Rozdział niebetowany
____________________________________________________________________
Brunet rzucił trzymanego chłopaka na ziemię. LuHan jęknął
cicho z bólu, którego i tak nie odczuwał. Wydał z siebie takie odgłosy bardziej
z przyzwyczajenia i nawyku. Mężczyzna obdarzył archanioła wyniosłym i karcącym
spojrzeniem, czego blondyn nienawidził. Gówniarz był młodszy od niego, a uważał
się za nie wiadomo kogo, tylko dlatego, że został mianowany egzekutorem i
zbawicielem. Chociaż z tego drugiego miana rzadko korzystał, przynajmniej w
dawnych czasach.
- Samuel – warknął przez zęby LuHan, wstając z ziemi. Nie
spuszczał przy tym wzroku z mężczyzny, który na jego niemą groźbę w głosie
westchnął jedynie cicho, spuszczając nieznacznie wzrok. – Czemu to zrobiłeś?
Miałem już go w garści, poszedłby z nami i ojciec
by mnie nagrodził! – mruknął blondyn, z żalem w głosie. Brunet zmarszczył brwi
na jego słowa, unosząc na niego srogie i poważne spojrzenie.
- Jednak za jaką cenę? Zabiłeś tylu ludzi… - Chamael
przerwał wypowiedź drugiego archanioła, prychając pogardliwie.
- Jakby nagle cię obchodziło to ilu ludzi zginie, Samaelu.
Sam przecież wybierałeś tych, na których spływała boża niełaska. Odbierałeś im
życie z zimna krwią, a teraz? Spójrz tylko na siebie. Robisz się słaby. Nie
zasługujesz już na swoja pozycję – LuHan z każdym kolejnym słowem podchodził
bliżej bruneta, aż w końcu dzielił go od niego krok. – I po co to? Dla jednego
człowieka? – Blondyn dotknął polika mężczyzny, którego wmurowało w ziemie.
- Skąd wiesz? – dopytał, a jego głos drżał delikatnie z przejęcia.
Przecież nikt nie miał się dowiedzieć, nikt nie powinien się dowiedzieć. Blondyn
uśmiechnął się podstępnie pod nosem. Dokładniej takiej reakcji oczekiwał.
Chciał widzieć przerażenie na twarzy towarzysza.
- Naprawdę myślałeś, że jesteś taki dyskretny? Obserwowałem
cię przez cały czas. – odparł Lulu, z dumą w głosie. – Widziałem jak schodzisz
na ziemię, aby bratać się z ludźmi. Czy nagle ich pokochałeś? Po tych
wszystkich krzywdach jakie uczyniłeś społeczeństwu, tych ludobójstwach do
których przyłożyłeś rękę. Kochałem cię takiego, byłeś bezlitosny, bez
skrupułów. A teraz spójrz na siebie, Samuelu. Czy raczej wolisz by mówić do
ciebie Kai? To tak nazywają cię na
ziemi, prawda? – brunet stawał się coraz bledszy, niemal zielony. Wyglądał
jakby miał zaraz zemdleć z przerażenia.
- Nie wiem o czym ty mówisz… - próbował się bronić, wyprzeć
wszystkiego co mówił blondyn. Nie był jednak w stanie, bo obaj wiedzieli jaka
jest prawda.
- Skoro nie wiesz, to pewnie nie będzie ci przykro, że
zabiłem kilka osób z Seul? Takie wielkie miasto, więc nic się nie stanie jeśli
zdarzy się jakaś nadprogramowa śmierć – Chamael wzruszył ramionami, a szatański
uśmiech nie schodził z jego wydatnych, malinowych warg. Brunet zacisnął dłonie
w pięści, kręcąc z niedowierzaniem głową, domyślając się do czego zmierza
archanioł.
- Nie zrobiłeś tego – warknął przez zęby Kai, jego słowa
jednak nie dotarły do chłopaka, który wydawał się napawać swoim chwilowym i
pierwszym od dawna zwycięstwem.
- Jak on miał na imię…. – LuHan udał zamyślenie, zaplatając
ramiona na piersi, głowę unosząc wysoko, wpatrując się w bogato zdobiony sufit.
– Kyungsoo? Tak, chyba tak. – kiwnął dla potwierdzenia własnych słów, widząc
złość w oczach drugiego archanioła.
