niedziela, 27 kwietnia 2014

Jak pies z kotem - 9



9


Nastały dni ciszy. Tej, która Jonghyunowi kojarzyła się z rodzinnymi kłótniami, kiedy to jego zestresowana matka pożarła się z ojcem. Potrafili nie odzywać się do siebie kilkanaście godzin. Rekordem były trzy dni. Zawsze wtedy uciekał na dwór, bo czuł się niekomfortowo w domu. Tak samo było tym razem. Uciekał przed Kibumem, nie wiedząc, czy wytrzyma w jego towarzystwie. Nie rozumiał jego zachowania, własnych uczuć ani tej ich relacji. Niby kiedy się zgadzał wiedział na co się umawiają. To był po prostu seks, bez uczuć czy angażowania się w jakiś sposób. Otwarty układ, podczas którego mogli mieć kogoś, szukać sobie partnerek i kiedy sobie kogoś znajdą, wtedy zrezygnują z ich umowy. Nie powinno w niego tak uderzyć widok Key całującego kogoś innego, bo nie chodziło już o Taemina. Lubił tego dzieciaka, jednak nie było mu go na tyle żal, aby z jego powodu być rozgoryczonym. Tym bardziej, że chłopak pewnie nadal nie był o wszystkim poinformowany. Minho, chociaż pewnie miał wyrzuty sumienia, nie przyzna się do tego co zaszło. Choi był dobrym gościem, dlatego nie zależało mu jedynie na swoim dobrze. Nie chciał wkopać Kibuma, wierząc, że ten po prostu trochę się zagubił we własnych uczuciach. Każdy został w jakiś sposób pokrzywdzony przez ten jeden pocałunek. Trudno jednak było ocenić kto ma najgorzej. Key miał wyrzuty sumienia, bo zawiódł tak wiele osób, łącznie z samym sobą. Choi czuł się źle z tym, że okłamywał Taemina, chociaż go kocha i chce się z nim podzielić wszystkim. No i Jonghyun, który był najbardziej zagubiony ze wszystkich. Był ostatnio nawet w barze ze znajomymi, aby zapomnieć trochę o tej chorej sytuacji, a kiedy jakaś kobieta, całkiem urocza, zaczęła go zaczepiać, on nie umiał się nią odpowiednio zająć. Kibum w jakiś sposób zdominował jego myśli. To nie było dla niego normalne. Nawet przed ich układem, kiedy spotykał się z kobietami, nie myślał o żadnej dłużej niż pół dnia. Podobnie było, kiedy był w stałym związku. Na wspomnienie o Shin, uderzyło w niego wspomnienie ich ostatniego spotkania oraz kłótni. W głowie, niczym echo, odbijały się słowa kobiety. Myślał wtedy o Kibumie, kiedy uprawiali seks? Czy chłopak go w jakiś sposób podniecał bardziej niż kobiety? Owszem, miał piękne ciało, jak na mężczyznę. Do tego przez dystans jaki Key starał się utrzymać pragnął go jeszcze bardziej. To naturalna ludzka cecha, że kiedy coś jest nam ograniczane, my pragniemy tego ze zdwojoną siłą. Dlatego, nawet nie wiedząc czemu, zapragnął mieć chłopaka tylko dla siebie. Nie chciał, aby ktoś inny go oglądał, dotykał. Key miał być tylko jego. Jednak uświadomiono mu, że Kibum nie jest jego. Blondyn jest niezależny, niczym dzikie zwierzę. Niby udomowione, ale nadal nieposkromione. Chodził gdzie chciał, był czyj pragnął być. Jego serce od zawsze było Minho. To uczucie przygasło, niemal się wypaliło, jednak wraz z jego pojawieniem się, coś się zmieniło, a Jonghyunowi się to nie podobało. Chciał, aby to jego Key miał w sercu, aby jemu był oddany.

Jong poczuł delikatny dotyk na ramieniu, jednak nawet nie drgnął, z czego był dumny. Dalej wpatrywał się w laptopa, szykując tekst na wieczorne wiadomości, który miał im wysłać do siedemnastej, czyli została mu niecała godzina. Do tego miał słuchawki na uszach, więc nawet nie wiedział, że Key wrócił. Czuł, że to on. Typowy kwiatowy zapach z niewielką nutą cynamonu unosił się wokół niego. Kibum przesunął dłoń po jego ramieniu do szyi, wydymając niezadowolony usta w dzióbek, bo był bezczelnie ignorowany. Do tego te słuchawki go irytowały. Mimo to spokojnie wsunął palce w miękkie, brązowe włosy Jonghyuna, aby następnie złapał za jedną ze słuchawek, kładąc ją na ramieniu mężczyzny. Jong westchnął cicho, unosząc w końcu na niego wzrok, widząc kątem oka jak ten siada na stole obok niego, głaszcząc delikatnie po włosach, patrząc szczenięco niczym skarcony pies.

- Jesteś na mnie zły, prawda? – dopytał, czując się źle z tym, że Jonghyun go unika od kilku dni. I tak czuł się jak śmieć przez to co zrobił, a zachowanie bruneta było niczym gwóźdź do trumny. Jong odsunął delikatnie jego dłoń, nie chcąc aby to wyglądało jakby go odtrącał, bo nie chciał patrzeć na jego zbolałą twarz.

- Nie, po prostu mnie zawiodłeś – mruknął, zerkając na niego kątem oka, wracając zaraz do pisania tekstu. Wiedział, że blondyn tak szybko nie odpuści i ta rozmowa może potrwać dłuższą chwilę, co za tym idzie musiał robić dwie rzeczy na raz. Key zacisnął usta w wąską linię, wsuwając się głębiej na stół, zakładając nogę na nogę.

- Chodzi o Taemina, czy o coś więcej? – dopytał, nie zdając sobie sprawy, że w jego głosie słychać nadzieję na coś więcej. Oczywiście to była czysta hipokryzja z jego strony, bo sam mówił, że nic do niego nigdy nie poczuje i jest między nimi tylko pożądanie. Czy to przez to, że nie czuł tego silnego ciała nad sobą od kilkunastu dni i wariował? Miał nadzieję, że o to chodzi i niedługo wszystko się ułoży, a wtedy znikną wszystkie te dziwne uczucia. Jong zamilkł na dłuższą chwilę zastanawiając się nad odpowiedzią.

- O Taemina – skłamał gładko tylko dlatego, że nie patrzył na chłopaka. W innych okolicznościach głos by mu pewnie zadrżał. Nigdy nie był dobrym kłamcą i aktorem, dlatego nie umiał występować przed kamerą. W końcu dziennikarz musi być opanowany i przekazywać nawet najgorsze informacje ze stoickim spokojem. On tak nie potrafił, był zbyt emocjonalny i wybuchowy.

- A nasz układ? – dopytał blondyn, zaczynając sobie wyłamywać palce ze stawów, jak zawsze kiedy się stresował i nie wiedział co zrobić z dłońmi. Nie spuszczał przy tym uważnego spojrzenia z mężczyzny, przyglądając się każdemu drgnięciu mięśnia, każdej zmarszczce tworzącej się między brwiami.

- To tylko układ. Sam seks, zero uczuć. Możemy mieć innych partnerów, to otwarta umowa. Dlatego nie obchodzi mnie to czy kogoś całujesz. Chodzi o to, że zdradziłeś Taemina – odparł na wydechu, kłamiąc jak z nut. To już nie był układ typu seks i nic więcej. Bo zawsze podczas zbliżenia przychodzą uczucia. Dobre, złe. Nieważne teraz jakie. Nie są dzikimi zwierzętami, aby kopulować czując jedynie pożądanie. Blondyn zagryzł mocno dolną wargę, odwracając wzrok.

