając
włosy z czoła do tyłu. – Czasami myślę, że to miasteczko jest przeklęte – dodał
z krzywym uśmiechem.
- W tym świecie istnieją rzeczy, których nie umiemy
wytłumaczyć – dodał po chwili staruszek. Przeżył wystarczająco wiele, aby
wierzyć we własne słowa.
***
Tłum był niesamowity. Ludzie wysiadali z pociągu z walizkami
i mniejszymi plecakami. Z przyjaciółmi lub całymi rodzinami. Kilka znajomych
stało z wyczekiwaniem, szukając w tłumie znajomej twarzy. Sehun, Jongin i Key
stali z przodu. Za nimi, na ławce, siedzieli Kris i Timmy. Starszy chłopak miał
samochód, a dzieciak się uparł, że pojedzie z nimi.
- Stresuję się.. – zaśmiał się Jongin, kiedy ludzie
wchodzący do budynku zaczęli się przerzedzać. Pierwszy pojawił się LuHan. Z
niewielką walizką przecisnął się przez tłum. Widząc Sehuna rozpłakał się. Oh
rozłożył szeroko ramiona z szelmowskim uśmieszkiem na ustach. Starszy chłopak
pobiegł do niego, lecz nim rzucił mu się w objęcia, uderzył go z otwartej dłoni
w polik.
- Kretyn!– krzyknął mu wprost w twarz, lecz po chwili wtulił
się w miękką bluzę ukochanego. – Przytul mnie, idioto – dodał bez złości w
głosie. Czuł tak cholerną ulgę, kiedy się przy nim znalazł. Tak wiele
wycierpiał ostatnimi czasy. Nie myślał nawet dwa razy, kiedy tylko okazało się,
że może być znowu z tym głupim dzieciakiem. Sehun odsunął od siebie chłopaka, wycierając
mu łzy z polików. Ucałował usta, za którymi tak tęsknił. Lu pokręcił głową,
odwracając się wzrokiem w stronę Jongina. – Hej. Cieszę się, że ty też jesteś
cały – chłopak uśmiechnął się do przyjaciela. Kai kiwnął głową. Miał już odpowiedzieć,
kiedy usłyszał znajomy, niepewny głos Kyungsoo, który próbował przecisnąć się przez
ludzi. Kai czuł, że nie może przestać się szczerzyć na jego widok. D.O w końcu
się przecisnął. Postawił torbę przed Jonginem, bawiąc się za dużymi rękami
bluzy. Czuł się tak strasznie niepewnie. Niby zgodził się wyjechać dla Kaia,
ale nie był pewien czy ten go chce.
- Um… - zaczął niepewnie Kyungsoo, lecz jego dalsze słowa
zostały zagłuszone przez wargi przyjaciela.
- Cholera, nawet nie wierz jak się cieszę, że cię widzę. –
wyszeptał łamliwym głosem, stykając ich czoła ze sobą. D.O zaśmiał się przez
łzy. – Przepraszam za wszystko – dodał po chwili, samemu się rozklejając. Kibum
uśmiechnął się pod nosem, lecz w środku czuł niepokój. Stawał na palcach, chcąc
dojrzeć karłowatą postać swojego chłopaka. Niestety coraz mniej ludzi
wchodziło, a on czuł nieprzyjemny ucisk w sercu. Luhan odsunął się od swojego
chłopaka, podchodząc do Kibuma. Key widział to w jego oczach.
- Nie… - wyszeptał nie chcąc uwierzyć. Przecież tak się
kochali, więc czemu był tutaj D.O, a nie było jego Jonghyuna?!
- Przykro mi, Kibummy – wyszeptał Lu, przytulając blondyna.
Wszyscy próbowali pocieszyć jakoś chłopaka, lecz wiedzieli, że tylko czas może
uleczyć złamane serce. – Chodźmy. – zawyrokował LuHan, dając swoją torbę
Sehunowi. Key raz jeszcze spojrzał na wejście na peron. Nie było go i nigdy już
nie będzie. Kibum poczuł drobną rączkę, obejmującą jego. Spojrzał w dół na
Timmiego, który patrzył na niego smutnymi, wielkimi oczami.
- Masz mnie. Zastąpię go – wyszeptało dziecko lekko
sepleniąc. To była urocza, niewinna myśl, lecz podniosła Key nieco na duchu.
- Dziękuję – Kibum ukląkł, biorąc dziecko na ręce. Musiał
nauczyć się żyć bez Jonghyuna. Potrzebny był mu po prostu czas. Może to głupie,
ale Timmy będzie jego nowym celem w życiu. Zajmie się nim i wychowa jak
najlepiej będzie umiał. To chociaż trochę zapełni jego pustkę w sercu.
Kto wie, co przyniesie kolejny rok czy dwa? Życie pędzi w
wielkim mieście, podczas gdy w miasteczku czas jest pojęciem względnym. Teraz
jednak byli tam ludzi, którzy pomogą innym w razie potrzeby. I chociaż było to
niezwykle piękne miejsce, co jakiś czas urodzi się ktoś, dla kogo będzie
jedynie złotą klatką.
_____________________________________________________________________________________________________________
No i koniec. Nie jestem pewna czy możemy nazwać to happy endem... mam nadzieję, że mnie nie zabijecie. Tym bardziej, że udało mi się w miarę szybko napisać nowy rozdział!
Przed świętami na pewno dodam jeszcze one-shot z JongKey.
Co to kolejnych opowiadań : Zapewne zacznę od "Lost boy" (jest w zakładce z planowanymi) a potem ruszę z jakimś opowiadaniem fantasy, co wy na to? (coś na kształt x-menów)
I mam dla was dobrą wiadomość. Myślałam nad zawieszeniem bloga do czasu matur, lecz uznałam, ze dam radę nawet jeśli będę musiała pisać po nocach. Za bardzo to kocham, by odpuścić.
To chyba na tyle. Tymczasem wracam do nauki, bo od poniedziałku kolejne próbne matury na mnie czekają.
Do zobaczenia i dziękuję wam za wszystkie komentarze i to, że jesteście <3