- Jesteś najgorszy! – Samuel uniósł głos, a podłogę pod ich
stopami zadrżała od energii, która ulatywała z bruneta.
- Nie, my jesteśmy, ale ty zapomniałeś o swojej mrocznej
stronie. Udajesz takiego świętego i cudownego aniołka. Prawisz mi kazania o
szacunku dla ludzkiego życia… Nie taki powinieneś być, nie takimi stworzył cię ojciec. Myślisz, że cieszyłby się gdyby
zobaczył jak ubolewasz nad jedną, mizerną duszyczką? – LuHan również uniósł głos,
mając już dość tego całego zamieszania. – Chce mojego starego Samuela. Tego,
przy którego boku oglądałem ludobójstwa, tego, z którym pieprzyłem się, podczas
gdy świat pod naszymi stopami się walił. – Blondyn złapał za przód koszuli
archanioła, uczepiając się jej z całych sił, patrząc na mężczyzna zaszklonymi
od łez oczyma. Kai zamrugał kilkukrotnie, chcąc się upewnić czy to co widzi
jest na pewno prawdziwe. Dotknął polika LuHana, po którym spływała pojedyncza,
słona kropla. Już od tak bardzo dawna nie widział u archanioła tego rodzaju
ekspresji na twarzy. Aż odżyły w nim dawne wspomnienia i zapomniał o tym, co
chłopak uczynił na dolę przez ostatnie kilka miesięcy.
- To zabawne. Pamiętasz jak kiedyś to ja byłem tym okrutnym,
uwielbiającym rozlew krwi, a ty… Ty byłeś taki niewinny, taki czysty z dobrym
sercem. – Kai uśmiechnął się subtelnie, zbliżając się aby skraść subtelny
pocałunek z warg blondyna. LuHan westchnął cicho, uwieszając się całym ciężarem
ciała na brunecie.
- Chciałbym aby było jak dawniej – burknął w tors
archanioła, chowając się w jego masywnych ramionach, które objęły go wokół
talii. Kai przemilczał to, skupiając wzrok na jednym punkcie na ścianie. Co
niby miał mu powiedzieć? Przecież już nie będzie jak dawniej. Oboje się
zmienili, pomimo że nadal pozostali tacy sami.
- Musisz ich przeprosić – Samuel zmienił temat, co nieco
skołowało blondyna, który nagle przestał rozumieć o czym właściwie rozmawiają.
Odsunął się od mężczyzny, marszczą brwi z pytaniem w oczach. – No proroka i
jego przyjaciół. Przysporzyłeś im sporo problemów i stresu – brunet pogłaskał
towarzysza po poliku, na co ten tylko prychnął cicho, odwracając wzrok od
szczerych oczu drugiego archanioła.
- Niby czemu miałbym to zrobić? A on nie narobił nam
kłopotów swoim samolubnym zniknięciem? – warknął na swoją obronę Chamael,
odsuwając się od mężczyzny. Ten jednak na powrót przysunął go do siebie.
- Bo ja cię proszę. – odparł prostolinijnie Kai, widząc
jednak jak chłopak już gotuje się w sobie, dodał – Obiecuję więcej nie schodzić
do ludzi i kochać tylko ciebie – pomimo że miłość
w rozumieniu aniołów była nieco inna niż ludzka, nie ustępowała jej w
niczym. Oczywiście kochał też D.O, jak zwykli na niego mówić znajomi. Jednak
był tylko człowiekiem, był pogodzony z tym, że i tak umrze. Wolał też nie
rozwścieczać bardziej LuHana. To prawda, że go kochał, ale czasami, kiedy był
zazdrosny, chłopak potrafił być nieobliczalny.
- Jeśli jeszcze
kiedyś mnie zostawisz, zabije setki ludzi – burknął w koszulkę kochanka. W
końcu uzyskał to co chciał. Nie chodziło mu nawet o złapanie proroka, był to
raczej drugorzędny cel. Chciał zwrócić na siebie uwagę Samuela, który przez
ostatnie wieki o nim zapominał i oddawał się tym ohydnym ludziom. Teraz kiedy
miał go przy sobie, mógł przeprosić za całe zło na świecie. Czuł się w końcu
spełniony i szczęśliwy.
***
Kibum wyszedł po cichu z pokoju, w którym leżał Minho wraz z
uśpionym Taeminem. Jonghyun czekał przed drzwiami. Już wcześniej wyczuł zapach
krwi kochanka, która pachniała bardzo specyficzne i nigdy nie pomyliły tego
zapachu z żadnym innym.