- Tak, sam seks – mruknął, zsuwając się szybko ze stołu, idąc do łazienki. Jong odprowadził go wzrokiem, zwalczając w sobie chęć pobiegnięcia za nim. Wziął kilka głębszych wdechów, zakładając ponownie słuchawkę. Pozwolił pochłonąć się pracy, a kiedy skończył odsunął się na krześle, wzdychając głośno. Zapisał jeszcze plik, wysyłając go do stacji. Zdjął szybko słuchawki, mając dość piosenki, która leciała w kółko od dobrych dwudziestu minut. Wstał, rozprostowując zastałe kości. Rozejrzał się dookoła. Było zbyt cicho. Zaczął szukać Kibuma, jednak nigdzie go nie zastał, a jego butów i kurtki nie było przed drzwiami. Był jednak dużym chłopcem i umiał sobie sam poradzić. Przez resztę wieczoru brunet siedział przed telewizorem, dopóki nie zaczął go morzyć sen. Wtedy przeniósł się do łóżka, zasypiając niemal natychmiast. Niestety miał bardzo płytki sen i obudził go dźwięk otwieranych drzwi. Mimo to dalej udawał, że śpi, podczas gry intruz wsunął głowę do środka ciemnego pokoju, a światło z korytarza wpadało do środka, oświetlając sylwetkę Jonghyuna na łóżku. Key wszedł cicho do środka, zamykając jak najdelikatniej umiał drzwi, uważając przy tym na każdy krok, aby nie wejść na coś. W końcu było wiadomo, że Jong ma wieczny burdel w pokoju. – Jongi, śpisz? – zapytał cicho blondyn, kucając przy łóżku. Brunet nie odezwał się nawet słowem, dalej udając, że śpi. Wiedział, nawet bez otwierania oczu, że blondyn jest nieco podpity. Zawsze wtedy zdrabniał jego imię w taki sposób. Jonghyun liczył, że chłopak, nie widząc odzewu, sobie pójdzie. Key jednak uporczywie kucał przy nim, myśląc nad czymś usilnie. W końcu brunet poczuł jak materac się ugina pod ciężarem ciała gospodarza, a blondyn wsuwa się pod pościel, przysuwając do mężczyzny leżącego na boku. Kibum wtulił się w niego, opierając czoło o tors Jonga. Kreślił przy tym delikatne wzory na jego brzuchu, odrysowując każdy mięsień. Blondyn uwielbiał jego brzuch. Był cudowny w każdym calu.

- Co ty robisz? – zapytał ochrypłym głosem brunet, leżąc sztywno przy chłopaku, który pisnął przestraszony, czując, że został przyłapany. Zaśmiał się cicho, zerkając niepewnie w górę. Widział parę lśniących, brązowych oczu, w których kotłowało się od sprzecznych emocji.

- Udawałeś – mruknął z wyrzutem Kibum, wracając do spokojnego głaskania brzucha bruneta. Ten nie oponował, pozwalając mu robić co temu się żywnie podobało. Oboje milczeli, a Jong, pomimo że teraz tego nie chciał, zaczął czuć rosnące podniecenie, kiedy dłoń chłopaka raz za razem zsuwała się niżej, aby znowu powędrować w górę. – Czuję się zagubiony – zaczął Key, któremu zebrało się na wyżalenie się. Musiał z kimś porozmawiać, a nie miał z kim. Tylko Jonghyun był w temacie. – Wiem, że już go nie kocham. Mimo to nie potrafiłem zdusić w sobie tego uczucia tęsknoty. Wiesz jak to jest, kiedy kogoś kochałeś i wspominasz po rozstaniu wszelkie miłe chwile oraz pocałunki? – dopytał, przesuwając się wraz z Jonghyunem, który ułożył się na plecach, a Key na jego torsie.

- Nie kochałem nigdy – mruknął, chociaż to nie była do końca prawda. Kiedyś była jedna dziewczyna, w której się podkochiwał, jednak nie miał odwagi podejść. Potem to uczucie odeszło, a on zaczął wyrywać każda ładniejszą dziewczynę. To uczucie sprzed kilku lat było podobne do tego co czuł teraz. Czym to było? Fascynacją, pożądaniem, miłością?

- To smutne – podsumował Kibum, patrząc na niego uważnie swoimi kocimi oczami, które były lekko wilgotne. Zastanawiał się nad czymś chwilę, starając się ważyć słowa, wiedząc, że Jonghyun i tak jest już na niego zły, a on nie chciał pogarszać sprawy. – Czy nasz układ jest nadal aktualny? – dopytał, wstrzymując na chwilę powietrze w oczekiwaniu na odpowiedź. Jong spojrzał w sufit, zaciskając mocniej palce na ramieniu blondyna, którego obejmował delikatnie.

- Tak – mruknął, a Kibum wypuścił głośno powietrze, uśmiechając się szeroko. Brunet poczuł delikatny pocałunek na linii szczęki, po czym poczuł dłoń ciągnącą go za włosy pod pępkiem. Syknął cicho, wypinając biodra delikatnie w górę. Wiedział do czego to zmierza. – Nie mam dzisiaj nastroju – wyszeptał, a blondyn wydawał na zasmuconego tą wiadomością, ale zabrał powoli dłoń, kładąc ją na torsie mężczyzny, aby unieść się delikatnie do góry.

- Mam iść? – dopytał chłopak, pewnie, że skoro tego nie robią, to nie powinno go tutaj być. Jong spojrzał na niego, dochodząc do wniosku, że woli pijanego Kibuma, który był o wiele bardziej otwarty w wyrażaniu swoich emocji niż ten trzeźwy.

- Chcesz iść? – odpowiedział pytaniem a pytanie. W końcu to zawsze blondyn wychodził po seksie. Key zagryzł mocno wargę, kręcąc mocno głową. – Dobrze – wymruczał Jonghyun, obejmując mocniej chłopaka, całując go delikatnie w polik. Leżeli razem, wtuleni w siebie, żaden z nich nie odezwał się nawet słowem. Jonghyun jednak chciał jeszcze poruszyć kilka kwestii. – Bummy – wyszeptał, a ten mruknął cicho pod nosem, na znak, że słucha. – Nie pij już. To niezdrowe – odparł, zaczynając go głaskać po odsłoniętym ramieniu, czując jak tego przechodzą dreszcze. Blondyn milczał dłuższą chwilę, nim uniósł się nieznacznie, uśmiechając się nieco smutno w jego kierunku.

- To twoja wina, że znowu zacząłem pić – mruknął, a widząc zaskoczenie na twarzy mężczyzny czuł się w obowiązku, aby mu się wytłumaczyć. – Pojawiłeś się w moim życiu i zaburzyłeś mój spokój – odparł niby z wyrzutem, jednak wydawał się zadowolony. Jego oczy śmiały się i iskrzyły. – Jednak jestem szczęśliwy – wyszeptał cicho, jakby bojąc się wypowiedzieć te słowa na głos. Zaraz ponownie ułożył się na torsie bruneta, wtulając nos w jego szyje. – Przytul mnie – dodał, nim pozwolił opaść powieką i pogrążył się we śnie.

***

Kibum czuł nieprzyjemny, pulsujący ból w skroniach, mimo to zaczął się do tego przyzwyczajać. Ilekroć dorwał się do alkoholu, nie znał umiaru. Zwykle kończyło się to źle. Wpadał w jakieś kłopoty, jak wtedy kiedy pocałował Minho. Teraz jednak czuł się dobrze. Zamruczał cicho, układając się na gorącym ciele bruneta. Dopóki ten spał, a on miał kaca, mógł sobie pozwolić na takie zachowanie. Kiedy już wydobrzeje, wtedy znowu będzie mniej wylewny, jednak to nie znaczy, że mu się na trzeźwo nie podobają takie małe pieszczoty jak przytulanie. To było uroczę i nie rozumiał jak mógł od tego uciekać. Przecież już od początku wiedział, że ten ich układ nie wypali i nie uda się, przynajmniej mu, zachować dystansu. Jednak nie podejrzewał Jonghyuna o takie czułe zachowanie względem niego. Może brunet nie był tak do końca hetero? W końcu jaki ktoś lubiący kobiety, pieprzyłby się z facetem, całował go i tulił tak chętnie? Chyba tylko szaleniec z zachwianiem swojej seksualności.

Jong chciał wysunąć się delikatnie spod chłopaka, aby zjeść coś i przynieść Key coś na kaca oraz wodę. Blondyn, czując ruch pod sobą, zmarszczył niezadowolony nos, łapiąc bruneta za koszulkę, przylegając do niego mocniej. Jonghyun wywrócił oczami, mimo to uśmiechnął się mimowolnie szerzej. Gospodarz uniósł nieznacznie wzrok. Miał przekrwione i podkrążone oczy.

- Nie idź nigdzie, tak jest dobrze – wychrypiał Key, który ledwo mówił przez suchość w gardle. Jong posłusznie ułożył się znowu pod nim, obejmując mocno. Leżeli tak aż do południa, niestety brunet musiał iść do pracy, więc zostawił śpiącego Kibuma u siebie w łóżku. Kiedy przyjemne ciepło, jakim emanował Jonghyun, zniknęło, blondyn wtulił się w jego poduszkę, wdychając jej zapach. Pachniała męsko, ale subtelnie. Działało to uspokajająco i pobudzająco na chłopaka, chociaż teraz myślał jedynie o śnie i odpoczynku. Miał gdzieś pracę i wszystko co go otaczało. Już dawno nie miał dla siebie leniwego dnia, który by całkowicie przeleżał. Kiedy jednak zaczęło robić się gorąco, a brzuch domagał się jedzenia uniósł się ociężale z łóżka. Wyciągnął sobie resztki z poprzedniego dnia, odgrzewając je w mikrofali. Nawet nie zmywał i wrzucił naczynia do zlewu po zjedzeniu. Gdyby nie to, że czuł od siebie alkohol, nie myłby się. Wczoraj wylał nieco piwa na koszulę i teraz ten zapach go drażnił. Po półgodzinnej kąpieli uwalił się w salonie, biorąc pierwszą lepszą gazetę. Czytał właśnie o jakiś tabletkach na odchudzanie, które zabijają, kiedy rozbrzmiał dźwięk dzwonka do drzwi. Zwlókł się z kanapy, idąc do drzwi. Zajrzał przez lufcik, widząc po drugiej stronie blond czuprynę. Nie zastanawiając się wiele, czemu Tae jest u niego, otworzył drzwi. Może przyszedł z ciastem? W końcu był początek miesiąca, a zawsze wtedy chłopak przychodził z domowymi wypiekami, które przywoziła mu mama. Spojrzał jeszcze po sobie, czy wygląda chociaż trochę schludnie, nim otworzył. Taemin słysząc dźwięk zamka uniósł wzrok, wbijając go w przyjaciela. Nim Kibum zdążył się z nim przywitać, chłopak wypowiedział się pierwszy.

