- Byun Baekhyun i Park Chanyeol? – próbował rozczytać przez
plastikową przezroczystą torebkę w której były legitymację szkolne dwójki
chłopaków. Przeniósł następnie wzrok na stos gdzie znajdowały się zwłoki. –
Raczej niewiele wyciągniemy z ich ciał – odparł przyglądając się dokładnie
ognisku. Wszystko spłonęło. I tak nie znaleźliby żadnych dowodów na ciele.
Doskonale o tym wiedział, że to bezcelowe po wczorajszej nocy.
- Czemu jesteś taki sceptyczny? Zobacz ile tutaj śmieci.
Może wśród nich znajdziemy cokolwiek. Chociaż włos – mówił z zapałem, próbując
podnieść przyjaciela na duchu. Widział rezygnację w jego oczach, kiedy tylko
tutaj wszedł. Co go zaskoczyło, bo pamiętał ten płomień w jego oczach.
Mężczyzna pokręcił głową.
- Nie męczy cię to? Mnie zaczęło. Od miesiąca uganiam się
za.. duchem – mruknął z żalem w głosie. Ta niemoc jednak nie była spowodowana
brakiem dowodów. Po prostu poczuł się zmęczony bezcelowością swojej pracy i
tego śledztwa. – Z resztą co dalej? Znajdziesz DNA, ale i tak będziesz musiał
czekać co najmniej dwa tygodnie na wyniki. W tym czasie będą kolejne cztery
ofiary. – dodał na odchodne wręczając partnerowi torbę z dowodami. Wyszedł z
boiska odprowadzony przez wiele par oczu.
***
Pani Kim właśnie wróciła z zakupów. Niosła dwie spore torby
wprost do kuchni, po drodze skopując z siebie buty. Postawiła zakupy na ladzie
zastając swojego syna przy lodówce. Nadal wyglądał marnie, lecz cieszyła się,
że znowu zaczął jeść. Sama nie przespała kilku nocy w obawie o jedynego potomka.
- Jonghyun, kochanie – powiedziała głosem zatroskanej matki.
Brunet raz jeszcze omiótł wzrokiem lodówkę, nim odwrócił się do kobiety. Nadal
wyglądał żałośnie, niczym umarlak z kiepskiego filmu o zombie. – Jak się
czujesz? – zapytała z bólem w oczach. Bardzo kochała swojego syna, dlatego tak
ją ranił fakt, że nie wie co się z nim dzieje. Do tego miała kolejne złe wieści
do przekazania i była pewna, że to tylko podłamie Jonghyuna, lecz wiedziała, że
i tak się dowie. Dlatego chciała być przy nim, kiedy ta informacja wyjdzie na
jaw.
- Nie widać? Tryskam szczęściem – burknął kąśliwie, chociaż
nie chciał być gburem dla własnej matki. Jednak nic nie mógł poradzić na to, że
nie potrafił być uprzejmy, kiedy zadawano mu takie głupie pytania. Niemniej był
świadom, iż to również nie wina jego matki, która nie jest świadoma jego
problemów. Kobieta uśmiechnęła się smutno, skinieniem głowy go przepraszając.
Brunet już miał wychodzić z kuchni, lecz kobieta złapała go za rękaw bluzy.
Swoją drogą dostał ją od Kibuma na urodziny rok wcześniej. Od tamtego czasu
trochę nabrał mięśni, więc nie była już taka luźna, lecz Jong nigdy by się jej
nie pozbył. Była jednym z niewielu rzeczy jaka mu została po chłopaku.
- Usiądź, proszę… - mruknęła cicho kobieta, wskazując na
stołek przy kuchennej ladzie. Brunet spojrzał na nią pustymi oczami, w końcu
zajmując miejsce przed rodzicielką. Ta klęknęła przed nim, łapiąc w swoje
drobne dłonie jego męskie ręce. – Chciałam… - nie wiedziała jak do tego
podejść. To nie była wiadomość, którą łatwo można komuś przekazać. – Baekhyun
nie żyje. Chanyeol również.. – wyszeptała łamiącym się głosem, patrząc wprost w
chłodne oczy swojego syna.
- Szkoda – podsumował Jong, wyplątując dłonie z uścisku
kobiety. Ta spojrzała na niego zaskoczona. To nie był jej synek. Ten słodki,
uczuciowy chłopiec jakiego znała.