Blondyn wyglądał strasznie mizernie i był biały jak ściana.
Ledwo szedł, podpierając się cały czas ściany. Na widok wampira, próbował się
do niego uśmiechnąć, zamiast tego jednak wyszedł mu jakiś grymas. Nie miał
ochoty słuchać żadnych kazań ani też znosić martwiącego się o niego kochanka.
Potrzebował po prostu chwili relaksu, podczas której jego organizm uzupełni
braki krwi.
- Wszystko w porządku – uprzedził pytanie Jonghyuna, który
podchodził do niego, chcąc mu pomóc iść. Blondyn jednak odsunął jego dłoń. Nie
mógł sobie pozwolić na słabość. Nie mógł pokazać po sobie jak wiele krwi
stracił. W sumie to nie było ważne. Liczyło się tylko to czy Tae i Minho
przeżyją. Wampir spojrzał na niego z powątpieniem, jednak nie zamierzał negować
jego słów. Pozwolił mu pokierować się na górę. Mimo to szedł krok za nim, aby w
razie co go złapać.
Kiedy dotarli na górę, Kibum od razu uwalił się na łóżku,
wtulając się w poduszkę, która pachniała szamponem do włosów kochanka. Jonghyun
westchnął cicho, przykrywając blondyna kocem, kiedy ten zapadł w głęboki sen. Usiadł
na skraju łóżka, poprawiając zabłąkane blond kosmyki. Nie chcąc mu
przeszkadzać, opuścił pokój. Kiedy wrócił późnym wieczorem, Key już nie spał.
Leżał na brzuchu, wpatrując się w sufit.
Podczas kiedy był sam w pokoju, zdążył przemyśleć kilka
rzeczy, na niektóre sprawy spojrzał w innym świetle. Nie wszystkie przemyślenia
mu się podobały. Jak na przykład to, że pewnie jeszcze po niego wrócą. W końcu
ktoś musiał wysłać po niego Chamaela. Trudno mu było jednak przyswoić myśl, jak
wiele rzeczy się zmieniło. Dawniej, kiedy jeszcze kontaktował się z
archaniołami, Chamael był taki spokojnym i uroczym chłopakiem. Natomiast
Samuel, z tego to dopiero było ziółko. W tamtych czasach był jego ulubieńcem i
nawzajem. Kiedy jednak dzisiaj spojrzał mu w oczy, było w nich coś innego.
Jakby spokój i łagodność. Najwidoczniej nie tylko on się zmienił, ale i wszyscy
inni. Dlatego obawiał się tego co wydarzy się na przełomie najbliższych dni.
No i myślał o Jonghyunie, o tym czy ten będzie chciał z nim
być, po tym jak dowie się kim jest. Ile zła uczynił. Jeśli chciał go mieć nadal
przy sobie, musiał nieco go oszukać. Uronić kilka łez, które zmiękczą wampira. Wiedział,
że to nie jest sprawiedliwe, ale nie chciał go stracić. Kochał go i nie miał
ochoty popełniać tych samych błędów dwa razy.
Kibum spojrzał na Jonghyuna, który stał jak na razie w
drzwiach. Musiał brać chwilę wcześniej kąpiel, bo jego zapach był
intensywniejszy a włosy lekko wilgotne. Blondyn przesunął się na łóżku, klepiąc
miejsce obok siebie. Mężczyzna złapany na przynętę blondyna, podszedł do niego.
Kiedy tylko brunet usiadł obok chłopaka, ten od razu objął go w pasie, wtulając
się w jego brzuch. Jonghyun pogłaskał
kochanka po włosach, zaniepokojony jego stanem.
- Bummy, co jest? – dopytał z troską w głosie. Blondyn
przygryzł wargę, chcąc wymyślić jakieś kłamstwo, a raczej pół prawdę. Nie mógł
mu się w końcu zwierzyć ze wszystkiego.
- Nic, po prostu martwię się o stan Minho. Taemin też oddał
dużo krwi. Nie chce, aby przeze mnie komuś stała się krzywda – chłopak starał
się aby jego głos jak najbardziej drżał. Owszem, martwił się o stan przyjaciół.