- Czy Minho naprawdę cię pocałował? 
_____________________________________________________________________________________________________

Rozdział krótki, jednak ostatnio czuje się tak, jakbym się wypaliła a pomimo wielkich chęci nic mi nie wychodziło... jednak mam nadzieję, że wam spodobał się ten rozdział bardziej niż mnie. 
Za tydzień możliwe, że nie będzie normalnego rozdziału, a oneshot z okazji roku bloga. Chociaż kto wie, może dodam jedno i drugie? Zobaczę czy mi czasu wystarczy. 

Zapraszam też do głosowania w ankiecie.

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Jak pies z kotem - 8



8


Jonghyun bawił się między palcami pękiem kluczy, siedząc przy stole z kubkiem kawy przed sobą. Było już po dziesiątek, więc był już całkowicie sam w domu. Przed nim leżał drugi pęk kluczy, ten który należał do niego. Te, które trzymał w dłoni, były Kibuma i nie znalazły się w nich przypadkowo. Dlaczego on je trzymał, skoro Key niecałą godzinę temu desperacko ich poszukiwał?

Kilka dni temu wykiełkował w jego głowie dziwny pomysł, który miał pozostać tylko pomysłem, lecz nie wiedzieć czemu, wszedł w życie. Po tym jak dowiedział się, że blondyn jest najpewniej molestowany przez szefa, poczuł złość i obrzydzenie dla takiego traktowania pracownika. Zadzwonił do Taemina, aby dowiedzieć się czegoś więcej, jednak chłopak milczał nie chcąc mu nic wyjawić. Dlatego Jonghyun wziął sprawy we własne ręce. Naprawdę próbował się nie wtrącać, jednak jakoś tak samo wyszło, że podwiózł kilka razy Key do pracy, dzięki czemu wiedział już gdzie ten pracuje. Sam blondyn był nieufny, kiedy brunet zaproponował mu podwózkę. Key nie miał auta, ani prawa jazdy. Wszystko jednak było lepsze niż jazda metrem o siódmej rano. Dlatego nie zadając pytań - zgodził się. Po tym, kiedy Jong wiedział już gdzie ten pracuje, wszystko poszło samo. Poprzedniego wieczoru zauważył klucze Kibuma na komodzie. Wtedy w jego głowie wykiełkowała myśl, że jeśli schowa mu klucze, będzie mieć pretekst, aby pójść do jego biura. Nie myślał co potem, po prostu działał pod wpływem impulsu. I w ten sposób znalazł się w tej sytuacji, myśląc czy to na pewno dobry pomysł. Jednak myślenie nigdy nie było jego dobrą stronę, więc już po chwili dopijał kawę i ruszał w drogę do biurowca.

Budynek był typową, nowoczesną budowlą, niemal całkowicie przeszkloną. Wchodziło się przez wielkie, rozsuwane drzwi, przed które dałby radę przejść nawet średniej wielkości słoń. Parter był poświęcony recepcji. Zza lada stały dwie brunetki w nienagannych białych koszulach idealnie pasujących do ciała. Jong uśmiechnął się do nich, starając się wykorzystać swój czar i wdzięk. Szybko pozyskał informację gdzie znajdzie Kibuma, chociaż normalnie też by nie miał z tym problemu, jednak posiadanie ładnej buzi wiele ułatwiało. Kobieta wskazała mu jedną z czterech wind, którą miał wjechać na dwunaste piętro. Brunet podziękował im, odchodząc słyszał cichy chichot kobiet, a delikatny uśmiech wpłynął na jego usta. Winda była nowoczesna, jak cały budynek. Brunet wcisnął odpowiedni przycisk, a kiedy drzwi zaczęły się zamykać, dojrzał starszego mężczyznę idącego szybko w jego stronę. Jong, jako dobry obywatel, przytrzymał drzwi, czekając na nieznajomego. Ten podziękował skinieniem głowy, kiedy znalazł się już w środku. Mężczyzna wyciągnął dłoń, aby wcisnąć odpowiednie piętro, widząc jednak, że dwunastka się świecie, cofnął od razu dłoń.

- Więc jedziemy na to samo piętro, młodzieńcze – mruknął, uśmiechając się do niego delikatnie, a oczy zwęziły się w małe półksiężyce. Jong bąknął pod nosem jedynie „Na to wygląda” nie wdając się w dalsze rozmowy. Mimo to nieznajomy nie wydawał się niezrażony. – Jesteś nowym klientem? Nie widziałem cię wcześniej – mruknął, lustrując dokładnie Jonga wzrokiem, próbując wyliczyć ile można by było z niego zetrzeć pieniędzy.

- Tak, jestem tutaj pierwszy raz. A pan jest?... – zapytał, okazując nieco większe zainteresowanie, skoro wydawało się, że mężczyzna jest tak dobrze poinformowany co, gdzie i kto z kim w tej ich firmie.

- Jestem prezesem, chłopcze – odparł, poprawiając swój drogi garnitur, strzepując niewidzialny kurz z ramienia. Jonghyun od razu uśmiechnął się szeroko, na oślep sięgając do panelu, zatrzymując windę. Główne światło zgasło, w zamian zapaliło się awaryjne, które dawało czerwoną poświatę. – Co ty robisz?! – krzyknął, tracąc równowagę, łapiąc się ściany byleby nie upaść. Kiedy stanął już na nogach, chciał wcisnąć guzik alarmu, jednak brunet skutecznie zagrodził mu drogę, nie pozwalając się w żaden sposób przesunąć. Jong wiedział, że sporo ryzykuje, bo zwykle w takich windach były kamery, więc nie miał też wiele czasu.

- Dobrze, że mogę porozmawiać z panem w cztery oczy – mruknął, a szelmowskie i nieco niebezpieczny uśmiech ozdobił jego usta. – Proszę mnie uważnie posłuchać – warknął, podchodząc o krok bliżej, przez co mężczyzna cofnął się. Czuł się w tym momencie zagrożony, a cała jego pewność siebie uleciała. Jonghyun natomiast poczuł się pewniej, pomimo że to nie było szlachetne zwycięstwo. Nieznajomy wyglądał na jakieś czterdzieści, może pięćdziesiąt lat. - Kojarzysz na pewno Kim Kibuma, wiem, że tak jest. Widzę to z mimiki twojej twarzy. Wiem też co mu robisz i bardzo mi się to nie podoba. Nikomu nie wolno go dotknąć – brunet uderzył dłonią o ścianę windy, zaraz koło głowy mężczyzny. Ten wydawał się przerażony, jednak mimo to starał się pozbierać i jakoś obronić.

- Co ty mi możesz zrobić, dzieciaku?! – krzyknął wprost w jego twarz, co jednak nie zraziło Jonghyuna, który jakby tylko czekał na to pytanie.

- Co mogę zrobić? Pomyślmy… - brunet zamyślił się, udając skupienie, robiąc specjalnie pauzę, chociaż wiedział co mu odpowie. – Mogę cię zniszczyć. Nie cieleśnie. Zniszczę wszystko co ci drogie. Twoją karierę, reputację, wszystko co osiągnąłeś – mówiąc to sięgnął pod kurtkę, skąd wyjął swoją legitymację pracownika stacji telewizyjnej. Było na niej jego zdjęcie, główne dane jak imię oraz nazwisko, no i oczywiście stanowisko jakie obejmował. Jong nie był co prawda prezenterem, nie siedział przed kamerą, jednak robił o wiele ważniejszą rzecz. Pisał teksty dla tych, którzy występowali. Wyszukiwał rewelacji, informacji, nowych plotek i wydarzeń. – Jeśli nie chcesz usłyszeć swojego nazwiska w kolejnych wiadomościach, lepiej zostaw go w spokoju. Tkniesz go, a dowiem się o tym. Ukarzesz go w innych sposób, wtedy też się dowiem, dlatego lepiej uważaj na każdy swój ruch – Jong czuł, że wygrał. Wiedział to, patrząc na przerażenie w oczach mężczyzny. Dawniej użyłby swojej siły, jednak przestał na niej polegać i zaczął doceniać swoją pozycję społeczną, czerpiąc z niej pełnymi garściami. Jong ponownie wcisnął przycisk, a winda ruszyła, już po chwili zatrzymując się na dwunastym piętrze. Mężczyzna czym prędzej pokierował się do swojego biura, ignorując każdego, kto próbował go zagadać. Jonghyun był zadowolony z efektu, bo wyszło lepiej niż myślał. Nie podejrzewał, że ten człowiek będzie taki strachliwy. Może i przed swoimi pracownikami zgrywał niepokonanego, jednak kiedy coś groziło jego reputacji zaczął panikować. Mógł wygrać sprawę w sądzie, jednak nie wygra z mediami. Nawet jeśli uda mu się zapewnić, iż to tylko plotki i tak będzie skończony. Wielu klientów odwróci się od niego, nie chcąc mieć nic wspólnego z kimś, kto został oczerniony w telewizji.