- Co się z tobą dzieje?! – krzyknęła na niego, kiedy ten
stał już w drzwiach kuchni. Jonghyun chciał ruszyć dalej, jednak odwrócił się
do niej. – Czemu nie jest ci przykro z powodu twojego przyjaciela?!
- Jest mi cholernie przykro, lecz poza przyjacielem miałem
kogoś, kogo kochałem, ale on już nie żyję. Dlatego nie patrz na mnie z góry, bo
kiedy zmarła twoja dawna miłość nie mogłaś się ogarnąć przez prawie miesiąc –
wypomniał jej ozięble brunet, który pamiętał jak przez mgłę czasy swojego
dzieciństwa. Jong wychodząc z kuchni czuł nieprzyjemny ciężar na sercu, a w
uszach słyszał szloch swojej matki, który wciąż dźwięczał i dźwięczał niczym
zacięta płyta.
***
Jongin właśnie wychodził z mieszkania Luhana. Chłopak
wyglądał z dnia na dzień coraz lepiej, chociaż te zmiany były delikatne. Jednak
coraz częściej się uśmiechał lub przynajmniej starał. Kai doceniał to. Niestety
nie wszyscy byli podobnego zdania. Kiedy włączył ponownie telefon zalała go
fala wiadomości od Amber. Zignorował je wszystkie patrząc na godzinę. Został
wieczorem u Lu, ale wyszedł wcześniej chcąc wejść jeszcze po D.O nim pójdą do
szkoły. I tak miał jeszcze co najmniej godzinę do zajęć, a Luhan zaczynał
wcześnie pracę, dlatego też musiał się ulotnić z jego mieszkania. Dom Kyungsoo
był bliżej niż jego własny. W sumie obecnie więcej czasu spędzał ze znajomymi
niż własną dziewczyną, lecz nie było mu żal. Coraz częściej myślał o innych
zamiast o Amber.
Kiedy przyszedł pod dom Kyungsoo, otworzyła mu gospodyni informując,
iż jej leniwy synek jeszcze śpi.
Niespecjalnie to zdziwiło samego chłopaka, dlatego zaproponował, że go
wyciągnie z łóżka. Wszedł cicho do pokoju przyjaciela, który w najlepsze
drzemał pod ciepłą pościelą. Kai położył swoją torbę na ziemi, siadając na
wolnym skrawku materaca. D.O spał na plecach, z jedną ręką pod głową, drugą
ukrytą gdzieś pod kołdrą. Jongin z delikatnym uśmiechem wpatrywał się w
spokojną twarz znajomego. Odgarnął mu włosy z czoła nie widząc żadnej reakcji,
co znaczyło, że chłopak ma twardy sen. W przypływie chwili pokierował się
sercem, a nie rozumem. Ułożył dłoń obok głowy Kyungsoo, nachylając się nad nim.
Zagryzł wargę, nim złożył na ustach przyjaciela subtelny pocałunek. Odsunął się
jednak błyskawicznie. Nie powinien był tego robić. Potrząsnął głową, uderzając
się samemu w poliki.
- Kai? – D.O przetarł oczy od razu rozpoznając znajomego z
postury. Jongin poczuł jak mu serce staje ze strachu. Odwrócił się do chłopaka,
przy czym starał się, aby nie było nic po nim widać.
- Wstawaj. Trzeba iść do szkoły – Jongin potargał go po
włosach, schodząc z materaca. Kyungsoo przeciągnął się z cichym pomrukiem,
przesuwając językiem po swoich wargach nieświadomy, że chwilę temu przeżył
wymarzony pocałunek z mężczyzną którego kocha.
***
Minho tego dnia nie poszedł do szkoły. Nie miał ochoty iść w
miejsce, w którym panuje grobowy nastrój. Jednak wiedział, że to minie. W końcu
wszyscy zapomną, a ofiar przestanie przybywać. Szatyn spojrzał na łeb psa na
swoich udach. Głaskał zwierzaka nieśpiesznie za uszami siedząc na kanapie w
mieszkaniu Gnoma. Starszy mężczyzna przyniósł mu herbatę, taką jaką Minho lubił
najbardziej. Podziękował z należyta wdzięcznością, upijając jedynie łyk
gorącego trunku.
- Wpadłbyś za dwa dni? Potrzebuje pomocy – poprosił mężczyzna
siadając na swoim ulubionym fotelu, który miał niemal tyle samo lat co on sam.