Wiedział jednak, że będzie z nimi dobrze. Teraz liczyło się tylko to aby
ułaskawić Jonghyuna. Chciał aby ten wierzył, że nadal jest tym samym,
emocjonalnym chłopakiem, w którym się zakochał. Pewnie niedługo przestanie tak
o nim myśleć i będzie dla niego jedynie mordercą, który przyłożył rękę do
pierwszej wojny światowej czy wojny plemion. Dlatego chciał się nacieszyć nim
póki mógł. Pragnął zapamiętać każdą chwilę, każde miłe słowo i dotyk. Chciał go
poczuć całym sobą, możliwe, iż ostatni raz.
- Nic im nie będzie. Są silni – Jonghyun starał się
pocieszyć kochanka, który właśnie wdrapał się na jego kolana, siadając na nim
okrakiem i oplatając udami wokół taliami. Key pokiwał energicznie głową,
wtulając nos w zgięcie szyi partnera.
Siedzieli dłuższą chwilę w milczeniu, podczas której Kibum
nie ruszył się nawet o milimetr. Wampir głaskał go nieprzerwanie po plecach, co
jakiś czas całując w skroń lub odsłonięty kark. Czuł krew, która płynęła w
żyłach kochanka. Kusiła go swoim niespotykanym zapachem. Umiał się jednak
opanować. Key natomiast doskonale zdawał sobie sprawę jak jego krew działa na
Jonghyuna. Mógł mu dać skosztować. W końcu nie umrze, jednak nie wiedział jak
jego krew zadziała na wampira. A ostatnie czego pragnął to cierpienie kochanka.
- Kocham cię – wyszeptał po pewnym czasie Kibum, wprost do
ucha Jonga. Ten spiął się najpierw, zaraz jednak rozluźnił. Kiedy ostatnio
słyszał te słowa, Key zniknął z domu. Dlatego teraz mocniej go objął w obawie,
iż ten znowu gdzieś mu ucieknie.
- Ja ciebie też, na zawsze – odparł wampir, mówiąc to jak
najbardziej szczerze. Nieważne dla niego było co zgotuje mu los, ani jakie
tajemnice ukrywa Kibum. Oszalał na jego punkcie już nim go poznał. W sumie był
gotowy na wszystko, a zyskał taki skarb, którego nie ma zamiary wypuszczać z
objęć.
Kibum poczuł jak jego serce bije mocniej na wyznanie
wampira. Potrzebował usłyszeć tych kilka błahych słów. Odsunął się na długość
ramienia od kochanka, aby ponownie się do niego zbliżyć, łącząc ich wargi w
namiętnym pocałunku. Blondyn naparł całym ciężarem ciała na partnera, przewracając
go na łóżko. Jong oddał z pełnym zaangażowaniem pieszczotę. Key złapał za
dłonie bruneta, przesuwając je na swoje pośladki. Jonghyun na ten gest
zatrzymał się na chwilę, przyglądając się uważnie partnerowi.
- W porządku, chce tego – odparł Key, ochrypłym głosem. Dla
potwierdzenia swoich słów, zafalował pośladkami, ocierając się o męskość
kochanka. Jong warknął cicho pod nosem, przymykając powieki. Kibum zadowolony z
takiej reakcji ponowił ruch bioder skutecznie podniecając wampira.
Jonghyun czuł, że tym razem ich stosunek różnił się od tych
poprzednich. Wszystko za sprawą Kibuma, który siedział na jego biodrach,
dopierając się do zamka w spodniach. Z jednej strony to Key był strona pasywną
w seksie, jednak tym razem emanował pewnością siebie i w dziwny sposób
dominował nad nim.
Blondyn pomógł wampirowi zsunąć z siebie spodnie. Podczas
gdy brunet dobierał się do jego tyłka, chłopak ujął wolną dłoń kochanka,
wsuwając sobie dwa palce między usta. Nie spuszczał przy tym z niego spojrzenia
swoich kocich oczu, które emanowały pożądaniem i potrzebą zaspokojenia uciech
cielesnych.
Wampir sapnął ciężko przez nos, patrząc niczym oczarowany na
kochanka, który poruszał delikatnie głową w przód i tył, zupełnie jakby nie
miał w ustach palców bruneta, lecz jego twardego penisa, który utknął pod
materiałem spodni.
