niedziela, 30 listopada 2014

Small town, creepy town - 10. Ostatni świadek

- Byun Baekhyun i Park Chanyeol? – próbował rozczytać przez plastikową przezroczystą torebkę w której były legitymację szkolne dwójki chłopaków. Przeniósł następnie wzrok na stos gdzie znajdowały się zwłoki. – Raczej niewiele wyciągniemy z ich ciał – odparł przyglądając się dokładnie ognisku. Wszystko spłonęło. I tak nie znaleźliby żadnych dowodów na ciele. Doskonale o tym wiedział, że to bezcelowe po wczorajszej nocy.

- Czemu jesteś taki sceptyczny? Zobacz ile tutaj śmieci. Może wśród nich znajdziemy cokolwiek. Chociaż włos – mówił z zapałem, próbując podnieść przyjaciela na duchu. Widział rezygnację w jego oczach, kiedy tylko tutaj wszedł. Co go zaskoczyło, bo pamiętał ten płomień w jego oczach. Mężczyzna pokręcił głową.

- Nie męczy cię to? Mnie zaczęło. Od miesiąca uganiam się za.. duchem – mruknął z żalem w głosie. Ta niemoc jednak nie była spowodowana brakiem dowodów. Po prostu poczuł się zmęczony bezcelowością swojej pracy i tego śledztwa. – Z resztą co dalej? Znajdziesz DNA, ale i tak będziesz musiał czekać co najmniej dwa tygodnie na wyniki. W tym czasie będą kolejne cztery ofiary. – dodał na odchodne wręczając partnerowi torbę z dowodami. Wyszedł z boiska odprowadzony przez wiele par oczu.

***

Pani Kim właśnie wróciła z zakupów. Niosła dwie spore torby wprost do kuchni, po drodze skopując z siebie buty. Postawiła zakupy na ladzie zastając swojego syna przy lodówce. Nadal wyglądał marnie, lecz cieszyła się, że znowu zaczął jeść. Sama nie przespała kilku nocy w obawie o jedynego potomka.

- Jonghyun, kochanie – powiedziała głosem zatroskanej matki. Brunet raz jeszcze omiótł wzrokiem lodówkę, nim odwrócił się do kobiety. Nadal wyglądał żałośnie, niczym umarlak z kiepskiego filmu o zombie. – Jak się czujesz? – zapytała z bólem w oczach. Bardzo kochała swojego syna, dlatego tak ją ranił fakt, że nie wie co się z nim dzieje. Do tego miała kolejne złe wieści do przekazania i była pewna, że to tylko podłamie Jonghyuna, lecz wiedziała, że i tak się dowie. Dlatego chciała być przy nim, kiedy ta informacja wyjdzie na jaw.

- Nie widać? Tryskam szczęściem – burknął kąśliwie, chociaż nie chciał być gburem dla własnej matki. Jednak nic nie mógł poradzić na to, że nie potrafił być uprzejmy, kiedy zadawano mu takie głupie pytania. Niemniej był świadom, iż to również nie wina jego matki, która nie jest świadoma jego problemów. Kobieta uśmiechnęła się smutno, skinieniem głowy go przepraszając. Brunet już miał wychodzić z kuchni, lecz kobieta złapała go za rękaw bluzy. Swoją drogą dostał ją od Kibuma na urodziny rok wcześniej. Od tamtego czasu trochę nabrał mięśni, więc nie była już taka luźna, lecz Jong nigdy by się jej nie pozbył. Była jednym z niewielu rzeczy jaka mu została po chłopaku.

- Usiądź, proszę… - mruknęła cicho kobieta, wskazując na stołek przy kuchennej ladzie. Brunet spojrzał na nią pustymi oczami, w końcu zajmując miejsce przed rodzicielką. Ta klęknęła przed nim, łapiąc w swoje drobne dłonie jego męskie ręce. – Chciałam… - nie wiedziała jak do tego podejść. To nie była wiadomość, którą łatwo można komuś przekazać. – Baekhyun nie żyje. Chanyeol również.. – wyszeptała łamiącym się głosem, patrząc wprost w chłodne oczy swojego syna.

- Szkoda – podsumował Jong, wyplątując dłonie z uścisku kobiety. Ta spojrzała na niego zaskoczona. To nie był jej synek. Ten słodki, uczuciowy chłopiec jakiego znała.

- Co się z tobą dzieje?! – krzyknęła na niego, kiedy ten stał już w drzwiach kuchni. Jonghyun chciał ruszyć dalej, jednak odwrócił się do niej. – Czemu nie jest ci przykro z powodu twojego przyjaciela?!

- Jest mi cholernie przykro, lecz poza przyjacielem miałem kogoś, kogo kochałem, ale on już nie żyję. Dlatego nie patrz na mnie z góry, bo kiedy zmarła twoja dawna miłość nie mogłaś się ogarnąć przez prawie miesiąc – wypomniał jej ozięble brunet, który pamiętał jak przez mgłę czasy swojego dzieciństwa. Jong wychodząc z kuchni czuł nieprzyjemny ciężar na sercu, a w uszach słyszał szloch swojej matki, który wciąż dźwięczał i dźwięczał niczym zacięta płyta.

***

Jongin właśnie wychodził z mieszkania Luhana. Chłopak wyglądał z dnia na dzień coraz lepiej, chociaż te zmiany były delikatne. Jednak coraz częściej się uśmiechał lub przynajmniej starał. Kai doceniał to. Niestety nie wszyscy byli podobnego zdania. Kiedy włączył ponownie telefon zalała go fala wiadomości od Amber. Zignorował je wszystkie patrząc na godzinę. Został wieczorem u Lu, ale wyszedł wcześniej chcąc wejść jeszcze po D.O nim pójdą do szkoły. I tak miał jeszcze co najmniej godzinę do zajęć, a Luhan zaczynał wcześnie pracę, dlatego też musiał się ulotnić z jego mieszkania. Dom Kyungsoo był bliżej niż jego własny. W sumie obecnie więcej czasu spędzał ze znajomymi niż własną dziewczyną, lecz nie było mu żal. Coraz częściej myślał o innych zamiast o Amber.