Brunet gwizdał pod nosem, na palcu obracając klucze, kierując się w stronę boksów pracowników. Nigdy nie cierpiał takich miejsc pracy. Przytłaczały go i były takie dołujące. Ludzie mieli własne klatki, które okazjonalnie, przy dobrej woli szefa, mogli udekorować jak tylko pragnęli. Jong ostatni raz zakręcił kluczami, łapiąc je już normalnie, w momencie kiedy go zobaczył. Blondyn stał przed jakimś mężczyzną. Na oko nieco od nich starszym. Wydawał się wypoczęty, chociaż brunet znał jego ciało na tyle, aby zauważyć, iż jest spięty. Jednak stał do niego tyłem, więc nie zauważył go, co było dla niego idealną okazją. Podszedł najciszej jak umiał, stając za nim na palcach. Nim szatyn rozmawiający z Key zdążył zareagować, Jong znajdował się tuż przy uchu blondyna.

- Bummy – wyszeptał w jego kark, owiewając go ciepłym powietrzem. Od razu zauważył gęsia skórkę tworzącą się na jego ciele. Key odskoczył na bok, patrząc zaskoczony na współlokatora, zaraz jednak jego wzrok nabrał ostrości i już po chwili ciskał w bruneta błyskawicami z oczu. Jong od razu poszerzył się uśmiech i nim Kibum zdążył na niego naskoczyć, wyciągnął przed siebie klucze. – Nie musisz dziękować. To była sama przyjemność tłuc się przez całe miasto w korkach, aby ci je przywieść. Naprawdę nie musisz dziękować – mruknął, kręcąc rozbawiony głowa, widząc wzrok blondyna. Ten chłopak nawet nie wiedział ile mu zawdzięcza i się nigdy nie dowie. Bo na pewno Jong nie ma zamiaru się przyznać nikomu do swojego szlachetnego uczynku. Key niepewni sięgnął po klucze, przyglądając się im z każdej strony, aby upewnić się, czy to na pewno jego. W końcu jednak stanął bardziej rozluźniony, chowając pęk to kieszeni spodni.

- Dziękuję – mruknął, a jego wargi drgnęły w delikatnym uśmiechu, zaraz jednak na powrót był poważny, jednak to wystarczyło Jonghyunowi. Miał zamiar już w domu wspomnieć, że pragnie nieco innego wyrazu wdzięczności, jednak na wszystko przyjdzie odpowiedni czas. Najważniejsze było to, że blondyn już więcej nie będzie uciekał przed jego dotykiem. W końcu to zagroziłoby ich układowi. Przecież tylko dlatego mu pomógł. Przynajmniej sam sobie tak wmawiał.

***

Kibum nie wiedział co się stało, że nagle, z dnia na dzień, jego szef zmienił się w stosunku do niego. Przestał go dotykać kiedy byli sami, nie rzucał już wybrednymi tekstami ani nie proponował wspólnych kolacji. To było bardzo dziwne, biorąc pod uwagę, że chyba nie miał nikogo innego na celowniku. Jednak darowanemu koniowi nie patrzy się w zęby, dlatego nie chciał w to głębiej wnikać. Nawet dostał pozwolenie na wcześniejsze wyjście z pracy i nie musiał wyrabiać nadgodzin. To chyba był cud zesłany mu przez bóstwa. Chcąc dobrze wykorzystać wolne postanowił pójść na małe zakupy. Ostatnio nie miał na nic czasu i sił, więc ominął nawet ostatnie wyprzedaże. Nim jednak poszedł na maraton zakupów, uznał, że wejście do kawiarni na cappuccino i ciastko.

- Kibum? – blondyn słysząc swoją imię odwrócił się, kilka metrów przed kawiarnią. Zaraz jednak pożałował tego, że nie zignorował nawołującego i nie poszedł dalej. Szatyn podbiegł do chłopaka, uśmiechając się niepewnie do niego. – Hej – przywitał się, na co Key, niechętnie, kiwnął głową w odpowiedzi. Choi podrapał się po karku, zerkając ponad ramię blondyna. – Pozwolisz się zaprosić na kawę? Chciałbym porozmawiać – mruknął, gotów na odmowę ze strony byłego kochanka. Ten spojrzał na szyld budynku, wydymając usta w delikatny dzióbek.

- Ty płacisz – odparł, nie czekając aż ten się ruszy, sam poszedł do środka, kierując się do stolika z dwoma krzesłami w rogu kawiarni. Minho już po chwili był przy nim, podobnie jak kelnerka z menu. Choi zamówił kawę z cynamonem, natomiast Key kupił sobie ciasto czekoladowo-wiśniowe oraz herbatę imbirową. Uznał, że to spotkanie wystarczająco go obudziło i nie potrzebuje się jeszcze faszerować kofeiną. Kiedy zostali sami, a ich zamówienia stały przed nimi, Kibum wpatrzył się w szatyna, który zdecydowanie czuł się skrępowany. – Nie powiem Tae o tym co nas łączyło, jeśli o to ci chodzi – mruknął blondyn, popijając powoli gorąca herbatę, zajadając ją ciastem. Musiał chyba zacząć częściej przychodzić do tej kawiarni. Mieli przepyszne wypieki. Szatyn wypuścił głośno powietrze, szczęśliwy, że to blondyn zaczął rozmowę.

- Nie powiem, aby ciężar nie spadł mi z serca, jednak nie o tym chciałem porozmawiać – Choi uśmiechnął się do blondyna, nadal w ten niepewny sposób, zupełnie jakby nie wiedział jak ma się przy nim zachowywać. Właściwie to nie wiedział co może robić, co może mówić. Nie chciał zranić w żaden sposób Kibuma, wiedząc, że i tak już przysporzył mu wiele cierpienia. Jednak Key wydawał się inny. Bardziej pewny siebie, już nie był tym samym zakochanym nastolatkiem, który latał za nim i był gotów dla niego skoczyć z dachu. – Chciałem cię przeprosić. Wiem, że cię skrzywdziłem i zachowałem się niczym drań. Żadne słowa nie naprawią tego ile wycierpiałeś, wiem też, że pewnie mi nie wybaczysz, mimo to liczę na to, że będziesz mnie chociaż tolerował – szatyn spojrzał na chłopaka z nadzieją, w tych swoich wielkich, żabich oczach. Kibum musiał przyznać, że wydoroślał albo to tylko złudzenie krótkich włosów, które dodawały mu męskości? W liceum miał dłuższe kłaki, których miał mnóstwo. Blondyn uwielbiał wsuwać w nie palce i delektować się ich miękkością. Był ciekaw czy nadal takie były. Zapewne teraz nie mógłby tak łatwo zacisnąć na nich palców jak dawniej.

- Nie wybaczę ci tego tak łatwo, jednak mogę zacząć cię tolerować – Kibum uśmiechnął się szeroko, w ten swój specyficzny, sarkastyczny sposób. Zapadła między nimi chwila cichy, aż w końcu blondyn spoważniał, obserwując czujnie szatyna. – Traktujesz wasz związek poważnie? – dopytał, chcąc wiedzieć, czy ten wielkolud nie skrzywdzi jego przyjaciela. Szatyn spuścił wzrok, lecz nie dlatego, że miał zamiar kłamać i bał się spojrzeć Key w oczy. Po prostu się wstydził tego tematu.

- Bardzo go lubię. Jest taki… inny, w dobrym tego słowa znaczeniu. Różni się od ludzi w jego wieku. Jest niewinny i delikatny, a przy tym piękny – Choi uśmiechnął się pod nosem, wpatrując się we własne dłonie, między którymi trzymał kubek. – Traktuję ten związek poważnie. Na święta wielkanocne jedziemy do moich rodziców i przedstawię go im jako mojego chłopaka – dodał, unosząc wzrok, aby spojrzeć w oczy rozmówcy. Kibum przytakiwał głową, chociaż już po części odleciał do wspomnień jakie razem dzielili. Był kilka razy w domu Minho. Jego rodzice byli religijni, a przy tym tolerancyjni. Mimo to hołdowali starym tradycją i dla Choi przedstawienie im kogoś jako swojego partnera życiowego było wielkim krokiem. Taemin pewnie tego nie doceni, a on zawsze o tym marzył.