Minho kiwnął głową, wracając do pieszczenia psa. Kochał te wielkie bestie i
żałował, że nie mógł mieć własnej. Chociaż, kiedy zobaczył tego kundla przed
drzwiami w domu Gnoma coś w nim drgnęło. Skoro ma zamiar zostać w miasteczku to
chyba może rozważyć wszystkie za i przeciw posiadania psa.
- Jasne. Ostatni raz? – dopytał, na co staruszek pokiwał
głową wsłuchując się w delikatną muzykę lecącą z radia.
- Tak, ostatni raz – powtórzył za nim z przymkniętymi
powiekami.
***
Para szła chodnikiem obok szkoły w kierunku niewielkiego
parku stworzonego w lesie. Mijali kolejne ławki, podczas gdy ptaki wesoło
ćwierkały w koronach drzew. Przyroda w odróżnieniu od ludzi nie przeżywała
żałoby. Podobnie jak pewna młoda dziewczyna, która szła z szerokim uśmiechem za
rękę wraz ze swoim chłopakiem. Ten jednak był myślami zupełnie gdzie indziej.
Jongin jedynie przytakiwał na monolog Amber, lecz w głowie miał cały czas
Kyungsoo. Jego słodkie pomruki z rana i smak ust. Wiedział, że to złe. Jednak
było to złe nie dlatego, że był jego przyjacielem. Było złe, bo odkrył to
uczucie za późno. Zbyt zwlekało z owładnięciem nim, by mógł teraz zrobić jakiś
krok. Z drugiej strony mógł zaryzykować. Będą tylko dwa wyjścia. Może nie
odwzajemniać jego uczuć, wtedy odejdzie z czystym sumieniem, lecz jeśli i on
coś do niego czuje, wtedy pojawi się zawahanie, którego nie powinno nigdy być.
Zrani wtedy nie tylko siebie, ale i D.O. Niestety serce nie sługa i często lubi
bratać się z rozumem, podsuwając mu najróżniejsze myśli. Amber szarpnęła go za
ramię, próbując zwrócić jego uwagę, tym samym skraść mu pocałunek. Jongin
poczuł pierwszy raz tak wielkie obrzydzenie na jej wymalowane obślizgłym
błyszczykiem wargi. Wyrwał się z uścisk, patrząc na nią ze złością. Może i
odleciał myślami gdzieś daleka, lecz chociaż skrawki tego co mówiła dziewczyna
dochodziło do niego. I wcale mu się nie podobało jej marudzenie na Kyungsoo.
- Jesteś wkurwiająca – warknął na nią, nie zwracając uwagi
ani na to gdzie są, a tym bardziej na swoje słowa. Pierwszy raz był tak
zirytowany od bardzo dawna.
- Co, proszę? – zapytała z niedowierzaniem, patrząc na
chłopaka szeroko otwartymi w przerażeniu oczyma, chociaż jawiła się w nich
niema groźba.
- Do tego jesteś jeszcze głucha? – odpowiedział jej z
chamskim uśmieszkiem na ustach. Zaczęło się z tego robić przedstawienie, kiedy
coraz większe grupa ludzi ze szkoły zaczęła się im przyglądać. D.O szedł akurat
kilka metrów dalej, ale widząc grupę ludzi zaciekawiło go to. – Mam już dość
twojego ciągłego gderania, narzekania na wszystko i próby zniewolenia mnie. Do
tego jesteś oziębła suką, która myśli jedynie o sobie. Martwisz się tylko o
siebie, czym już rzygam. – wytykał jej kolejno, a ta nie była w stanie nic
powiedzieć będąc w tak wielkim szoku. – Do tego jesteś beznadziejna w łóżku.
Rżysz jak koń podczas orgazmu. – Jongin uśmiechnął się kącikiem ust, kiedy bo
zebranych przeszedł głośny chichot, na który dziewczyna poczerwieniała.
- A ty…! – wskazała na niego palcem, lecz nie umiała mu nic
wytknąć, zupełnie jakby nagle jego wszelkie wady odleciały. Kai podszedł do
niej, chwytając jej drżąca dłoń.
- Możesz czuć się dumna. Chyba zrobiłaś ze mnie stu
procentowego geja, bo patrząc na ciebie zbiera mi się na wymioty – wyszeptał
czule, zupełnie jakby z nią nie zrywał lecz po prostu szeptał słodkie słówka.