Kibum, kiedy uznał, że wystarczy, wyjął członki spomiędzy
warg, pomagając nakierować dłoń na swój tyłek. Rozsunął pośladki, a palce
Jonghyuna podrażniły delikatny okręg mięśni, który zapulsował pod wpływem
dotyku. Key przygryzł wargę, wyginając plecy w delikatny łuk, drapiąc leżącego
pod sobą kochanka po torsie.
Może i uprawiali seks już wcześniej, dwukrotnie, ale dla
Kibuma było to coś nowego. Po tym jak znowu połączył się z Uzjelem, jego umysł
i poglądy zmieniły się diametralnie. W tym charakter i sposób w jaki odczuwał
niektóre rzeczy. Wszelkie poprzednie stosunki pamiętał jak przez mgłę. W pewnym
sensie mógł nazwać ten raz swoim pierwszym.
Blondyn poruszał delikatnie biodrami, chcąc się nabić głębiej
na palce kochanka, które znajdowały się w jego wnętrzu. Wampir przytrzymał go
wolną dłonią w miejscu. To było coś cudownego, kiedy ten zachowywał się tak
obscenicznie i patrzył na niego tymi wilgotnymi oczyma, w których płonął żar. A
on? On tutaj decydował, on był panem sytuacji i Kibum musiał robić to co
chciał. Przynajmniej w tej sytuacji, po podejrzewam, że w sprawach poza
łóżkowych to większość decyzji będzie należała do blondyna. On teraz znajdzie
się nijako pod pantoflem Kibuma. Czy mu to przeszkadzało? Chyba nie. Tak długo
jak mógł mieć władze w łóżku i świadomość, że ten cudowny, seksowny i potężny
chłopak ugina się pod nim, jęczy i błaga o więcej. Wtedy będzie czuł się
cudownie, jak pan świata i sytuacji.
Z resztą, to jak bardzo podniecała go aktualna sytuacja,
było czuć doskonale. Precyzując, idealnie czuł to Key, który na przekór
kochankowi ocierał się co chwilę o nabrzmiałego członka. Jong zdusił w sobie
jakieś przekleństwo. Zaczął poruszać szybko palcami we wnętrzu kochanka,
rezygnując z jakiejkolwiek delikatności. Kibum krzyknął zaskoczony nagłą zmianą
tempa. Omal nie stracił władzy w nogach i dłoniach. Szybko podparł się rękoma o
tors kochanka, czując, że przechyli się, jeśli nie będzie miał podparcia.
Przygryzał wargę niemal do krwi, byleby nie wydać z siebie zbyt głośnego
okrzyku przyjemności.
Blondyn zjechał dłonią po torsie kochanka i jego twardych
mięśniach, aż do spodni. Wsunął dłoń pod materiałem, ale ostatecznie i tak
musiał odpiąć guzik aby dostać się do męskości wampira. Key potarł sam czubek,
zsuwając ubranie tylko na tyle, aby móc posuwać dłonią po całej długości
członka. Pragnął już go poczuć głęboko w sobie lub w swoich ustach. W sumie
trudno było uznać, czego pragnie bardziej. Jong jednak, jak za złość, wciągnął
się w posuwanie jego tyłka samym palcami i obserwowanie reakcji kochanka, który
wisiał nad nim, wzdychając i mrucząc niczym kociak. Blondyn poruszał coraz
szybciej dłonią, chcąc w ten sposób przyśpieszyć cały seks.
W końcu jego plan przyniósł skutki, kiedy oddech wampira
stał się cięższy, a palce zniknęły z jego wnętrza. Kibum uniósł się do pozycji
pionowej. Jong złapał u nasady członek, podczas gdy Kibum klęczał nad nim,
rozchylając pośladki. Zaczął powoli opadać w dół, starając się wcelować. Kiedy
poczuł napór jaki wywoływał twardy członek, od razu opadł za pierwszym razem do
końca. Krzyk uwiązł mu w gardle, ciało zadrżało a przed oczami pociemniało.
Zaczął się unosić, opadając z powrotem na męskość, która przecierała się
bezlitośnie przez jego wnętrze. Nie zdziwiłby się jakby właśnie brudził pościel
swoją krwią, Jednak to było silniejsza, ta potrzeba zaspokojenia. Jego biodra
poruszały się automatycznie, a penis wchodził w niego głębiej niż kiedykolwiek.