Kiedy przyszedł pod dom Kyungsoo, otworzyła mu gospodyni informując, iż jej leniwy synek jeszcze śpi. Niespecjalnie to zdziwiło samego chłopaka, dlatego zaproponował, że go wyciągnie z łóżka. Wszedł cicho do pokoju przyjaciela, który w najlepsze drzemał pod ciepłą pościelą. Kai położył swoją torbę na ziemi, siadając na wolnym skrawku materaca. D.O spał na plecach, z jedną ręką pod głową, drugą ukrytą gdzieś pod kołdrą. Jongin z delikatnym uśmiechem wpatrywał się w spokojną twarz znajomego. Odgarnął mu włosy z czoła nie widząc żadnej reakcji, co znaczyło, że chłopak ma twardy sen. W przypływie chwili pokierował się sercem, a nie rozumem. Ułożył dłoń obok głowy Kyungsoo, nachylając się nad nim. Zagryzł wargę, nim złożył na ustach przyjaciela subtelny pocałunek. Odsunął się jednak błyskawicznie. Nie powinien był tego robić. Potrząsnął głową, uderzając się samemu w poliki.

- Kai? – D.O przetarł oczy od razu rozpoznając znajomego z postury. Jongin poczuł jak mu serce staje ze strachu. Odwrócił się do chłopaka, przy czym starał się, aby nie było nic po nim widać.

- Wstawaj. Trzeba iść do szkoły – Jongin potargał go po włosach, schodząc z materaca. Kyungsoo przeciągnął się z cichym pomrukiem, przesuwając językiem po swoich wargach nieświadomy, że chwilę temu przeżył wymarzony pocałunek z mężczyzną którego kocha.

***

Minho tego dnia nie poszedł do szkoły. Nie miał ochoty iść w miejsce, w którym panuje grobowy nastrój. Jednak wiedział, że to minie. W końcu wszyscy zapomną, a ofiar przestanie przybywać. Szatyn spojrzał na łeb psa na swoich udach. Głaskał zwierzaka nieśpiesznie za uszami siedząc na kanapie w mieszkaniu Gnoma. Starszy mężczyzna przyniósł mu herbatę, taką jaką Minho lubił najbardziej. Podziękował z należyta wdzięcznością, upijając jedynie łyk gorącego trunku.

- Wpadłbyś za dwa dni? Potrzebuje pomocy – poprosił mężczyzna siadając na swoim ulubionym fotelu, który miał niemal tyle samo lat co on sam. Minho kiwnął głową, wracając do pieszczenia psa. Kochał te wielkie bestie i żałował, że nie mógł mieć własnej. Chociaż, kiedy zobaczył tego kundla przed drzwiami w domu Gnoma coś w nim drgnęło. Skoro ma zamiar zostać w miasteczku to chyba może rozważyć wszystkie za i przeciw posiadania psa.

- Jasne. Ostatni raz? – dopytał, na co staruszek pokiwał głową wsłuchując się w delikatną muzykę lecącą z radia.

- Tak, ostatni raz – powtórzył za nim z przymkniętymi powiekami.

***

Para szła chodnikiem obok szkoły w kierunku niewielkiego parku stworzonego w lesie. Mijali kolejne ławki, podczas gdy ptaki wesoło ćwierkały w koronach drzew. Przyroda w odróżnieniu od ludzi nie przeżywała żałoby. Podobnie jak pewna młoda dziewczyna, która szła z szerokim uśmiechem za rękę wraz ze swoim chłopakiem. Ten jednak był myślami zupełnie gdzie indziej. Jongin jedynie przytakiwał na monolog Amber, lecz w głowie miał cały czas Kyungsoo. Jego słodkie pomruki z rana i smak ust. Wiedział, że to złe. Jednak było to złe nie dlatego, że był jego przyjacielem. Było złe, bo odkrył to uczucie za późno. Zbyt zwlekało z owładnięciem nim, by mógł teraz zrobić jakiś krok. Z drugiej strony mógł zaryzykować. Będą tylko dwa wyjścia. Może nie odwzajemniać jego uczuć, wtedy odejdzie z czystym sumieniem, lecz jeśli i on coś do niego czuje, wtedy pojawi się zawahanie, którego nie powinno nigdy być. Zrani wtedy nie tylko siebie, ale i D.O. Niestety serce nie sługa i często lubi bratać się z rozumem, podsuwając mu najróżniejsze myśli. Amber szarpnęła go za ramię, próbując zwrócić jego uwagę, tym samym skraść mu pocałunek. Jongin poczuł pierwszy raz tak wielkie obrzydzenie na jej wymalowane obślizgłym błyszczykiem wargi. Wyrwał się z uścisk, patrząc na nią ze złością. Może i odleciał myślami gdzieś daleka, lecz chociaż skrawki tego co mówiła dziewczyna dochodziło do niego. I wcale mu się nie podobało jej marudzenie na Kyungsoo.

- Jesteś wkurwiająca – warknął na nią, nie zwracając uwagi ani na to gdzie są, a tym bardziej na swoje słowa. Pierwszy raz był tak zirytowany od bardzo dawna.

- Co, proszę? – zapytała z niedowierzaniem, patrząc na chłopaka szeroko otwartymi w przerażeniu oczyma, chociaż jawiła się w nich niema groźba.

- Do tego jesteś jeszcze głucha? – odpowiedział jej z chamskim uśmieszkiem na ustach. Zaczęło się z tego robić przedstawienie, kiedy coraz większe grupa ludzi ze szkoły zaczęła się im przyglądać. D.O szedł akurat kilka metrów dalej, ale widząc grupę ludzi zaciekawiło go to. – Mam już dość twojego ciągłego gderania, narzekania na wszystko i próby zniewolenia mnie. Do tego jesteś oziębła suką, która myśli jedynie o sobie. Martwisz się tylko o siebie, czym już rzygam. – wytykał jej kolejno, a ta nie była w stanie nic powiedzieć będąc w tak wielkim szoku. – Do tego jesteś beznadziejna w łóżku. Rżysz jak koń podczas orgazmu. – Jongin uśmiechnął się kącikiem ust, kiedy bo zebranych przeszedł głośny chichot, na który dziewczyna poczerwieniała.

- A ty…! – wskazała na niego palcem, lecz nie umiała mu nic wytknąć, zupełnie jakby nagle jego wszelkie wady odleciały. Kai podszedł do niej, chwytając jej drżąca dłoń.