- Jeśli go zranisz, to cię zabiję – blondyn upił łyk herbaty, uśmiechając się szeroko, co tylko dodawała nieprzyjemnego wydźwięku jego słowom. Widząc minę Minho nie mógł się powstrzymać od śmiechu. Po chwili również szatyn zaczął się śmiać. Oboje robili to w taki naturalny i swobodny sposób. Pomimo burzliwej przeszłości czuli się w swoim towarzystwie dobrze. Znali się jak dwa łyse konie. Razem dorastali, byli przyjaciółmi. Pamiętali siebie zza tamtych czasów. Czasów, po których oboje stali się nowymi ludźmi. Bardziej dojrzałymi, z nowymi perspektywami i celami w życiu. Mimo to Key lubił tego naiwnego nastolatka, którym był kiedyś, może dlatego przy Minho pragnął chwili zapomnienia? Wspomnienia dawnych chwil odżywały i budziły w nim uczucie nostalgii. Kibum spojrzał na swoje ciasto, które od dłuższego czasu było mordowane przez niewielki widelczyk. Zaczęli z Choi wspominać dawne czasy, psikusy które ich klasa wycinała nauczycielom, wszelkie imprezy, spotkania czy nawet zwykle, nudne dni oraz ludzi. Key zauważył, że Choi od dłuższego czasu wpatruje się w ciasto. Zapewne też niedawno wyszedł z pracy i jest głodny. Nie ma też pewnie wiele pieniędzy, dlatego żal mu było wydawać na kolejną porcję, a zbliżał się koniec miesiąca i człowiek musiał jakoś wyżyć. – Chcesz trochę? – zapytał w końcu blondyn, nie mogąc znieść tego żabiego spojrzenia na swoim jedzeniu. Choi ukazał rząd białych zębów, kiwając energicznie głową. Key wywrócił oczami, widząc jak ten otwiera usta, chcąc aby go nakarmić. Nic się nie zmienił. Niby pełen powagi i charyzmy, nadal jednak nieco dziecinny i na swój sposób uroczy. Kibum obserwował jak widelec znika w jego ustach, jak różowy język przesuwa się po widelcu, aby następnie oblizać górną wargę z resztek czekolady. Blondyn poczuł nieopartą rządzę pocałowania tych ust. Jakichkolwiek ust. Każdego z takimi żabimi oczami i uroczym uśmiechem. – Masz resztę. Ja muszę iść – mruknął, odwracając szybko wzrok, przesuwając w kierunku szatyna talerz. Ten kiwnął głową, nie zauważając dziwnego zachowania znajomego. Minho wstał, kiedy Key zabierał już swoją torbę.

- Dziękuję za rozmowę, Bummy – wyszeptał jego imię i Kibumowi wydawało się, że wymawia je w taki miękki i pełen czułości sposób. Wiedział jednak, że to jego wyobraźnia. Choi kochał Taemina i on powinien o nim zapomnieć. Musi się utwierdzić w przekonaniu, że ta dwójka jest ze sobą szczęśliwa.

- Nie ma za co. Wpadnijcie z Tae w weekend – dodał od razu, chcąc zakończyć już to spotkanie i pójść do domu. Za razem próbował wydawać się jak najbardziej wyluzowany. Minho kiwnął głową, znowu uśmiechając się. Cały czas się uśmiechał, z czasem coraz pewniej i naturalnie. Key zastanawiał się, czy tak samo uśmiecha się do Taemina, czy też jest w nim więcej miłości.

- Jasne, dziękuję za zaproszenie – odparł szatyn, całując blondyna, nad którym nieznacznie górował, w czubek głowy. Kibum zesztywniał, jednak nie okazał po sobie strachu czy niepokoju tym gestem. Uśmiechnął się nieco nerwowo, żegnając się skinieniem głowy. Im dalej był od kawiarni, a bliżej domu, tym szybciej szedł, aż w końcu zaczął biec. Wpadł do domu, nie zdejmując butów poszedł do salonu, gdzie siedział brunet. Chciał się przywitać, jednak Key mu na to nie pozwolił. Usiadł mu na kolanach, łapiąc za poliki, wbijając się mocno w jego usta. Jong wciągnął głośno powietrze, z początku zbyt zaskoczony, aby zareagować odpowiednie. Kibum objął go wokół szyi, przyciskając się całym ciałem do Jonghyuna. Brunet odpowiedział chętnie na pocałunek, łapiąc chłopaka mocno za pośladki. Blondyn zamruczał w odpowiedzi, łasząc się do niego, poruszając zachęcająco biodrami, ocierając się przy każdym ruchu o kochanka. Kiedy się od siebie oderwali, Key raz jeszcze przejechał językiem po dolnej wargę Jonga, gryząc ją delikatnie.

- To było miłe przywitanie – wyszeptał, chcąc zacząć obcałowywać jego kark, aby przejść dalej w ich pieszczotach. Key jednak zaraz się odsunął, schodząc z jego ud, zabierając torbę, którą rzucił na ziemię. Zaspokoił swoje pragnienie pocałowania kogoś, a Jong wydawał się najlepszą opcją. W końcu nie może od tak podejść do obcej osoby i jej pocałować, bo najpewniej dostałby w twarz. – Ej! A ty gdzie?! – krzyknął za nim brunet, zrywając się z kanapy. Key jedynie spojrzał na niego przez ramię, uśmiechając się w ten swój zawadiacki, bezczelny sposób.

- Na zakupy – mruknął, zamykając Jonghyunowi drzwi przed samym nosem. Blondyn potrzebował teraz chwili relaksu i zapomnienia na zakupach. W innych wypadku ze świruje, a głowa mu pęknie od przemyśleń. Bo nigdy nie wychodzi nic dobrego z myślenia o miłości.

***

Taemin i Minho przyszli odwiedzić Kibuma. Blondyn przygotował małą ucztę, z niewielką ilością alkoholu. Jednak niewielka ilość może być definiowana inaczej przez każdego. Dla Tae to była wystarczająca dawka, aby już w połowie spotkania się upić. Wszyscy śmiali się, kiedy chłopak próbował stanąć na głowie. Wszyscy, czyli głównie Jonghyun, bo Choi i Key martwili się, że ten zrobi sobie krzywdę. Kiedy jednak początkowe podniecenie i nadpobudliwość alkoholowe zniknęły, chłopak zaczął przysypiać, co było znakiem dla Minho, że czas się zbierać.

- Chodź pijaku, muszę cię odstawić do domu – wyszeptał mu do ucha, łapiąc go pod ramionami, chcąc unieść z kanapy. Tae zamruczał w odpowiedzi sennie, obejmując go ciasno wokół szyi. Choi uśmiechnął się rozczulony, nie zauważając na sobie wzroku Kibuma.

- To ja zaczną sprzątać – mruknął, odkładając szklankę z drinkiem, który zrobił mu Jonghyun. Podobne zrobił całej reszcie. Pół szklanki alkoholu, potem smakowy napój. Mieszał kilka smaków co dawało dziwny efekt, który całkowicie maskował smak alkoholu. Niestety drink był mocny, więc i Kibum już nie był do końca trzeźwy, nadal jednak trzymał się pionowo na nogach i sprawnie zabierał talerze z ławy. Jong, jako że został sam, odprowadził Minho do drzwi, podając mu kurtkę z wieszaka. Brunet nie widział nigdzie odzienia Taemina.

- Taemin nie miał nic ze sobą? – dopytał Jong, wskazując gestem głowy na chłopaka, który ledwo trzymał się na nogach, niemal całkowicie nieprzytomny.

- Jego sweter jest w salonie, to ten mahoniowy – odparł od razy Minho, widząc jednak tępy wzrok Jonghyuna i jego zmarszczone czoło uznał, że sam poszuka. – Przytrzymaj go, a ja pójdę go poszukać – zaśmiał się życzliwie, delikatnie podając mu Taemina, zupełnie jakby to był jego najcenniejszy skarb., bo takowym był. W salonie był też spory bałagan, więc Jong sam nigdy by nie znalazł tego swetra. Jemu samemu było ciężko znaleźć, ale w końcu dokopał się do niego. Nie wiedział jakim cudem ten się znalazł pod stosem poduszek. Już miał wychodzić, wtedy jednak wpadł na Key, uśmiechnął się przepraszająco do chłopaka.

- Nie wyszliście jeszcze? – dopytał blondyn, będąc pewien, że Minho już dawno odpuścił jego dom. Choi uniósł do góry sweter, wskazując wolną dłonią na niego.

- Musiałem znaleźć ubranie Taemina, a Jong nie wiedział jaki to mahoniowy – mruknął, jakby skarżąc się Key na brak wyczucia koloru u jego współlokatora. Kibum parsknął rozbawiony, kiwając głowa energicznie.