Po zebranych przeszedł szmer. Kyungsoo, który stał wśród tłumu patrzył na scenę
z mieszaniną zaskoczenia i nadziej tlącej się gdzieś w głębi serca. – Och, nie
płacz… - wyszeptał, kiedy ta sięgnęła po ostatnią broń. Wzbudzenie wyrzutów
sumienia, lecz na Jongina to już nie działało. – Zaraz rozmażesz sobie makijaż
i będziesz jeszcze brzydsza – pocieszył ją w nieumiejętny sposób, zabierając
dłonie z jej ramion. Tłum rozstąpił się przed nim, a każdy szeptał między sobą.
Dziewczyna ze łzami lecącymi po polikach, bluźniąc na swojego byłego chłopaka,
odeszła w przeciwną stronę. Ludzie również zaczęli się rozchodzić, poza
Kyungsoo, który stał oniemiały w miejscu.
Chciał wierzyć, że teraz nadeszła jego szansa.
***
Kai siedział w swoim pokoju ze słuchawkami na uszach. Kilka
osób do niego dzwoniło, ale nie odbierał telefonu. Wiedział jak wielkie
przedstawienie odstawił, ale cieszył się z tego. Skupił się na ekranie
monitora. W odbiciu zobaczył drobną postać wchodzącą do jego pokoju. Zastopował
grę, zdejmując słuchawki nim odwrócił się przodem do przybysza. Kyungsoo stał w
drzwiach, nerwowo bawiąc się palcami za plecami.
- Słyszałem, że zerwałeś z Amber… - zaczął niepewnie się
uśmiechając. Jongin oparł się wygodnie na krześle ciesząc się, że akurat jego
widzi. Nie kogoś z rodziny, nie LuHana ale właśnie D.O.
- I przyszedłeś mnie pocieszyć? – zapytał rozbawiony,
opierając głowę na ręce, patrząc zaczepnie na starszego chłopaka.
- Nie wyglądasz jakbyś potrzebował pocieszenia – parsknął
rozbawiony chłopak, nawiązując do wyjątkowo dobrego humoru kogoś kto właśnie
zerwał. Uwagę Kyungsoo przyciągnęła torba ze spakowanymi rzeczami przy szafie.
– Wybierasz się gdzieś? – dopytał zaniepokojony. Kai spojrzał w tamtą stronę z
cieniem czegoś niepokojącego w oczach.
- To rzeczy Amber. Chce je jej oddać – odparł chociażby bez
zająknięcia, wzruszając ramionami. – Mój drogi przyjacielu… - jęknął
rozpaczliwie, co sprawiło, że chłopak znowu zwrócił na niego uwagę. – Chodź do
mnie – poprosił, a ten nieco niepewnie postawił pierwsze kroki. Kiedy stał metr
przed młodszym chłopakiem, Jongin wychylił się i złapał go w pasie. Wtulił
twarz w brzuch D.O wdychając jego przyjemny, uspokajający zapach. – Pociesz
mnie…
- A..ale… - wydukał Kyungsoo jąkając się niemiłosiernie, z
czerwonymi polikami. Kai oparł brodę o podbrzusze przyjaciela, patrząc w górę.
Jego oczy były poważne i ciemne niczym noc. Miały w sobie coś mrocznego, ale i
pociągającego.
- Proszę… - dodał głosem tak cichym, że D.O ledwo go
usłyszał. Jednak ten szept przeszył całe ciało starszego chłopaka. Kyungsoo
wplótł palce w miękkie włosy, zaczesując je do tyłu. Pokiwał głową, pochylając
się do dołu by przytulić przyjaciela. Nie wiedząc czemu ogarnął go wielki
smutek.
***
Szef policji spojrzał na kalendarz. Pomimo swoich
wcześniejszych słów sprzed dwóch dni, nie przerwał śledztwa. Musiał chociaż
udawać, że coś robi. Na szczęście wiedział, że niedługo nadejdzie już koniec
tego całego cyrku. Całe miasteczku wróci do dawnego życia bez morderstw. Na
pewno na kilka kolejnych lat jedynym problemem będą pijani nastolatkowie
błąkający się po lasach.
- To już jutro – zza pleców mężczyzny rozbrzmiał głos.
- Wydaje mi się, że niedługo się pożegnamy – szef policji
odwrócił się w kierunku agenta FBI z ciepłym uśmiechem. Ten wydawał się
zaskoczony słowami znajomego, lecz ostatecznie westchnął głośno.
- W takim razie co powiesz na wspólne piwo? – zapytał z
przyjaznym grymasem na ustach.
- Jak zza dawnych czasów – komendant pokiwał głową, idąc do
wyjścia z gabinetu.