- Możesz czuć się dumna. Chyba zrobiłaś ze mnie stu procentowego geja, bo patrząc na ciebie zbiera mi się na wymioty – wyszeptał czule, zupełnie jakby z nią nie zrywał lecz po prostu szeptał słodkie słówka. Po zebranych przeszedł szmer. Kyungsoo, który stał wśród tłumu patrzył na scenę z mieszaniną zaskoczenia i nadziej tlącej się gdzieś w głębi serca. – Och, nie płacz… - wyszeptał, kiedy ta sięgnęła po ostatnią broń. Wzbudzenie wyrzutów sumienia, lecz na Jongina to już nie działało. – Zaraz rozmażesz sobie makijaż i będziesz jeszcze brzydsza – pocieszył ją w nieumiejętny sposób, zabierając dłonie z jej ramion. Tłum rozstąpił się przed nim, a każdy szeptał między sobą. Dziewczyna ze łzami lecącymi po polikach, bluźniąc na swojego byłego chłopaka, odeszła w przeciwną stronę. Ludzie również zaczęli się rozchodzić, poza Kyungsoo, który  stał oniemiały w miejscu. Chciał wierzyć, że teraz nadeszła jego szansa.

***

Kai siedział w swoim pokoju ze słuchawkami na uszach. Kilka osób do niego dzwoniło, ale nie odbierał telefonu. Wiedział jak wielkie przedstawienie odstawił, ale cieszył się z tego. Skupił się na ekranie monitora. W odbiciu zobaczył drobną postać wchodzącą do jego pokoju. Zastopował grę, zdejmując słuchawki nim odwrócił się przodem do przybysza. Kyungsoo stał w drzwiach, nerwowo bawiąc się palcami za plecami.

- Słyszałem, że zerwałeś z Amber… - zaczął niepewnie się uśmiechając. Jongin oparł się wygodnie na krześle ciesząc się, że akurat jego widzi. Nie kogoś z rodziny, nie LuHana ale właśnie D.O.

- I przyszedłeś mnie pocieszyć? – zapytał rozbawiony, opierając głowę na ręce, patrząc zaczepnie na starszego chłopaka.

- Nie wyglądasz jakbyś potrzebował pocieszenia – parsknął rozbawiony chłopak, nawiązując do wyjątkowo dobrego humoru kogoś kto właśnie zerwał. Uwagę Kyungsoo przyciągnęła torba ze spakowanymi rzeczami przy szafie. – Wybierasz się gdzieś? – dopytał zaniepokojony. Kai spojrzał w tamtą stronę z cieniem czegoś niepokojącego w oczach.

- To rzeczy Amber. Chce je jej oddać – odparł chociażby bez zająknięcia, wzruszając ramionami. – Mój drogi przyjacielu… - jęknął rozpaczliwie, co sprawiło, że chłopak znowu zwrócił na niego uwagę. – Chodź do mnie – poprosił, a ten nieco niepewnie postawił pierwsze kroki. Kiedy stał metr przed młodszym chłopakiem, Jongin wychylił się i złapał go w pasie. Wtulił twarz w brzuch D.O wdychając jego przyjemny, uspokajający zapach. – Pociesz mnie…

- A..ale… - wydukał Kyungsoo jąkając się niemiłosiernie, z czerwonymi polikami. Kai oparł brodę o podbrzusze przyjaciela, patrząc w górę. Jego oczy były poważne i ciemne niczym noc. Miały w sobie coś mrocznego, ale i pociągającego.

- Proszę… - dodał głosem tak cichym, że D.O ledwo go usłyszał. Jednak ten szept przeszył całe ciało starszego chłopaka. Kyungsoo wplótł palce w miękkie włosy, zaczesując je do tyłu. Pokiwał głową, pochylając się do dołu by przytulić przyjaciela. Nie wiedząc czemu ogarnął go wielki smutek.

***

Szef policji spojrzał na kalendarz. Pomimo swoich wcześniejszych słów sprzed dwóch dni, nie przerwał śledztwa. Musiał chociaż udawać, że coś robi. Na szczęście wiedział, że niedługo nadejdzie już koniec tego całego cyrku. Całe miasteczku wróci do dawnego życia bez morderstw. Na pewno na kilka kolejnych lat jedynym problemem będą pijani nastolatkowie błąkający się po lasach.

- To już jutro – zza pleców mężczyzny rozbrzmiał głos.

- Wydaje mi się, że niedługo się pożegnamy – szef policji odwrócił się w kierunku agenta FBI z ciepłym uśmiechem. Ten wydawał się zaskoczony słowami znajomego, lecz ostatecznie westchnął głośno.

- W takim razie co powiesz na wspólne piwo? – zapytał z przyjaznym grymasem na ustach.

- Jak zza dawnych czasów – komendant pokiwał głową, idąc do wyjścia z gabinetu.

***

- Naprawdę musisz iść? – mruknął niezadowolony młody chłopak, obserwując uważnie swojego kochanka, który zakładał na siebie kolejne warstwy ubrań, chociaż te niedawno latały przez cały pokój w dzikim szale.

- Przepraszam, Minnie. – Minho przysiadł na krawędzi łóżka, głaszcząc chłopaka po ciemnych włosach. Tae zrobił niezadowolony dzióbek, ale po chwili uśmiechnął się delikatnie. – Szybko wrócę, zobaczysz – zapewnił go, całując przed wyjściem namiętnie w nabrzmiałe wargi.

- Może druga runda? – Taemin uśmiechnął się zadziornie, łapiąc za kołnierz bluzy kochanka. Choi pokręcił rozbawiony głową, odsuwając delikatnie przyjaciela.

- Jak wrócę – zapewnił go, zabierając jeszcze torbę nim wyszedł w ciemną noc ostatniego dnia miesiąca.

***

D.O biegał spanikowany po mieście. Sonia znowu uciekła i chociaż mama nie chciała go w nocy puścić, to on się uparł. Wtedy jego matka wiedziała, że nawet jeśli mu zabroni, to ten i tak znajdzie sposób na ucieczkę. Kyungsoo otulił się mocniej kurtką, nieprzerwanie wołając psa. Aż w pewnym momencie zaczęło go boleć gardło. Naprawdę się bał. Zaczął się lękać ostatnimi dniami nocy. Szedł koło lasu, czując nieprzyjemne dreszcze przechodzące po jego ciele. Pisnął przestraszony, kiedy usłyszał tuż przy swoim uchu szelest.

