wtorek, 28 maja 2013

Strach ma wielkie kły - Rozdział 4

Oto przed wami 4 rozdział. Wiem, że musieliście długo czekać, jednak mam nadzieję, że było warto. Zapraszam do czytania.

Za bete i szablon dziękuję witness.

_________________________________________________________________

Rozdział 4


Nie minął nawet tydzień od przyjazdu Jonghyuna, a wszyscy ponownie rzucili się w swoją życiową rutynę. Kibumowi jednak to nie przeszkadzało. Lubił swoje życie takim, jakie jest, bez stresu i koszmarów. Tak, dokładnie. Od tego strasznego snu o własnej śmierci i Jonghyunie jako napastniku, nie miał więcej podobnych snów. Ponownie jego poranki były nudne i monotonne.


Jeśli chodzi o jego relację z brunetem, to było znośne. Jong często wpadał do baru, jednak co się dziwić, skoro jego dziewczyna nie wyglądała na taką, co umie gotować, pan domu również, więc jedyne, co im pozostało, to stołować się tutaj.


Niemniej Key już od tygodnia nie widział tej kobiety (lafiryndy, jak zwykł ją nazywać). Zaczął nawet podejrzewać, że klimat jej nie odpowiadał albo co gorsza wpadła w łapy jakiegoś niedźwiedzia, kiedy wyszła w poszukiwaniu plaży i luksusowego sklepu. Dla Kibuma byłaby to wielka strata, naprawdę! Czułby się nawet w obowiązku zająć się jej facetem, który niestety jest w stu procentach hetero.


- Key~! – krzyknął głośno drobny, rudy chłopak tuż przy uchu zamyślonego blondyna, tym samym wyrywając go z własnego świata.
Kibum w pierwszym odruchu skrzywił się, zaraz jednak westchnął i uśmiechnął dobrodusznie do chłopaka.


- Taemin… potrzebujesz czegoś? – zapytał troskliwie, zerkając na zegarek. Zmarszczył przy tym brwi, myśląc intensywnie. Chłopak powinien być teraz w szkole, więc co tutaj u licha robił? Jeśli znowu się zerwał, to on nie będzie już brał za niego odpowiedzialności. Nieważne, że ten był już dorosły.


- Umma, ranisz moje uczucia – mruknął, przykładając dłoń do czoła w teatralnym geście. Key spojrzał na niego jak na idiotę, co natychmiast poskutkowało, a chłopak spoważniał. – Wyjeżdżam na kilka dni, zajmij się proszę moimi kwiatkami i żabcią– mówiąc to, Taemin wysunął w stronę blondyna pęk kluczy.


Kibum kiwnął głową, nie roztrząsając tego, gdzie ten jedzie. W końcu nie był to pierwszy raz, kiedy jego maleństwo wyjeżdżało. Póki wracało w jednym kawałku, ze swoimi dziewictwem (którego nie posiadał, jednak Kibum nie był tego świadomy) oraz bez śladów na rękach po igłach, nie musiał pytać po co i gdzie jedzie.


- Ta bestia mnie nie lubi – mruknął blondyn, wsuwając klucze do kieszeni. Taemin wywrócił oczami, zeskakując ze stołka. – No serio! Za każdym razem patrzy na mnie dziwnie… – mruknął pod nosem Key, wykrzywiając usta w podkówkę.


- Nie marudź. On cię uwielbia, to ty po prostu boisz się dużych psów przez co masz jakieś urojenia – zbył go Taemin machnięciem ręki. Prawda była taka, że jego pies kochał Kibuma, tylko był nieco szorstki w obyciu i okazywał w dziwny sposób uczucia.


- Nie mam urojeń – jęknął cierpiętniczo blondyn, patrząc zagubiony na przyjaciela.
Tae pokręcił głową, uśmiechając się uroczo do Kibuma. Pochylił się nad ladą, całując blondyna przelotnie w policzek.


- Niech ci będzie, ale opiekuj się nim dobrze. Wrócę niedługo – pożegnał się z nim, odwracając jeszcze w drzwiach baru, aby mu pomachać.


Kiedy tylko Tae wypadł na świeże powietrze, opatulił się szczelniej szalikiem, chcąc uchronić się przed nieprzyjemnym chłodem. Zbliżały się przymrozki, dlatego cieszył się, że będzie mógł na kilka dni wyjechać w nieco cieplejsze i lepiej nasłonecznione rejony. W końcu na tym zadupiu nawet słońce nieczęsto gościło.