Wampir, nie chcąc pozostać biernym, złapał kochanka za biodra,
również wykonując szybkie i głębokie pchnięcia, wychodząc mu naprzeciw.
Wcześniej nie używał pełnej siły, wiedząc, że Kibum nie będzie odczuwał
przyjemności z brutalnego, zwierzęcego seksu. Teraz jednak nic go już nie
hamowało. Wręcz przeciwnie, Kibum błagał go aby poruszał szybciej biodrami.
Robił to w nadludzkim tempie, wchodząc i wychodząc z kochanka z coraz to
większą prędkością.
Key rozciął sobie wargę od zewnątrz i wewnątrz, próbując
zahamować wszelkie okrzyki. Błądził przy tym dłońmi po całym swoim ciele,
zahaczając co jakiś czas o sutki, które trącał palcami i szczypał. Odchylił
głowę do tyłu, tak jak i cały tułów. Podparł dłonie na udach wampira,
zaczynając na powrót poruszać biodrami. Głośny plask uderzającej o siebie skóry
rozchodził się po pomieszczeniu. Nie był jednak w stanie zagłuszyć jęków
blondyna, który był już u kresu. Za każdym razem kiedy Jong wchodził w niego
brutalnie, jego własna męskość uderzała o brzuch. Na jej czubku zbierały się
pierwsze krople preejakulatu. Wampir co chwila trafiał w jego prostatę,
sprawiając, że Kibum widział przed oczami gwiazdy.
Donośny krzyk ekstazy rozniósł się po całym domu, kiedy po
raz setny Jong trafił w ten cudowny punkt, tym samym wywołując u kochanka
potężny orgazm. Key zachciał się na ramionach, które stały się wątłe. Wampir w
porę przytrzymał partnera. Pociągnął go w swoją stronę, układając na swoim
torsie Nie zaprzestawał przy tym ruchów bioder. Ograniczył się jednak do
niezbyt głębokich i delikatniejszych pchnięć. Blondyn dyszał ciężko i wzdychał
do ucha kochanka, starając się zebrac myśli. Było mu tak cudownie i czuł takie
niesamowite rozluźnienie oraz pustkę w głowie. Gdyby ktoś go teraz zapytał jak
się nazywa, nie wiedział czy byłby w stanie odpowiedzieć na to pytanie w
przeciągu najbliższych kilku minut.
Jong zacisnął palce na biodrach chłopaka. Dawniej
przejmowałby się, że zrobi mu krzywdę, teraz blondyn był niemal niezniszczalny.
Przynajmniej tak wnioskował, kiedy nie usłyszał żadnego jęku bólu czy
sprzeciwu. Kibum leżał na wpół przytomny i żywy na jego torsie, zdolny tylko
jęczeć.
Wampir zakończył po kilku chwilach, dochodząc w kochanku.
Blondyn wydał z siebie ostatnie westchnienie przyjemności, kiedy ciepła sperma
rozlała się w jego wnętrzu, ogrzewając przyjemnie jego brzuch. Jonghyun zaczął
powoli wycofywać biodra. Usłyszał cichy protest ze strony Key, jednak zbyt
późny aby na niego zareagował. Na wpół miękki członek wysunął się spomiędzy
pośladków chłopaka, uderzając o brzuch wampira.
Po udach blondyna pociekła sperma zmieszana z krwią. Nie był
nawet w stanie zacisnąć pośladków, aby zatrzymać nasienie kochanka w sobie
chociaż do czasu aż się wykąpie. Po tak ostrym seksie był rozluźniony do tego
stopnia, że mógł śmiało powiedzieć, iż czuł się jakby przeleciała go co
najmniej dziesiątka ludzi przez kilka godzin.
Jonghyun ucałował blondyna w skroń, głaszcząc go jedną
dłonią po plecach, drugą kierując do pośladków. Dotknął zwieracza, a ciało
leżące na nim zadrżało niekontrolowanie. Jong napawał się tą chwilą z
nieskrywaną ekscytacją.
- Zboczeniec – mruknął Kibum, ochrypłym od krzyku głosem.
Wampir uśmiechnął się jedynie niewinnie, zabierając dłoń, lokując ją powyżej
pośladków. Key zapatrzył się na roześmianą twarz kochanka, czując jak jego
serce zalewa ciepło. Czuł się z tym dziwnie, po tylu latach znowu był
kompletny. Przy tym czuł się jakby cofnął się w czasie i znowu był przy zmarłym
ukochanym. Miał przy tym nadzieję, że ta historia nie skończy się tak jak
poprzednia i w końcu dane mu będzie zaznać szczęście. Drugiego takiego cierpienia
już na pewno nie będzie umiał wytrzymać i nawet rozdzielenie dusz nie
przyniesie ukojenia.