- Mój boże, przestraszyłeś mnie – zaśmiał się speszony widząc przed sobą swojego przyjaciela. Kai wydawał się zdziwiony tym spotkaniem. Było dla niego trudne, ale i sprawiło mu radość. – Sonia się znowu zgubiła. Wiem, że nie powinienem wychodzić przez te ostatnie morderstwa, ale martwię się o nią. Sam wiesz jak to jest. Ten pies jest roztrzepany… - wpadł w monolog, który przerwał dopiero, kiedy ramiona Jongina objęły go wokół pasa, przyciskając mocno do swojego ciała. – Kai? – zapytał zatroskany, oddając uścisk.

- Kocham cię. – wyszeptał mu do ucha. D.O poczuł, że serce mu staje na te słowa. Wiele razy odtwarzał w głowie przeróżne scenariusze, jednak kiedy w końcu do tego doszło nie wiedział co zrobić czy powiedzieć. – Jesteś najbliższą mi osobą. Moim przyjacielem od wielu lat. Nie wyobrażam sobie dnia bez ciebie – szeptał głosem zduszonym, bliskim płaczu. Kyungsoo zamiast radości czuł niepokój.

- Nigdzie się nie wybieram – zapewnił go, głaszcząc delikatnie po plecach okrytych jedynie cienką bluzą. Jongin odsunął się od niego z mieszaniną tysiąca skrajnych uczuć w oczach. Już otwierał usta, chciał coś powiedzieć, jednak nie dane mu to było.

- Jongin – zza ich pleców rozbrzmiał donośny, męski głos. D.O spojrzał ponad ramie przyjaciela.

- Choi Minho? – zadał sam sobie to pytanie, przenosząc wzrok z powrotem na znajomego. Kai uśmiechnął się do niego nieco smutno, odgarniając mu kosmyki włosów z czoła.

- Ma mi pomóc z komputerem – wytłumaczył, oddając D.O jego przestrzeń osobistą. – Wracaj lepiej do domu. Sonia wróci. Zapewniam cię – każde kolejne słowo wymawiał coraz ciszej. Kyungsoo chciał go o tyle rzeczy zapytać. O te dwa słowa, które padły kilka minut wcześniej. Ostatecznie jednak kiwnął głową, wracając do mieszkania. Kai stał tam tak długo, dopóki chłopak nie zniknął mu z pola widzenia. Choi podszedł do Jongina, kładąc mu dłoń na ramieniu jako znak wsparcia. To teraz mu było najbardziej potrzebne.

***

Za dwa tygodnie wyczytamy z policyjnych akt, że Kim Jongin był ostatnią ofiarą krwawego miesiąca. Przy jego zdjęciu i danych nie znajdziemy nic innego. Żadnych poszlak czy winnych. Pomimo zeznać Kyungsoo, Minho nie zostały postawione żadne zarzuty. Na czas śmierci ofiary miał solidne alibi. Ciało znaleziono w lesie. Wyglądał jakby uciął sobie drzemkę, lecz nikt nie zobaczył zwłok. Nawet najbliższa rodzina. Szybko poddano je skremowaniu na pogrzeb, który odbył się trzeciego dnia nowego miesiąca. Dzień po tym jak powinna zginąć nowa osoba, lecz kiedy nie znaleziono ciała ludzie odetchnęli. Na pogrzeb Kaia przyszli wszyscy ludzie ze szkoły, agencji FBI, policja i najbliżsi oraz ci dalsi znajomi. Jednak brakowało jednej osoby. Kyungsoo siedział w domu, wtulony w bluzę, którą przyjaciel zostawił u niego, jak i wiele innych rzeczy.

Wiedział, że powinien pójść na pogrzeb. Pożegnać go i spróbować zapomnieć, lecz to było dla niego za wcześnie. Nienawidził Minho, policji która nie potrafiła złapać zabójcy, lecz największy żal czuł do samego siebie. Gdyby tylko coś zrobił. Zatrzymał go po tamtych słowach i nie pozwolił odejść. Może gdyby mu odpowiedział tymi samymi dwoma słowami, wtedy Jongin byłby przy nim, przytulał i pocieszał mówiąc, że wszystko się ułoży. Tym razem nikogo przy nim nie było, nikt nie odsypywał go słodkimi kłamstwami. Jednak nie mógł nie przyjść. Nadal gdzieś w nim żyła nadzieja. Głupia i ulotna, że jego przyjacielowi nic nie jest. Musiał zabić w sobie to absurdalne uczucie. Jeśli nie zobaczy nagrobku z jego imieniem i stosu kwiatów oraz zniczy będzie żył tą myślą, która go będzie niszczyła kawałek po kawałeczku.

***

Byli wszyscy. Przyjaciele, rodzina, nawet Amber. On jednak nie widział tego kto jest mu najbliższy. Chciał się przekonać, że dobrze zrobił, chociaż nie było już odwrotu. Czekał na niego. Obserwował kolejno osoby podchodzące do grobu. Rodzinę, Amber, LuHana, Minho i Taemina, Gnoma. Wzrokiem ciągle szukał znajomej twarzy.

- Nie ma go. Może to i lepiej – obok niego stanął drobny chłopak opierając się o korę drzewa. On nic nie mówił. Wierzył, że przyjdzie, lecz wiara umierała, kiedy ludzie zaczęli się rozchodzić. Sam miał już zrobić to samo, kiedy w końcu go ujrzał. Szedł skulony, wyraźnie zmęczony ostatnimi dniami. Stanął przed nagrobkiem w ciszy. Wszystko do niego powoli dochodziło i rozrywało po raz drugi serce. Kyungsoo upadł na ziemię zalewając się łzami. – Nie… - szatyn złapał znajomego za nadgarstek, kiedy ten chciał podejść do płaczącego chłopaka. – Za późno na to – wyszeptał patrząc przeszywająco na towarzysza. – Chodźmy stąd. – dodał, puszczając mężczyznę wiedząc, że ten za nim pójdzie.