Taemin przystanął tuż za zakrętem posterunku. Wysłał Minho, krótką wiadomość, a po chwili z wnętrza wyszedł asystent szatyna. Tae uśmiechnął się pod nosem, szybko i sprawnie wsuwając się do środka. Po pokonaniu kilku metrów stanął twarzą w twarz z kochankiem. Choi uśmiechnął się na jego widok szelmowsko, rozsiadając się w wielkim fotelu za biurkiem.


- Stęskniłeś się, dzieciaku? – zapytał z wyższością szatyn, na co na wargi Taemina wstąpił lekki grymas. Mimo to nie zrażał się złośliwościami. Były w końcu codziennością w ich życiu, jednak wiedział też, że Minho nigdy naprawdę by go nie obraził.


- Chciałem się pożegnać… – wyszeptał, obracając fotel, na którym siedział szatyn w swoją stronę. Usiadł mu na kolanach, oplatając ramionami jego szyję.


- Już jedziesz? – Ton głosu szatyna zmienił się diametralnie z szyderczego na czuły. Położył dłonie na biodrach chłopaka, głaszcząc je z uwielbieniem. – Chciałbym pojechać z tobą, ale...


- Ale masz dużo pracy – dokończył na niego Taemin, wplatając palce w krótkie ciemne włosy. – Rozumiem to – mruknął posępni,e wyglądając niczym skarcony szczeniak.
Wargi Choi delikatnie drgnęły ku górze. Obaj nie byli zadowoleni z tego wyjazdu, jednak jak mus to mus. Oczywiście w innych okolicznościach skakali by z radości, przynajmniej Taemin, Minho był zawsze bardziej powściągliwy w wyrażaniu emocji.


- Kiedy wrócisz, uczcimy to odpowiednio – wyszeptał zmysłowo szatyn do ucha kochanka, pieszcząc wewnętrzną stronę ud drobnego chłopaka. Taemin westchnął drżąco, drapiąc szatyna po torsie przez cienki materiał koszulki.


- Przestań… - wysapał Tae, odsuwając dłonie mężczyzny od swojego ciała. Wiedział, jak to się skończy, jeśli teraz nie przestaną. Był zbyt uległy i chętny za każdym razem, kiedy Minho go uwodził czy dotykał. Dlatego był pewien, że kiedy tylko wróci nie wyjdą z sypialni przez długi czas.


- A dostanę chociaż buziaka? – zapytał niewinnie Choi, widząc jednak skonfundowany wyraz twarzy drobnego chłopaka, uniósł dłonie do góry. – Rączki mam przy sobie – mruknął, puszczając mu oczko.


Taemin westchnął cicho, przybliżając się do niego, tak że stykali się torsami. Chwilę patrzyli sobie głęboko w oczy nim rudzielec pokonał dzielące ich milimetry, łącząc ich wargi w namiętnym pocałunku. Minho wpatrywał się spod wpółprzymkniętych powiek na lekko zarumienioną twarz chłopaka. Powstrzymał się przed szerokim uśmiechem, w zamian tego obejmując go w pasie i pogłębiając pieszczotę. Złapał rudzielca za kark, rozchylając jego wargi językiem i pieszcząc podniebienie kochanka. Z ust Taemina wyrwał się cichy jęk przyjemności. W końcu odsunął się od szatyna, patrząc na niego zamglonym wzrokiem.


- Ręce miałeś mieć przy sobie – wyszeptał w wargi Choi, czując jego dłonie na swoich pośladkach. Minho przybrał wyraz twarzy niewiniątka, unosząc brwi w geście niezrozumienia. Tae prychnął cicho i wstał z jego kolan, wyczuwając coraz silniejszy zapach asystenta szatyna. – Będę tęsknił – pochylił się jeszcze raz, muskając jedynie usta kochanka.


Choi spojrzał smutno za oddalającą się sylwetką drobnego chłopaka. Następnie przeniósł nienawistny wzrok na górę papierów.


- Cholerna praca…
***


Kibum, tak jak obiecał, chodził codziennie do domu Taemina. Było to bardzo niewdzięczne zadanie, ponieważ ich mieszkania dzieliła znacząca odległość. W sumie z domu Key wszędzie było daleko. Niemniej jednak, pokonywanie takiego dystansu kilka razy dziennie wykańczało. Do tego pogoda też nie była łaskawa. Nadchodził listopad, co oznaczało większe opady, chłód i mniej słońca. To ostatnie mu nie przeszkadzało. Lubił swoją jasną skórę, która na dodatek był wrażliwa na promienie UV i przybierała nieprzyjemny dla oka świński odcień.