***
- Naprawdę musisz iść? – mruknął niezadowolony młody
chłopak, obserwując uważnie swojego kochanka, który zakładał na siebie kolejne
warstwy ubrań, chociaż te niedawno latały przez cały pokój w dzikim szale.
- Przepraszam, Minnie. – Minho przysiadł na krawędzi łóżka,
głaszcząc chłopaka po ciemnych włosach. Tae zrobił niezadowolony dzióbek, ale
po chwili uśmiechnął się delikatnie. – Szybko wrócę, zobaczysz – zapewnił go,
całując przed wyjściem namiętnie w nabrzmiałe wargi.
- Może druga runda? – Taemin uśmiechnął się zadziornie,
łapiąc za kołnierz bluzy kochanka. Choi pokręcił rozbawiony głową, odsuwając
delikatnie przyjaciela.
- Jak wrócę – zapewnił go, zabierając jeszcze torbę nim
wyszedł w ciemną noc ostatniego dnia miesiąca.
***
D.O biegał spanikowany po mieście. Sonia znowu uciekła i
chociaż mama nie chciała go w nocy puścić, to on się uparł. Wtedy jego matka
wiedziała, że nawet jeśli mu zabroni, to ten i tak znajdzie sposób na ucieczkę.
Kyungsoo otulił się mocniej kurtką, nieprzerwanie wołając psa. Aż w pewnym
momencie zaczęło go boleć gardło. Naprawdę się bał. Zaczął się lękać ostatnimi
dniami nocy. Szedł koło lasu, czując nieprzyjemne dreszcze przechodzące po jego
ciele. Pisnął przestraszony, kiedy usłyszał tuż przy swoim uchu szelest.
- Mój boże, przestraszyłeś mnie – zaśmiał się speszony
widząc przed sobą swojego przyjaciela. Kai wydawał się zdziwiony tym
spotkaniem. Było dla niego trudne, ale i sprawiło mu radość. – Sonia się znowu
zgubiła. Wiem, że nie powinienem wychodzić przez te ostatnie morderstwa, ale
martwię się o nią. Sam wiesz jak to jest. Ten pies jest roztrzepany… - wpadł w monolog,
który przerwał dopiero, kiedy ramiona Jongina objęły go wokół pasa,
przyciskając mocno do swojego ciała. – Kai? – zapytał zatroskany, oddając
uścisk.
- Kocham cię. – wyszeptał mu do ucha. D.O poczuł, że serce
mu staje na te słowa. Wiele razy odtwarzał w głowie przeróżne scenariusze,
jednak kiedy w końcu do tego doszło nie wiedział co zrobić czy powiedzieć. –
Jesteś najbliższą mi osobą. Moim przyjacielem od wielu lat. Nie wyobrażam sobie
dnia bez ciebie – szeptał głosem zduszonym, bliskim płaczu. Kyungsoo zamiast
radości czuł niepokój.
- Nigdzie się nie wybieram – zapewnił go, głaszcząc
delikatnie po plecach okrytych jedynie cienką bluzą. Jongin odsunął się od
niego z mieszaniną tysiąca skrajnych uczuć w oczach. Już otwierał usta, chciał
coś powiedzieć, jednak nie dane mu to było.
- Jongin – zza ich pleców rozbrzmiał donośny, męski głos.
D.O spojrzał ponad ramie przyjaciela.
- Choi Minho? – zadał sam sobie to pytanie, przenosząc wzrok
z powrotem na znajomego. Kai uśmiechnął się do niego nieco smutno, odgarniając
mu kosmyki włosów z czoła.
- Ma mi pomóc z komputerem – wytłumaczył, oddając D.O jego
przestrzeń osobistą. – Wracaj lepiej do domu. Sonia wróci. Zapewniam cię –
każde kolejne słowo wymawiał coraz ciszej. Kyungsoo chciał go o tyle rzeczy
zapytać. O te dwa słowa, które padły kilka minut wcześniej. Ostatecznie jednak
kiwnął głową, wracając do mieszkania. Kai stał tam tak długo, dopóki chłopak
nie zniknął mu z pola widzenia. Choi podszedł do Jongina, kładąc mu dłoń na
ramieniu jako znak wsparcia. To teraz mu było najbardziej potrzebne.