- Przepraszam. Kocham cię. - mruknął pod nosem ostatni raz oglądając się za siebie. Zostawiał wszystko, w tym osobę, którą kochał. Jongin wytarł łzę z polika idąc w ślad za Baekhyunem.
_________________________________________________________________________________________________________________

*upada przed nimi na kolana* Wiem, że jestem złą autorką niedodającą nic na czas. Wybaczcie mi ;< Po prostu czas ucieka mi prze palce i podczas gdy inni się cieszą, że coraz bliżej świąt oraz wakacji to ja panikuje.Do tego niespecjalnie jestem zadowolona, ale to moje osobiste wybredne odczucia.
No ale mniejsza o mnie! Cieszę się, że udało mi się zdążyć przed końcem miesiąca. Został już tylko epilog w którym wszystko wam wyjaśnię, a jest tego sporo jak zauważyliście po końcówce. :3 
Po epilogu wstawię one-shota (jongkey wygrało miażdżąco w ankiecie) a potem... są dwa wyjścia, lecz póki co nie będę czarnowidzieć i po prostu proszę was o wsparcie oraz czekanie na kolejne moje twory~! 

niedziela, 2 listopada 2014

Small town, creepy town - 9. Ognisko


Ubrani na czarno ludzie kroczyli za księdzem w stronę trumny młodego chłopaka. Ciało Kibuma zostało spalone a jego prochy schowane do urny. Pojemnik umieszczono w głębokim grobie i postawiono pomnik na który ludzie właśnie kładli kwiaty. Pojawili się wszyscy jego przyjaciele, znajomi dalsi i bliżsi. Był nawet LuHan, który obecnie przeżywał własną żałobę po śmierci Sehuna. Jednak Oh chciałby tutaj przyjść. Od zawsze dobrze się dogadywać z Key, chociaż nie był z nim wyjątkowo blisko. Zmarły kochanek poświęcał czas głównie jemu, przez co ograniczył inne przyjaźnie. Lu nie chciał do tego doprowadzić, lecz Sehun zapewniał go, że on tego chce. Kochał go. Tak samo jak Jonghyun kochał Kibuma. I nadal kocha.

- Jongie… - Taemin podszedł do mężczyzny, kiedy ludzie zaczęli się rozchodzić po modlitwie i złożeniu kwiatów oraz zniczy. Młodszy chłopak objął znajomego. Wiedział, że ten tego potrzebuje. Wszyscy współczuli rodzicom Kibuma, Danielle, samemu Tae a tym który najbardziej potrzebował wsparcia i przytulenia był Jong. – Tak bardzo mi przykro – wyszeptał bliski płaczu. Minho stał kawałek dalej, lecz nie zamierzał ingerować. Wiedział, że nikt nie kochał Key bardziej niż ta dwójka. Był nawet nieco zazdrosny o uczucie swojego chłopaka do Kibuma. Chociaż było ono platoniczne.

- Dziękuję, Tae – Jonghyun odwzajemnił uścisk, lecz zaraz odsunął się z delikatnym ale niezwykle słabym uśmiechem. – Trzeba… trzeba nauczyć się żyć bez niego, prawda? – pomimo swoich słów nie było w nich nic z życia czy pewności na lepsze jutro. Jong nie widział póki co swojej przyszłości bez Kibuma. Może wcześniej nie mieli łatwego życia i nie rysowało się ono zbyt kolorowo, ale byli razem. Tylko to się liczyło. Teraz bez ukochanego przy boku brunet nie wiedział co ze sobą zrobić.

***

Jinki właśnie wracał z biura szefa policji. Znowu miał dla nich złe wieści. A raczej ich brak. Żadnych śladów na ciele. Odcisków palców, siniaków czy tkanek obcych. Było czysto. Zbyt czysto jak na działania człowieka. Chyba, że ten działał w ubraniu ochronnym, higienicznym pomieszczeniu niczym w serialu Dexter. Tak to przedstawił policjantom.

Mężczyzna wrócił do swojego tymczasowego miejsca pracy w policyjnej kostnicy. Rzucił teczkę na biurko, zdejmując z siebie fartuch. Westchnął cicho słysząc echo własnych kroków. Spojrzał na ciało, które mu przywieziono poprzedniego dnia. Pusta skorupa. Tym właśnie staje się większość ludzi po śmierci. Zwykłym pokarmem dla robaków.

- Dobra, czas się ciebie pozbyć, mój drogi – wyszeptał do siebie Jinki, zakrywając twarz chłopaka lnianym materiałem. Za dwa dni dostanie pewnie nowe ciało, więc musiał mieć wolny stół. Nic więcej nie dowie się od tego ciała, więc nie było sensu go tutaj trzymać. Do tego rodzina chciała jak najszybciej wyprawić pogrzeb. Dlatego przeniósł zwłoki na przenośny stół wyjeżdżając nim z pomieszczenia. Zaraz obok policji znajdował się zakład pogrzebowy. Tylnym wyjściem przewiózł zwłoki przykrywając je ówcześnie. Nie powinien tutaj nikogo spotkać, lecz w razie czego wolał nie narażać go na widok zszytego i podziurawionego ciała. Zapukał w tylne drzwi zakładu pogrzebowego. Po chwili pojawił się starszy mężczyzna. Uśmiechnął się w dość specyficzny sposób na widok patologa.

- Palimy? – dopytał wskazując dłonią na zwłoki. Jinki przytaknął pozostawiając resztę roboty w jego rękach. On miał teraz trochę wolnego, którym zamierzał się nacieszyć. Wszedł jeszcze do swojego biura zabierając swoje rzeczy, zostawiając jedynie fartuch. Dzień był wyjątkowo pogodny. Niektórzy właśnie wracali z pogrzebu. Mężczyzna wszedł do pobliskiego sklepiku i kupił paczkę papierosów. Z nowym zakupem w kieszeni pokierował się na plac główny miasta lub jak niektórzy woleli je nazywać – do centrum. Usiadł na najbliższej ławce wyjmując paczkę. Od razu wyciągnął jednego papierosa i podpalił. Westchnął z ulgą, kiedy nikotyna wypełniła jego płuca. Jinki spojrzał w górę na bezchmurne niebo. Poczuł czyjąś obecność obok, ale nie oderwał wzroku od nieba.

- Piękny dzień, prawda? – zagadał do staruszka, który przysiadł się do niego. Raz jeszcze zaciągnął się papierosem nim strzepnął popiół i spojrzał na nowego towarzysza. Uśmiechnął się do Gnoma dopiero potem zauważając psa siedzącego przy ławce. – Nowy nabytek? – dopytał wskazując na zwierzę, które zamerdało wesoło ogonem widząc, że ktoś zwrócił na nie uwagę.