- To prawda, on nie ma za grosz wyczucia stylu – blondyn cały czas chichotał cicho pod nosem, patrząc wprost w oczy szatyna, który stał niezwykle blisko. Minho przysunął sweter do twarzy chłopaka, obserwując go uważnie. Key przełknął głośno ślinę, czując jak dłonie mu drżą.

- Tak jak myślałem, pasuje ci ten kolor – głos szatyna był niezwykle głęboki i cichy, zupełnie tak, jakby miał dotrzeć tylko do blondyna. Kibum poczuł dreszcz przechodzący po jego ciele na tą bliskość i ton głosu. To był impuls, kiedy złapał Minho za przód koszulki. Musiał nieznacznie stanąć na palcach, aby dosięgnąć jego ust. Był to najbardziej nieodpowiedni, niestosowny, zakazany a za razem najlepszy pocałunek w jego życiu. Zakazany owoc przecież smakuje najlepiej. Minho był takim jego czerwonym jabłkiem z drzewa w raju. Był jego byłym, który go zranił ,przez którego wylewał nocami łzy. Jest również chłopakiem jego najlepszego przyjaciela, więc czemu nie pomyślał o tym nim go pocałował i czemu tak mu się podobało? Choi natomiast nie wiedział co ma zrobić. Key od zawsze mu się podobał, jednak nie umiał odwzajemnić pocałunku. Stał sztywno, z rękoma szeroko rozłożonymi, jedynie powieki miał nieznacznie przymknięte. Key westchnął cicho, nie czując sprzeciwu pogłębiając pocałunek. Czuł jak mu szumi w uszach od podniecenia i alkoholu we krwi. Wydawało mu się, że unosi się ponad chmurami. Był wolny niczym ptak. Ptak, który został postrzelony i spada w dół. W ciemność.

Minho odepchnął blondyna, kiedy kątem oka zauważył Jonghyuna stojącego w drzwiach. Brunet miał ramiona zapleciona na piersi, a w jego wzroku było coś niecodziennego, chłodnego i niepokojącego. Jednak jego wzrok nie był skierowany na szatyna, lecz na Kibuma, który pragnął w tym momencie zniknąć, a za razem wytłumaczyć się Jonghyunowi, chociaż nie musiał, bo nic ich nie łączyło. Czuł się jak zdrajca. Zdradził Taemina i to było całkowicie zrozumiałe, więc czemu wydawało mu się, że Jong się na nim zawiódł?

- Zaprowadziłem Taemina do taksówki – mruknął brunet, stojąc nadal w tym samym miejscu. Choi kiwnął głową, mijając blondyna, idąc do wyjścia. Wymamrotał jeszcze ciche podziękowania w stronę Jonga. Po mieszkaniu rozniósł się dźwięk trzasku drzwi frontowych. Key poderwał głowę, chcąc coś powiedzieć, jednak patrząc na Jonghyuna aż go zmroziło. Mężczyzna dawno na niego nie patrzył w ten sposób. Nie był pewien co to są za emocję. Gniew, niechęć, niepokój, obrzydzenie? Cokolwiek to było, nie było miłym uczuciem. – Wstaw talerze do zlewu, dzisiaj moja kolej na zmywanie – mruknął brunet, odwracając wzrok. Brzydził się w tym momencie Kibumem. Chłopak w pewien sposób go zawiódł tym co zrobił, przy czym czuł się zupełnie pusty w środku. Nawet nie miał ochoty się na niego gniewać, po prostu nie chciał już na niego patrzeć. Dlatego odwrócił się do niego tyłem, idąc do swojego pokoju, skąd nie wyszedł już do końca dnia. 

___________________________________________________________________________________________________________

Mam nadzieję, że mi wybaczycie delikatny poślizg. W niedzielę byłam bliska zawieszenia bloga na czas nieokreślony, na szczęście jednak wszystko co stało mi na przeszkodzie się rozwiązało i nie stała się tragedia, więc dalej mogę dla was pisać. 
Kolejny rozdział w niedziele. Tak przewiduje. Jeśli coś się będzie miało zmienić, wtedy dzień lub dwa wcześniej napiszę informację w okienku nad menu o przybliżonej dacie dodania. 
Mam nadzieję, że święta wszystkim minęły w miłej, rodzinnej atmosferze~

Wszelkie zaległości nadrobię dopiero we wtorek ( a narobiło się ich trochę o: ) :3 

Och! I bym zapomniała. W niedziele (lub nieco wcześniej ) dodam ankietę ( może dwie ) co do oneshota z okazji roku bloga :3 

niedziela, 13 kwietnia 2014

Jak pies z kotem - 7



7


Jonghyun całą noc rozmyślał nad słowami Kibuma, które próbował zrozumieć. Jednak wiedział, że chłopak nie darzy go żadnym głębszym uczuciem. Czy to mogłoby się zmienić w przyszłości? Czy może chodziło tutaj o to, że jest hetero? Sam nie wiedział co dokładnie miał na myśli Key, a te myśli tak go zadręczały, iż postanowił z nim o tym porozmawiać. Oczywiście nie wiedział jak między nimi będzie po tym wieczorze i jak w ogóle trzyma się psychicznie Kibum. Jednak nie zdziwiło go, kiedy zastał chłopaka już z samego rana w kuchni, gotującego sobie jajecznice. Co z tego, że była niedziela i każda normalna osoba nadal by spała, albo dopiero się zwlekła? Blondyn był już zaprogramowany na wczesne wstawanie i nawet w weekendu nie umiał przeleżeć całego dnia. Dlatego był już w pełni ubrany, odświeżony i aktualnie zamierzał zająć się zaspokojeniem głodu. Brunet podszedł do niego, kładąc mu dłoń na biodrach, zerkając mu przez ramię.

- Jong, zostaw. Nie będziemy się pieprzyć z samego rana, kiedy tobie nadal śmierci z ust – mruknął, odsuwając od siebie dłonie mężczyzny, zsuwając jajecznice na talerz gdzie leżały już dwie kromki chleba nasmarowane masłem oraz papryka w długich plasterkach. – Jeśli tak bardzo chcesz, to idź się umyć i pomyśle o tym – dodał, mijając go, kierując się do salonu gdzie zamierzał delektować się śniadanie przed telewizorem. Jong zmarszczył brwi, nie rozumiejąc tego. Key zachowywał się tak jak zawsze. To on decydował kiedy to robią, jak zwykle nie było żadnych czułych gestów i kąśliwe teksty. Jakby wczorajszego dnia nie było, jakby nie spotkał swojej dawnej miłości i nie padło tych kilka słów.

Jeszcze tego dnia pieprzyli się w sypialni Jonghyuna. Szybko, niczym dzikie, spragnione zwierzęta, kierowane instynktem. Brunet doszedł na brzuch blondyna, całując go leniwie po obojczyku. Nie używali prezerwatyw, jednak Jong też już nie kończył we wnętrzu chłopaka. Takie były zasady. Zasady ich układu, które ustalili pierwszego dnia. Key nie lubił ograniczeń, czuć śliska gumę. To było dla niego niczym lizanie cukierka przez papierek. Nie pozwalał jednak Jonghyunowi dochodzić w sobie. Mężczyzna musiał w odpowiednim momencie wysunąć się z niego i skończyć na własną rękę (dosłownie). Nie było też czułości zaraz po. Kiedy tylko Jong doszedł na jego brzuch i uspokajał oddech, całując przy tym kochanka po torsie. Kibum odsunął go od siebie stanowczo i nic nie mówiąc wyszedł z sypialni. Brunet westchnął, układając się na łóżku, patrząc na drzwi za którymi chwilę temu zniknął chłopak. Taka była umowa, zero czułości i zbędnych gestów. Jednak on czasem tego potrzebował. Lubił przytulić się po seksie i popieścić leniwie partnerkę, a w tym przypadku Kibuma. Jednak on zawsze wychodzić. Nieważne czy był ranek, popołudnie czy wieczór. Jak bardzo był zmęczony i ledwo trzymał się na nogach i tak wychodził. Może to i lepiej? Key dba o to, aby zachowali dystans w ich układzie. Jednak czy tak wiele by zmienił jeden raz, kiedy by został na trochę dłużej?

***

- Wychodzisz? – dopytał brunet, siedząc w kolejny wtorek wieczór na kanapie, odpoczywając po pracy. Key właśnie stanął obok, biorąc z ławy jeden z tych dziwnych, przechodzących przez całe ucho kolczyków ze wzorem smoka. Jong był pewien, że ten gdzieś wychodzi, biorąc pod uwagę jego niecodzienny strój. Miał na sobie skórzane spodnie, glany, do tego niepasującą do wszystkiego czarną koszulę. Jednak Kibum lubił kontrowersyjne połączenia. W ogóle lubił wszystko co nietypowe, zapewne dlatego przystał na ich układ.