Blondyn owinął się mocniej szalikiem aż po czubek nosa, kiedy wiatr zawiał mu wprost w twarz. Już czwarty dzień, drugi raz tego samego dnia wracał od Taemina. W czasie przerwy na lunch poszedł wyjść z Żabą na spacer i musiał przyznać temu dzieciakowi rację: ten kundel go uwielbiał. Odczuwał jego miłość za każdym razem, kiedy jego tyłek lądował na ziemi, a on zostawał przygnieciony przez wielkie cielsko psa. Zawsze kończył wtedy cały w jego ślinie. Dlatego wolał małe psy, te przynajmniej go nie stratują.


- Wróciłem – mruknął zachrypniętym głosem na wejściu do baru. Staruszka spojrzała na nieco znad lady, marszcząc przy tym brwi.


- W końcu, zaraz się zacznie pora obiadowa. Przygotuj się do pracy. – zarządziła, zeskakując ze stołka, na którym siedziała. Poczłapała na zaplecze zająć się gotowaniem albo paleniem. Ewentualnie jednym i drugim.

<
Kibum niechętnie powiesił ubrania, zostając jednak w szaliku. Nawet we wnętrzu było zimno albo to on był tak rozpalony, że powietrze wokół wydawało mu się chłodniejsze niż wcześniej. Przetarł twarz dłońmi, czując jak jego ciało płonie, a świat mu wiruje przed oczami. Włączył czajnik elektryczny, chcąc sobie zaparzyć wodę na lek przeciwgorączkowy.


Ciepły napar nieco poprawił jego stan, jednak nie na długo, bo już po kilku godzinach ponownie zaczął odczuwać objawy przeziębienia. Na szczęście jednak minęły godziny szczytu i udało mu się wybłagać u właścicielki wcześniejsze wyjście. Ta w geście dobroci dała mu nawet kilka dni wolnego, aby wyzdrowiał. Pomimo tej otoczki zimnej, wrednej, starej kobiety była naprawdę miłą, ciepłą i kochającą osobą. Nieraz gotowała więcej zupy, aby dać ją Kibumowi, wiedząc, że ten nie zawsze ma czas zjeść zdrowo. Tłumaczyła się wtedy, że po prostu nagotowało jej się więcej, a żal wylewać. Jednak Key wiedział, jaka jest prawda, mimo to nie próbował jej wyciągnąć z kobiety. Liczył się w końcu sam miły gest, prawda?


Jednak teraz o wiele bardziej od ciepłej zupy przydałaby mu się eskorta. Kibum ledwo szedł, a do jego domu nadal był kawał drogi. Gdzieś w połowie dopiero uświadomił sobie, że mógł pójść do mieszkania Taemina. Niestety zaszedł już za daleko, aby teraz się cofać.
Mimo to miał wątpliwości, czy uda mu się dojść do domu. Podejrzewał, że zemdleje gdzieś w zaspie, zamarznie na śmierć, a jego zwłoki zakryje gęsto sypiący śnieg. Znajdą go dopiero kilka dni później, kiedy nie da znaku życia. Może wyślą nawet za nim psy? Och, i urządzą mu huczny pogrzeb. Chciałby ładny nagrobek z marmuru oraz delikatne złote litery. No i tylko białe kwiaty! Chyba powinien zapisać swoje ostatnie życzenia na kartce…
Nim jednak zdążył cokolwiek uczynić czy zagłębić się w pesymistycznych myślach, nogi się pod nim ugięły, a on runął w śnieg. Nie pamiętał nawet, kiedy upadł. Zamroczony gorączką zasnął pochłonięty przez chorobę.

***


Blondyn przekręcił się na drugi bok, zaciskając palce na delikatnej, satynowej pościeli. Wtulił twarz w poduszkę pachnącą jaśminem i różami. Skrzywił się delikatnie na to połączenie, z opóźnieniem rejestrując, że jego poduszki tak nie pachną. W końcu nieco otrzeźwiały otworzył szeroko oczy, wpatrując się w obcy sufit. Obrócił głowę, przyglądając się wnętrzu pomieszczenia, po czym spojrzał na okno, chcąc ocenić gdzie jest, jednak sypiący śnieg uniemożliwiał mu to skutecznie.