- Można tak powiedzieć – przytaknął staruszek klepiąc psa po głowie. – Bestia wymaga sporo uwagi – zaśmiał się pogodnie Gnom. Pies na smyczy ruszył dalej chcąc wrócić do przerwanego spaceru. – Widzisz? Nawet posiedzieć nie da – dodał z rezygnacją ale i rozbawieniem w głosie. Jinki przytaknął z delikatnym grymasem zadowolenia na twarzy. Pomachał na odchodne staruszkowi. Wyjął z paczki jeszcze jednego papierosa ruszając w drogę powrotną do moteliku w którym wynajmował tymczasowo pokój.

***

W miejscowej szkole panowała iście grobowa atmosfera. Ginęli w końcu ich przyjaciele. Ludzie bali się kto będzie następny. To mógł być każdy, a czas uciekał. Każdy z nich widział zależność. Za dwa dni pojawi się nowe ciało i każdy liczył, że nie trafi na niego lub kogoś mu bliskiego. Byli też tacy, którym było to obojętne. To byli ci, którzy już kogoś stracili. Jak na przykład Jong czy LuHan. Sami nie byli  w stanie popełnić samobójstwa, lecz jeśli za dwa dni wypadnie na nich, pewnie nie stawialiby oporu. Pytanie tylko czy inne ofiary go stawiały? Może pogodziły się z tym co je spotka? Nikt tego nie wie i to wszystkich przerażało. Nawet wielcy agencie FBI nic nie wiedzieli. Byli bezradni i równie przerażeni okrucieństwem mordercy.

Kiedy rozbrzmiał ostatni dzwonek, wszyscy czym prędzej rozchodzili się do swoich domów. Minho zaprosił Jonghyuna na wieczór do siebie, aby obejrzeć jakiś film lub pograć na konsoli, którą jakiś czas wcześniej przyniósł mu Taemin. Chłopak nie miał z kim grać w domu, dlatego zabrał ją do Choi. To tam przesiadywali większość czasu.

Kai pobiegł po zajęciach (opuszczając zajęcia klubu sportowego) do ratusza. Chciał zobaczyć jak się trzyma LuHan. Martwił się o chłopaka odkąd dowiedział się o śmierci Sehuna. Niestety nie miał wcześniej czasu wpaść do niego. Amber nie dawała mu ostatnimi czasu spokoju. Jej egoistyczne zachowanie zaczęło go powoli irytować. Dlatego tym razem ją olał, nawet jeśli oznacza to później wielką kłótnię. LuHan był swego czasu mu dość drogi. Nim Sehun i Lu się poznali, Kai był bardzo blisko z blondynem. Można by powiedzieć, że gdyby nie pewne wydarzenia, to on byłby partnerem chłopaka. Sam nie wiedział czy to dobrze, czy też źle, że skończyło się tak a nie inaczej. Lubił Amber, lecz nie kochał jej. Był z nią dla wygody i spokoju.

- Lu… - Kai zatrzymał się na ulicy widząc blondyna wychodzącego z budynku. Oddychał ciężko próbując uspokoić galopujące serce po biegu. Od szkoły do ratusza było około trzech kilometrów a on nie zwolnił nawet na chwilę.

- Jongin, h..hej – Luhan uśmiechnął się słabo. Było widać jak bardzo jest wykończony. Nie czekając, aż Kai podejdzie, sam pokonał dzielący ich dystans. Chwilę na siebie patrzyli. W oczach Lu zbierały się już łzy. Przytulił się do dawnego przyjaciela. Jongin objął go mocno wokół pasa, drugą dłonią głaszcząc po włosach. Nie mówił nic, kiedy chłopak moczył jego koszulę swoimi łzami. Czekał, aż ten się uspokoił. Nie poganiał go i cieszył się bliskością z blondynem. Dawno zapomniał jak ten cudownie pachniał oraz jak miło było go trzymać w swoich ramionach. Nie powinien w takim momencie o tym myśleć, lecz trudno powstrzymać własne serce przed mocnymi uderzeniami ekscytacji. – Wybacz… - wyszeptał odsuwając się. Względnie się uspokoił pociągając jedynie co jakiś czas nosem. – Zmoczyłem ci koszulkę – zaśmiał się słabo, pocierając mokre miejsce chcąc aby to zniknęło. Jongin dalej go trzymał w swoich objęciach.

- Nic się nie stało – odparł chcąc uspokoić znajomego. Lu kiwnął głową kładąc dłonie na torsie młodszego chłopaka. Kai wiedział, że miłość do LuHana przeminęła, lecz pozostało pożądanie. Pragnął posmakować tych pięknych, drobnych malinowych usteczek. Uwielbiał te wielkie sarnie oczy wpatrzone w tym momencie w niego. Niestety był dobrym chłopakiem, a nie skończonym draniem, więc nie mógł wykorzystać słabości Lu. Musiał również uszanować to co go łączyło z Sehunem. – Chcesz pójść na kawę? Wolałbym, abyś nie był teraz sam – wyszeptał zatroskany, głaszcząc go po poliku. Lu zarumienił się delikatnie lub Jonginowi tylko się wydawało.

- Chętnie – przytaknął, odsuwając się od znajomego. Kai złapał go za rękę ciągnąc w stronę pobliskiej kawiarni. W środku zajęli jeden ze stolików w rogu. Zamówili kawę i ciasto na współkę. Nowi klienci wchodzi i wychodzili, a oni siedzieli wspólnie rozmawiając i wspominając przeszłość oraz Sehuna. Jongin próbował pocieszyć znajomego jak tylko mógł. Opowiadał głupie historie, wygłupiał się i robił wszystko byleby wywołać na ustach Lu uśmiech. Z czasem zaczęło mu to wychodzić coraz lepiej. Zaczęło się robić ciemno, więc Kai postanowił odprowadzić chłopaka pod jego mieszkanie. Sam musiał jeszcze skoczyć do Kyungsoo po drodze do własnego domu.

- W razie jakbyś chciał pogadać, masz mój numer – stali pod drzwiami, kiedy Jongin wpisywał jeszcze raz swój numer do telefonu chłopaka. LuHan przypatrywał mu się uważnie z poważną i nieco zatroskaną miną. Kai skupił się całkowicie na telefonie, próbując napisać coś na małych klawiszach.