Kibum drgnął zaskoczony, kiedy po drugiej stronie drzwi
rozległo się głośne pukanie. Onew, który znajdował się za drzwiami, najchętniej
nie zbliżałby się do tego pokoju przez najbliższe kilka godzin. Nie miał
niestety innego wyjścia.
- Wybaczcie, że wam przeszkadzam… - szatyn zawiesił głos,
odkasłując dość znacząco – Chciałem powiedzieć, że nasi pacjenci się budzą.
- Dobrze, zaraz przyjdziemy – pierwszy przemówił Kibum,
starając się aby jego głos wrócił nieco do normy. Czuł się głupio, bo w sumie
zapomniał w pewnym momencie, że nie są sami. Usłyszeli ciche mruknięcie pod
nosem szamana, a następnie odgłos kroków oddalających się w stronę schodów.
Key jeszcze chwilę leżał na torsie wampira, nim w końcu
postanowił wstać. Najchętniej leżałby tak jeszcze kilka godzin, pozwalając się
głaskać ale Taemin na niego czekał, a on musiał się dowiedzieć, czy jego mały
plan wypalił. Jednak skoro Onew nie histeryzował, to chyba znaczyło, że nie
jest źle.
- Ten dzieciak ma okropne wyczucie czasu – Key zsunął się z
materaca, idąc w stronę chusteczek. Musiał w końcu jakoś wyglądać nim zejdzie
na dół. Jong mruknął coś pod nosem, co zapewne miało być pytaniem, a raczej
zachętą aby chłopak kontynuował wypowiedź – Lubi ingerować wtedy kiedy nie
trzeba – Kibum wytarł się dokładnie, wrzucając zużytą chusteczkę do kosza.
Sięgnął po bokserki, przy okazji zgarniając ciuchy Jonghyuna. Ten jednak miał
jedynie do założenia koszulkę, bo wystarczyło aby podciągnął bokserki do góry
wraz ze spodniami. – Raz wszedł mi do mieszkania, kiedy przeżywałem namiętne
chwilę z własną ręką – Kibum zaśmiał się głośno, nie wyglądając na
zawstydzonego. Owszem, wtedy był i to jak cholera. Nie umiał się potem spojrzeć
przyjacielowi w oczy przez kilka następnych dni, jak nie tygodni. Teraz mówił o
tym całkowicie swobodnie, z rozbawieniem.
Blondyn zakładał już spodnie i sięgnął po koszulkę, podczas
gdy Jonghyun dalej leżał tak jak pięć minut wcześniej, ze zsuniętymi spodniami
i męskością na wierzchu. Key zacmokał, kręcąc głową. Założył szybko bluzkę,
podchodząc do kochanka aby podciągnąć mu spodnie. Wampir uśmiechnął się do
niego szeroko, łapiąc za kark, przyciągając do szybkiego i namiętnego
pocałunku.
Dopiero wtedy uznał za stosowne podniesienie się i
ogarnięcie. Key stał już przy drzwiach, wyglądając na poważniejszego niż wymaga
tego sytuacją. Wampir przytulił go od tyłu, całując w polik, szepcząc mu do
ucha, że wszystko w porządku z Taeminem i Mino. Jonghyun nie był świadom, co
tak naprawdę martwi chłopaka i jakie niepokojące myśli go nawiedziły.
____________________________________________________________________
Zapewne
ta wiadomość wielu nie ucieszy, ale zostały dwa rozdział do końca.
Jeden zwykły i epilog. Trochę ciężko mi się pogodzić z tą myślą. Muszę
również się postarać abyście byli zadowoleni z zakończenia ^^
Jak
wspominałam w piątek pod notką, nie wiem czy za tydzień coś będzie.
Jednak od czego są usprawiedliwienia i choroby, prawda? :3 Tym bardziej,
że mam wizytację w szkolę i będą nas prześwietlać od stóp do głów i
przez ten tydzień będziemy musieli być idealnymi uczniami ;<
Już nie przedłużając życzę wam udanego dnia~!