- Tak, mamy imprezę pożegnalną w firmie – mruknął, przeglądając się sobie w szybie. Poprawił nieco ułożone włosy, na których znajdowała się tona lakieru. Przekręcił dwa razy głowa, przyglądając się sobie z każdej strony, zabierając następnie skórzaną kurtkę z oparcia kanapy. Brunet przyglądał mu się dokładnie, podziwiając jego nogi w tych spodniach, które idealnie się opinały na chłopaku. Wiedział jednak, że nie ma co liczyć nawet na szybki numerek, bo o ile blondyn był punktualny do pracy, tak na wszelkie spotkania zawsze się spóźniał.

- Miłej zabawy – mruknął Jonghyun, mimo to dalej mu się przypatrywał. Może miał paranoję, ale wydawało mu się, że chłopak jest dzisiaj jakiś nieswój. Jakby bardziej płochliwy, niechętny na jakikolwiek dotyk. Nie wiedział czy to były jego złudzenia, czy może coś się stało. Jednak wiedział, iż i tak nie dane mu będzie się dowiedzieć. Przecież łączył ich tylko seks. Nie byli nawet przyjaciółmi.

- Dzięki – blondyn nawet na niego nie spojrzał, a kiedy niechcący się dotknęli od razu się odsunął, wychodząc czym prędzej z mieszkania. To zdziwiło Jonghyuna i nie dawało mu spokoju. Jednak nie męczyło też zbyt długo, bo już po chwili poświęcił się relaksowi, który bardzo szybko go uśpił. Kiedy Key wychodził była prawie dwudziesta, a kiedy Jonghyun się obudził była już dwudziesta trzecia. Jako że zdążył się wyspać, postanowił wypić kawę i poświęcić się graniu. Nie robił tego już od bardzo dawna, bo zwykle telewizor był zajęty, a on wolał grać na dużym ekranie. Odpalił sobie płytę z grą, pozwalając się wchłonąć przez wirtualny świat. Oderwał się dopiero, kiedy zaczęło go cisnąć w pęcherzu. Poszedł do łazienki a w drodze powrotnej do salonu zerknął z ciekawości na zegarek. Zamrugał kilka razy, przecierając wyschnięte oczy. Jeśli wzrok nie płatał mu figli, to dochodziła czwarta w nocy, a po Kibumie ani widy, ani słychu. Może też nieco histeryzował, w końcu poszedł się zabawić, ale ile trwa impreza pożegnalna? Nie powinien się tak nim przejmować, jednak nie mógł przestać. Nawet skupienie się na grze było trudne i trzeci raz kiedy go zabito, dał za wygraną. Wyłączył konsolę, wpatrując się w czarny ekran. Pokój pogrążył się w mroku, jedynie promienie księżyca wpadały przez okno, tworząc podłużny prostokątny snop światła na podłodze. Zegar na szafce świecił na zielono, wskazując kolejne mijające minuty. Poczuł wibrację w kieszeni, nie patrząc nawet na wyświetlać odblokował telefon, przykładając go do ucha.

- Tak? – zapytał dość przytomnie, mimo to nie miał siły na nic. Jego rozmówca jakby chwilę się zawahał, nim brunet usłyszał melodyjny, delikatny szept.

- Hyung, jest Kibum w domu? – zapytał Taemin, którego Jong od razu poznał po charakterystycznym głosie. Mówił jednak szeptem, więc Jonghyun szybko wywnioskował, że zapewne nie chce kogoś obudzić. Może Minho? Czy oni już ze sobą sypiają? A co ważniejsze czy Tae wie o tym, jak Choi skrzywdził Key? Na pewno nie wiedział. Wtedy nie byliby razem, nie obyłoby się bez kłótni i płaczu, o czym on na pewno by wiedział.

- Nie, nie ma. Wyszedł na spotkanie pożegnalne, a czemu pytasz? – mruknął, bawiąc się w palcach pilotem od telewizora, wahając się czy go włączyć i puścić jakiś głupi, dziwny wieczorny program, byleby zabić czas. Znowu wrócił myślami do Kibuma, zaczynając się niepokoić, skoro Tae o niego wypytywał.

- Bo… - chłopak zawahał się chwilę, nim kontynuował. – Dzwonił do mnie kilka razy, a kiedy w końcu odebrałem bełkotał coś bez sensu. To było godzinę temu, miałem nadzieję, że już wrócił, bo nie odbiera telefonu – Tae brzmiał na bardziej przejętego niż wymagała tego sytuacja. Był pijany i co z tego? Wróci do domu, a jak nie to policja go odwiezie lub ktoś podrzuci na izbę wytrzeźwień. Przecież był wśród znajomych, nic nie ma prawa mu się stać.

- Wytrzeźwieje nieco i wróci, nie martw się tym – odparł, aby uspokoić chłopaka. Przynajmniej już wiedział czemu gospodarz nie wracał i bynajmniej nie czuł się w obowiązku go szukać. Zapewne Kibum nawet by sobie tego nie życzył. Tae znowu milczał dłuższa chwilę, a Jong chciał już się pożegnać i pójść jednak do łóżka, ale chłopak go uprzedził.

- Martwię się, hyung – odparł, dodając zaraz wytłumaczenie dla swojego lęku o przyjaciela. – Nie powinienem o tym wiedzieć, ale Key kiedyś po pijaku mi powiedział o jego sytuacji w pracy – Tae zrobił pauzę, zupełnie jakby te słowa nie chciały mu przejść przez gardło. Czuł się źle, że wiedział od tak dawna, a nic nie zrobił. Nie pomógł mu, nie porozmawiał o tym. Jednak sam się bał. Był tylko uczniem, studentem. Do tego bardzo kruchym w budowie. – Jego szef go molestuje. Proszę, nie mów Key, że ci o tym powiedziałem, jednak to właśnie dlatego się martwię. Kto wie, co może się stać, jeśli ten człowiek dorwie pijanego Kibuma – Jong mógł sobie wyobrazić ten grymas na twarzy chłopaka, kiedy ściska mocniej telefon, starając się pohamować złość na samego siebie oraz tego, kto krzywdzi jego przyjaciela. Teraz to i bruneta zaczął się martwić, bo zdążył zauważyć jaki jest blondyn po alkoholu.

- Nic mu nie będzie. Wracaj spać i zostaw to mi – Jong pochylił się do przodu, wpatrując za okno, gdzie zaczęło już świtać. Usłyszał jeszcze ciche westchnienie ulgi i ciche wyrazy wdzięczności Taemina. Obiecał mu, że go znajdzie, jednak jak? Nie wiedział gdzie jest ta impreza, nie wiedział czy ktokolwiek jeszcze tam jest. Key mógł być wszędzie. Nie tylko na ulicy, w każdym domu czy hotelu w mieście. To wydawało się głupie, ale w końcu poderwał się z kanapy. Wsunął telefon do kieszeni, zabierając portfel, kluczyki i ciepłą kurtkę, bo z samego rana było zimno. Kręcił się po centrum, niczym opętany rozglądając się na boki. Nie postradał jednak umysłu na tyle, aby zacząć krzyczeć na środku ulicy, niczym w durnym filmie. Szedł przez miasto, dochodząc do niewielkiego parku kilkanaście minut drogi od domu. Słońce zaczęło przebijać się przez wysokie budynki, rzucając swoje pierwsze promienie na puste uliczki i alejki w parku. Minęła go kolejna osoba z psem. Zaspana, z dresie i bez makijażu. Widział też bezdomnych drzemiących pod drzewami lub na ławkach. W sumie mógł skończyć tak jak oni, gdyby dalej się zadłużał. Był winny Key przysługę za potrząśnięciem nim, zapewne dlatego postanowił podjąć się szukania go. Jednak z każdym kolejnym zakrętem zaczął tracić nadzieję. Dojrzał kolejnego pijaka lub wyrzutka siedzącego na ławce, z głową schowaną w ramionach, które były oparte na kolanach. Jong podszedł bliżej, zdejmując mu delikatnie kaptur. Westchnął głośno, kiedy chłopak poderwał głowę, wpatrując się w niego intensywnymi, brązowymi oczami. Brunetowi wydawał się znajomy. W końcu znał niemal idealnie jego ciało. Kibum wysunął drżącą dłoń, dotykając nią polika Jonghyuna, sprawdzając czy jest prawdziwy. Blondyn miał zimne palce, niczym kostki lodu. – Jezu, same problemy z tobą – mruknął mężczyzna, zdejmując z siebie kurtkę, zarzucając ją na barki współlokatora. Czuł od niego aromat alkoholu, bardzo silny. Wzrok miał nieobecny, czyli zapewne nadal był pijany.