- Jongin… - wyszeptał cicho imię znajomego. Ten uniósł na niego pytająco wzrok. – Nadal coś do mnie czujesz? – dopytał a chłopak aż na chwilę zaniemówił. W końcu zamknął usta, kiedy nic się nie chciało z nich wydostać. Zapisał numer oddając telefon dawnemu przyjacielowi. Kai uśmiechnął się niepewnie do znajomego. Lu doskonale wiedział co do niego czuł kilka lat temu. Gdyby tylko nie poznał Sehuna z blondynem wszystko wyglądałoby inaczej. Długo nie mógł pogodzić się z tym, że tamta dwójka zakochała się w sobie od pierwszego wejrzenia. Chciał zdobyć LuHana tylko dla siebie, co skończyło się klęską. Oczywiście starszy chłopak się dowiedział o jego uczuciu. Przez to, że Kai nie chciał patrzeć na ich szczęście oddalił się od nich i zaczął chodzić z Amber.

- A jakiej oczekujesz odpowiedzi? – dopytał, chowając dłonie do kieszeni bluzy. Lu uciekał wzrokiem jak tylko mógł. Zagryzł delikatnie wargę czując się źle, że zaczął ten temat. Rozdrapywał dawne rany.

- Nie wiem. Przepraszam, nie powinienem był o to pytać – mówił drżącym głosem zerkając na chłopaka przed sobą chcąc dojrzeć jego reakcję. Jongin zaśmiał się widząc zmieszanie Lu. Podszedł do niego targając po włosach. Niby był starszy, ale czasami zachowywał się i wyglądał jak dzieciak. Starszy mężczyzna uśmiechnął się niepewnie. Lubił Kaia i żałował, że ich kontakt urwał się kilka lat temu. Wiedział też, iż kocha Sehuna nawet teraz i na pewno będzie go kochał jeszcze bardzo długo. Jednak chciał znowu odnaleźć w Jonginie przyjaciela. Mimo to obawiał się, iż ten nadal coś do niego czuje, a nie chciał go skrzywdzić. Znowu.

- Nie przejmuj się tym. W końcu chodzę teraz z Amber – przypomniał mu chcąc go w ten sposób uspokoić. Widać podziałało, bo blondyn przytaknął szybko. – Odpocznij – polecił mu Kai odsuwając się chcąc teraz pójść do D.O i wrócić do domu. Lu wyciągnął dłoń, łapiąc go za rękaw bluzy.

- Dziękuję – blondyn nieco niepewnie złożył na poliku młodszego chłopaka subtelny pocałunek. Kai zagryzł zęby. Przytaknął przybierając na usta szelmowski uśmiech, machając na odchodne znajomemu. W drodze do domu D.O myślał o spotkaniu z Lu. Niemniej, kiedy zobaczył Kyungsoo w ogródku podczas zabawy z Sonią, całkowicie zapomniał o LuHanie.

- Tak się szykujesz do testu? – zakpił z niego, przypominając sobie jak ten zapewniał samego siebie, że będzie się uczył. D.O słysząc głos przyjaciela od razu odwrócił się w stronę drogi. Jego twarz rozjaśniła się a w oczach pojawiły iskierki radości.

- Nie czepiaj się – nadął poliki, podchodząc do Jongina. Stali kawałek od siebie w milczeniu. Kai głaskał psa, który stanął na dwóch łapach przy ogrodzeniu. – Wejdziesz? – dopytał czerwonowłosy, kiedy pies pobiegł w stronę domu. Chłopak przytaknął i wspólnie weszli do ciepłego mieszkania. Matka Kyungsoo przywitała się z przyjacielem syna proponując mu ciepły posiłek i herbatę. Oczywiście Kai uprzejmie podziękował i udał się do pokoju D.O. Dał mu obiecane notatki. Pomógł też na ile mógł w nauce. Czerwonowłosy siedział nad lekcjami a chłopak przyglądał mu się z boku. Nachodziły go różne dziwne myśli. Dzięki nim dochodził do wniosku, że Kyugnsoo jest śliczny. Może nie każdy by go tak nazwał przez te wielkie sowie oczy, lecz on je w nim lubił. Tak łatwo było z nich wyczytać uczucia chłopaka. No i te usta. Piękne, pełne różowiutkie wargi. – Jongin~- z jego myśli wyrwał go dźwięczny głos przyjaciela. – Robi się późno…

- Och, powinienem wracać! – przerwał mu przypominając sobie o godzinie policyjnej. Wolał też nie natknąć się na nikogo na ulicy. D.O wyglądał jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale ostatecznie powstrzymał się i jedynie pokiwał głową. Zszedł wraz z nim na dół. Wtedy z kuchni wyszła gospodyni domu. Widząc ubierającego się Jongina pokręciła głową.

- Kochanie, nigdzie nie wyjdzie już o tej godzinie – powiedziała zatroskanym, lecz stanowczym głosem.

- Ale… - Kai chciał zaprzeczyć, ta jednak uciszył go gestem dłoni.

- Nie chce cię mieć później na sumieniu. Wiesz, co się ostatnio dzieje w mieście – upomniała go w typowo matczyny sposób. W ten sposób Jongin nie miał argumentu. Poza tym jak tutaj się kłócić z taką poczciwą kobietą? Napisał do rodziców, że zostanie u znajomego na noc. Nie musiał pisać u którego. Nocował głównie u D.O.

- Liczę, że użyczysz mi łóżka. Jestem padnięty – Kai wrócił do pokoju znajomego od razu uwalając się na materacu. Kyungsoo wrócił do nauki. Naprawdę mu zależało, aby dobrze wypaść. Założył się w końcu z Jonginem. Jeśli uzyska najlepszą ocenę w klasie, wtedy będzie mógł poprosić o co tylko będzie chciał. Jeszcze nie jest pewien o co poprosi, jednak bardzo chce wygrać.