***
Za dwa tygodnie wyczytamy z policyjnych akt, że Kim Jongin
był ostatnią ofiarą krwawego miesiąca. Przy jego zdjęciu i danych nie
znajdziemy nic innego. Żadnych poszlak czy winnych. Pomimo zeznać Kyungsoo,
Minho nie zostały postawione żadne zarzuty. Na czas śmierci ofiary miał solidne
alibi. Ciało znaleziono w lesie. Wyglądał jakby uciął sobie drzemkę, lecz nikt
nie zobaczył zwłok. Nawet najbliższa rodzina. Szybko poddano je skremowaniu na
pogrzeb, który odbył się trzeciego dnia nowego miesiąca. Dzień po tym jak
powinna zginąć nowa osoba, lecz kiedy nie znaleziono ciała ludzie odetchnęli.
Na pogrzeb Kaia przyszli wszyscy ludzie ze szkoły, agencji FBI, policja i
najbliżsi oraz ci dalsi znajomi. Jednak brakowało jednej osoby. Kyungsoo siedział
w domu, wtulony w bluzę, którą przyjaciel zostawił u niego, jak i wiele innych
rzeczy.
Wiedział, że powinien pójść na pogrzeb. Pożegnać go i
spróbować zapomnieć, lecz to było dla niego za wcześnie. Nienawidził Minho,
policji która nie potrafiła złapać zabójcy, lecz największy żal czuł do samego
siebie. Gdyby tylko coś zrobił. Zatrzymał go po tamtych słowach i nie pozwolił
odejść. Może gdyby mu odpowiedział tymi samymi dwoma słowami, wtedy Jongin
byłby przy nim, przytulał i pocieszał mówiąc, że wszystko się ułoży. Tym razem
nikogo przy nim nie było, nikt nie odsypywał go słodkimi kłamstwami. Jednak nie
mógł nie przyjść. Nadal gdzieś w nim żyła nadzieja. Głupia i ulotna, że jego
przyjacielowi nic nie jest. Musiał zabić w sobie to absurdalne uczucie. Jeśli
nie zobaczy nagrobku z jego imieniem i stosu kwiatów oraz zniczy będzie żył tą
myślą, która go będzie niszczyła kawałek po kawałeczku.
***
Byli wszyscy. Przyjaciele, rodzina, nawet Amber. On jednak
nie widział tego kto jest mu najbliższy. Chciał się przekonać, że dobrze
zrobił, chociaż nie było już odwrotu. Czekał na niego. Obserwował kolejno osoby
podchodzące do grobu. Rodzinę, Amber, LuHana, Minho i Taemina, Gnoma. Wzrokiem
ciągle szukał znajomej twarzy.
- Nie ma go. Może to i lepiej – obok niego stanął drobny
chłopak opierając się o korę drzewa. On nic nie mówił. Wierzył, że przyjdzie,
lecz wiara umierała, kiedy ludzie zaczęli się rozchodzić. Sam miał już zrobić
to samo, kiedy w końcu go ujrzał. Szedł skulony, wyraźnie zmęczony ostatnimi
dniami. Stanął przed nagrobkiem w ciszy. Wszystko do niego powoli dochodziło i
rozrywało po raz drugi serce. Kyungsoo upadł na ziemię zalewając się łzami. –
Nie… - szatyn złapał znajomego za nadgarstek, kiedy ten chciał podejść do
płaczącego chłopaka. – Za późno na to – wyszeptał patrząc przeszywająco na
towarzysza. – Chodźmy stąd. – dodał, puszczając mężczyznę wiedząc, że ten za
nim pójdzie.
- Przepraszam. Kocham cię. - mruknął pod nosem ostatni raz
oglądając się za siebie. Zostawiał wszystko, w tym osobę, którą kochał. Jongin
wytarł łzę z polika idąc w ślad za Baekhyunem.
_________________________________________________________________________________________________________________*upada przed nimi na kolana* Wiem, że jestem złą autorką niedodającą nic na czas. Wybaczcie mi ;< Po prostu czas ucieka mi prze palce i podczas gdy inni się cieszą, że coraz bliżej świąt oraz wakacji to ja panikuje.Do tego niespecjalnie jestem zadowolona, ale to moje osobiste wybredne odczucia.
No ale mniejsza o mnie! Cieszę się, że udało mi się zdążyć przed końcem miesiąca. Został już tylko epilog w którym wszystko wam wyjaśnię, a jest tego sporo jak zauważyliście po końcówce. :3
Po epilogu wstawię one-shota (jongkey wygrało miażdżąco w ankiecie) a potem... są dwa wyjścia, lecz póki co nie będę czarnowidzieć i po prostu proszę was o wsparcie oraz czekanie na kolejne moje twory~!