- Jongie… - wymamrotał cicho Key, wtulając się mocniej w kurtkę, przesiąkniętą zapachem bruneta. Jonghyun złapał go za ramiona, pomagając wstać na równe nogi. Złapał go w pasie, czując jak ten spina się pod wpływem jego dotyku. Wszystko powoli składało się do kupy, a jego urojenia, nie były nimi. Tak jak podejrzewał, było coś nie tak ostatnimi czasy. Key uciekał przed jego dotykiem, czując się źle z tym, co robił mu szef, cokolwiek to było. Zapewne nie było to nic przyjemnego. Sam pewnie już dawno by mu przywalił. W końcu jednak blondyn uspokoił się i pozwolił się prowadzić, uczepiając się koszuli mężczyzny. Szli w milczeniu do mieszkania. Kiedy tylko weszli na górę, Jong od razu zaprowadził chłopaka do sypialni, zdejmując mu buty, spodnie oraz koszulkę, dając mu jakąś grubsza bluzę i dresy. Key cały się trząsł z zimna.

- Połóż się – polecił mu, nakrywając go kołdrą. Kiedy wiedział, że ten jest cały i bezpieczny poczuł się lekko i spokojnie. Będzie musiał jeszcze napisać Tae, że znalazł tego pijaczynę. Key posłuchał go bez marudzenia pewnie dlatego, że był pijany i zmęczony. W innych okolicznościach już by na niego nakrzyczał, aby mu nie rozkazywał. Jonghyun przykrył go szczelnie kołdrą. Przyniesie mu jeszcze ciepła herbatę i szklankę wody. Zapewne kiedy się obudzi, będzie spragniony i na kacu. Wtedy już poradzi sobie sam, jednak póki co, może nad nim poskakać, bo sam tylko by sobie zrobił krzywdę. Poprawił mu poduszkę, idąc do kuchni. Zatrzymał się jednak, czując delikatny uścisk drobnych palców na nadgarstku. Key patrzył na niego nieco nieobecnym wzrokiem, jednak na tyle bystrym, że wydawało się, iż jest trzeźwy.

- Zostań – wyszeptał cicho, okrywając kawałek kołdry, chcąc aby ten się położył przy nim. Jong poczuł się dziwnie, bo nie wiedział, co ma zrobić. Widząc jednak tą minę, poczuł, że pęka. Zdjął z siebie koszulkę oraz spodnie, zostając w samych bokserkach. Sam wolał kiedy było chłodno, jednak drugi raz nie może dostać takiej okazji. Ułożył się obok niego, w stosownej odległości.

- Śpij już – wyszeptał, przymykając oczy. Sam czuł, że zmęczenie go dopada, a Morfeusz otula go ramionami. Jednak to nie były jego ramiona, lecz drobnego blondyna, który przysunął się bliżej bruneta, wczepiając w niego. Key wtulił nos w szyję mężczyzny, mrucząc cicho pod nosem. Jong niepewnie go objął, czekając na dalszy rozwój wydarzeń, który jednak nie nadszedł. Kibum zasnął niemal natychmiast, kiedy poczuł ciepło ciała Jonghyuna. Brunet zagryzł mocniej wargę, w końcu jednak i on się rozluźnił, pewniej obejmując chłopaka, wtulając nos w jego włosy. Pachniały papierosami, alkoholem i delikatną nutą truskawkowego szamponu. Z jednej strony zapach niezbyt przyjemny, jednak w ostateczności odpowiadający mu w tym momencie. Czy dlatego, że w końcu miał tego czego chciał doświadczyć od tak dawna? Nie udawał przed samym sobą, że chciał zasnąć przy Kibumie, poczuć jak to jest. I było cudownie. Nawet jeśli na drugi dzień oderwie za to po głowie.

***

Key wydawało się, że w głowie stepują mu tysiące małych chochlików. Zdarzało mu się upić, jednak nigdy nie miał jeszcze takiego kaca. Zwykle znał też umiał, mimo to potrzebował się napić. Ostatnio tak wiele mu się zwaliło na głowę. Począwszy od pracy, po Minho, który znowu pojawił się w jego życiu, a jego pojawienie się wywołało w nim masę sprzecznych emocji. Bał się, że wszystkie te uczucia, które dawniej do niego żywił, powrócą ze zdwojoną siłą. Nie tylko nienawiść czy obrzydzenie ale i miłość. Nie chciał tego, bo zraniłby nie tylko sam siebie, ale i Taemina. Jego dobro brał ponad swoje. W końcu ten dzieciak był przy nim taki szczęśliwy i wyglądał niczym promienne słoneczko. Do tego, z tego co pamiętał, dzwonił do niego w nocy. Pewnie Tae się teraz zamartwiał. Powinien do niego napisać lub zadzwonić. Był tylko jeden problem. Nie mógł się ruszyć. Czuł pod palcami delikatną skórę, czuł ciepło drugiego ciała i wdychał delikatny zapach perfum. Perfum, które już gdzieś czuł, teraz jednak jego przyćmiony umysł nie umiał skojarzyć właściciela. Key bał się oderwać i spojrzeć na twarz mężczyzny. Spiął się, czując dłoń głaszczącą go delikatnie po plecach. Usłyszał niewyraźny pomruk i poczuł gwałtowniejszy ruch. Zamknął od razu oczy, udając, że śpi. Mężczyzna zaczął marudzić pod nosem, co dla Kibuma brzmiało niczym bezsensowny zlepek sylab. Starał się nie ruszać, udając jak najlepiej umiał. Czuł przy tym, jak dłoń coraz śmielej pieści jego plecy, aby w końcu zniknąć. Nim ciepło drugiego ciała zniknęło, poczuł jeszcze czuły pocałunek w czoło, a dziwne ciepło rozniosło się po jego ciele, w brzuchu natomiast poczuł ucisk.

Jonghyun omiótł jeszcze sylwetkę śpiącego chłopaka wzrokiem, nim wyszedł do kuchni. Przez to wszystko nie przyniósł mu wody, ani nie napisał do Taemina. Postanowił to teraz nadrobić, natomiast blondyn, kiedy tylko usłyszał trzask zamykanych drzwi, poderwał się do siadu, przyglądając się sobie. Miał na sobie wszystkie ubrania, do tego nawet za dużo, bo czuł, że się poci. Był również w swoim pokoju, chociaż nie pamiętał za bardzo jak tutaj trafił. Ostatnie co pamięta, to siedzenie na ławce w parku. Może Tae go znalazł i zaniósł do domu? Pewnie nie był na tyle trzeźwy, aby podać komuś obcemu adres. Portfela i tak nie miał przy sobie, bo miał go Onew, po tym jak mu go wcisnął. W sumie nawet nie pamiętał po co to zrobił, ale ludzie po pijaku robili wiele dziwnych rzeczy. Zaraz drzwi ponownie się uchyliły i wszedł przez nie brunet, który zdziwił się widząc chłopaka w pełni obudzonego.

- Jak się czujesz? – zapytał, szepcząc, aby blondyna nie rozbolała jeszcze bardziej głowa, bo sądząc po jego grymasie, kac go nie oszczędził.

- Jak jednak z twoich przepoconych, wrzuconych w kąt pokoju skarpet, do tego pogryziona przez psa – mruknął, nawet z samego rana nie szczędził sobie dogryzania Jongowi, chociaż ten tak wiele dla niego zrobił. Brunet wywrócił oczami. I dlaczego on starał się być miły, skoro w zamian był traktowany w taki sposób?

- Masz – mruknął, wciskając mu dwie szklanki. Jedna była przezroczysta z wodą, a druga miała dziwny kolor i zapach. – To receptura własna. Taki lek na kaca – dodał, wskazując palcem na drugą szklankę. Key kiwnął głową, odkładając na razie obie szklanki. Przyjrzał się dokładniej brunetowi, zauważając, że ten jest jedynie w spodniach, do tego niedopiętych do końca. Najwidoczniej to on go tutaj przyprowadził i to z nim spał w jednym łóżku. Czuł się głupio, bo wspomnienia powoli wracały. Brunet westchnął cicho, zamierzając go zostawić samemu sobie. Niech umiera w samotności.

- Jong – mężczyzna zatrzymał się w połowie kroku, słysząc cichy szept blondyna. Miał zachrypnięty głos. Brunet nie zdziwiłby się, gdyby się okazało, że się rozchorował. W końcu siedział kilka godzin na dworze. Jonghyun nie wiedział ile, ale na pewno sporo. Blondyn otwierał i zamykał usta niczym kark, aż w końcu zebrał się za to, aby wydusić to z siebie – Dziękuję – dodał, jednak nie musiał mówić nic więcej. Jong wiedział za co ten dziękował. Za to, że go szukał, że przyniósł do domu, nie zadawał pytań i został przy nim nie komentując przy tym jego zachowania. Brunet uśmiechnął się jakoś tak miękko do chłopaka, podchodząc, aby potargać go po włosach, które były w całkowitym nieładzie. Nie musiał nic więcej mówić, po prostu wyszedł, a Key potarł poliki, które go piekły. Pewnie miał gorączkę, przynajmniej miał taką nadzieję.