– Jongin, może chcesz.. – urwał w połowie, kiedy spojrzał na śpiącego przyjaciela. Westchnął z rezygnacją kręcąc głową. Zamknął wszystkie książki, wrzucając je do torby na następny dzień. Zszedł jeszcze na dół, aby wypuścić psa i wziąć szybki prysznic. Nie miał serca budzić znajomego. Wyjął pościel z szafki pod łóżkiem. Przykrył najdelikatniej jak umiał Kaia, samemu kładąc się obok. Przysunął się bliżej chcąc poczuć jego ciepło. Wtulił nos w jego tors. Poczuł jednak obcy zapach. Nie były to jednak perfumy Amber. Ta używała zwykle jakiś mdłych kwiatowych aromatów.

- Zasnąłem?... – po pokoju rozniósł się nieprzytomny głos Jongina. D.O mruknął cicho w odpowiedzi, odsuwając się kawałek. – Nie mam siły wstawać – przetarł twarz dłonią. Zerknął w bok na przyjaciela, który leżał teraz do niego tyłem. – Będzie ci przeszkadzać, jeśli zostanę w ciuchach? – dopytał, samemu przewracając się na bok. Przysunął się bliżej niższego chłopaka. Kyungsoo wstrzymał na chwilę oddech czując jego ciepło za sobą.

- N-nie – wydukał w końcu cicho. Jongin mruknął z aprobatą. Kiedy czerwonowłosy zaczął usypiać poczuł ramie obejmujące go od tyłu i ciepły oddech przy karku. Wbrew pozorom obecność Kaia w takich momentach mu pomagała usnąć, chociaż serce waliło mu w piersi jak szalone.

***

Szeryf nie mógł spać w nocy. Przekręcał się z jednego boku na drugi, aż w końcu jego kochana, lecz gderliwa żona wyrzuciła go z łóżka. Chciał położyć się na kanapie i obejrzeć jakiś wieczorny program, lecz poczuł nieodpartą ochotę na spacer. Przebrał się z piżamy w normalne ciuchy wychodząc na zewnątrz. Z przyzwyczajenia zabrał z szuflady przy drzwiach policyjny pistolet kalibru 38. Wieczór był dość chłodny, lecz niebo bezchmurne. Mężczyzna spojrzał w górę na nieboskłon usiany gwiazdami. Minął go radiowóz patrolujący ulicę. Kierowca widząc swojego szefa nawet go nie zatrzymał. Uznał zapewne, że ten tak jak inni patroluje okolice. Dzisiaj w końcu był ten dzień. Niestety mieli za mało chętnych, a za duży teren do sprawdzenia.

Mężczyzna szedł tam gdzie go nogi prowadzą. Minął centrum, skręcając we wschodnią część miasta. Zwolnił przy budynku szkoły. Znajdowały się dwa punkt edukacji dzieciaków oraz dwa przedszkola. Obecnie mijał budynek szkoły średniej. Większość ofiar chodziła właśnie tutaj. Już miał iść dalej, ale coś go tknęło aby skręcić w okolicę boiska. Po co? Może aby powspominać. Kiedyś sam grał na podobnym. Chciał zostać zawodowym graczem, niestety jak to młodzieńcze marzenie – nie spełniło się. Mimo to mężczyzna nadal kochał chodzić na mecze. Liczył, że kiedyś jego syn będzie grał. Niestety ten woli grać na komputerze. Musi, że zostanie zawodowym graczem, lecz szef policji nie wiedział jak można zarabiać na życie grając w gry komputerowe. Boisko szkolne znajdowało się kawałek od budynku szkoły. Otoczone z trzech stron lasem oraz wysoką siatką. To co zaskoczyło policjanta były zapalone lampy. Nie widać ich z ulicy, ani w domach z okolicy przez drzewa. Mężczyzna sięgnął za plecy wyciągając pistolet. Na palcach podszedł do ogrodzenia. Nieco skrzypiało, lecz nie na tyle głośno, aby zwrócić uwagę ludzi na boisku. Policjant próbował się zakraść i zaskoczyć ich.

- Nie ruszać się! – krzyknął celując w mężczyznę przy stosie drewna ustawionym na środku. – Co do cholery… - wyszeptał odpuszczając broń.

***

Młody chłopak, dopiero zaczynający staż, biegł co sił w nogach do gabinetu swojego szefa. Wbiegł zdyszany do środka, zastając starszego mężczyznę z nogami na biurku i aktami w dłoni.

- Proszę pana… - próbował unormować oddech, aby przekazać wiadomość przełożonemu. – Zn-znaleziono ciało – wyklepał w końcu, a starszy policjant westchnął jedynie. W końcu rzucił akta na biurko, podchodząc do chłopaka.

- Gdzie? – dopytał, lecz nawet nie musiał. Wiedział doskonale dokąd musiał się udać.

- Na boisku przy szkole średniej – odpowiedział z zapałem, który towarzyszy nowym i młodym pracownikom. Taka energia szybko zanika, a praca staje się jedynie kolejnym monotonnym elementem życia.

Szef policji pojechał na miejsce, gdzie była już niemal cała ekipa. Wszedł na boisku, unosząc głowę w górę, aby przyjrzeć się trybunom. Potem rozejrzał się dookoła po swoich podwładnych, którzy robili zdjęcia i zbierali dowody. Mężczyzna podszedł do starego znajomego. Ten stał przed usypanym z drewna, ziemi i wiórów palenisku. Ogień zgasł już dawno, a do sporej wielkości słupa przywiązano dwie osoby. Splecione w uścisku. Desperackim, romantycznym i tragicznym.

- Moja żona uznałaby to za romantyczne. Gdyby była to scena w filmie lub lepiej książce. Wszystko wydaje się bardziej romantyczne, kiedy nie widzi się odpadającej skóry i nie czuje zapachu spalonego ciała. – zagadał Bills, kiedy zauważył przy swoim boku współpracownika. Ten jedynie pokiwał głową w odpowiedzi.

- Wiadomo kim są ofiary? – dopytał starszy mężczyzna, chociaż i tak wiedział kim była ta dwójka złączona w uścisku. Bills machnął ręką na jakaś dziewczynę. Ta od razu przybiegła z torbą na dowody. Agent kiwnął jej głową w podzięce podsuwając dokumentu pod nos znajomego.

- Byun Baekhyun i Park Chanyeol? – próbował rozczytać przez plastikową przezroczystą torebkę w której były legitymację szkolne dwójki chłopaków.
____________________________________________________________________________________________________

Mały dodatek w postaci szybkiego rysunku Kibuma z poprzedniego rozdziału:
!Niedługo pojawi się ankieta z paringiem do one-shota!