Key uniósł się na łokciach, ponownie rozglądając się po pomieszczeniu. Wypłowiałe, dawno niemalowane ściany i stare, mahoniowe meble. Wszystko urządzone w ciemnych barwach. Zerknął pod pościel, z ulgą stwierdzając, że niczego mu nie brakuje i nadal jest w swoich ubraniach.


Blondyn zsunął się z łóżka, bez problemu stając na równych nogach. Zarzucił na siebie bluzę wiszącą na krześle przy drzwiach, wychodząc następnie na niewielki korytarzyk. Obejrzał się we wszystkie strony, próbując ogarnąć się w sytuacji. Przymknął oczy i zaczął nasłuchiwać. Najbliższe i jedyne odgłosy jakie do niego docierały, pochodziły z pomieszczenia, które znajdowało się niedaleko niego.


Kibum podszedł do drzwi i przystawił ucho do nich, by móc cokolwiek podsłuchać. Nie był jednak w stanie zrozumieć nic z odgłosów. Niezbyt chętnie złapał za klamkę, otwierając drzwi bez pukania, co było sporym błędem, ponieważ stanął twarzą w twarz z Jonghyunem. Chociaż stwierdzenie twarzą w twarz raczej nie jest odpowiednie. Key wpatrywał się zagubiony w scenę odgrywającą się na łóżku bruneta. Z zażenowaniem zamknął drzwi, biegnąc na oślep i trafiając po chwili do kuchni. Usiadł przy blacie, zakrywając twarz dłońmi. Czuł, jak jego poliki płoną żywym ogniem. Nigdy nie widział ludzi uprawiających seks na żywo. W sumie to nie było nic dziwnego, zwykły seks dwójki ludzi, jednak co innego rozmawiać o tym, myśleć, oglądać online czy na porno stronach. Kiedy widzi się to na żywo jest.. tak cholernie niezręcznie.


Kibum nalał sobie wody do szklanki, chcąc ochłonąć. Mało tego nie mógł pozbyć się z głowy wizji umięśnionego ciała Jonghyuna, po którym ściekały kropelki potu. Pracy jego mięśni, kiedy wykonywał kolejne pchnięcia. Lekko rozchylonych ust wykrzywionych w delikatnym uśmiechu, zamglonego wzroku, który chłonął zachłannie ciało pod sobą. Wszystko to sprawiało, że chciał być pod nim, jęczeć dla niego, wić się i błagać o więcej.


- Wszystko w porządku? – Key pisnął cicho, brutalnie wyrwany ze swoich grzesznych myśli. A fakt, że wyrwał go z nich nie kto inny, jak sam obiekt jego fantazji nie poprawiał w żaden sposób jego sytuacji.


- T…tak – wyjąkał cicho, oddychając głęboko i starając się oderwać wzrok od wyeksponowanego ciała szatyna. Sam Jonghyun nie ułatwiał mu niczego, paradując w samych spodniach i roztaczając wokół siebie woń właśnie odbytego stosunku. – Czemu tutaj jestem? – zapytał po chwili Kibum, który w miarę odzyskał głos. Przynajmniej na tyle, aby się nie zająkiwać co słowo.


- Zemdlałeś mi przed domem – mruknął brunet, sięgając po jabłko, w które od razu się wgryzł. – Głodny? – dopytał, pochodząc do lodówki i znikając za drzwiczkami. Key westchnął w duchu, dziękując bogu za chwilę spokoju dla jego nadwyrężonego serca. Kiedy już miał odpowiedzieć na zadane pytanie jego uwagę przykuła znajoma sylwetka, która mignęła w wejściu do kuchni. Kibum rozpoznałby ją wszędzie. W końcu kilka lat temu była mu bliska. Z resztą nadal jest. Anna, jego była dziewczyna, ówcześnie przyjaciółka. – Kibum?


- Ach, nie dzięki – mruknął, spoglądając na gospodarza. – Może poproszę tylko kawę – szepnął nieśmiało, próbując odnaleźć się w tej dziwnej sytuacji. Do tego zaczynał odczuwać emocje, które nigdy nie powinny się pojawić. Był zazdrosny, zazdrosny jak cholera o swoją przyjaciółkę. Dałby wszystko, aby znaleźć się na jej miejscu, co swoją drogą jest raczej niepokojące, ponieważ Anna zawsze gardziła przygodami na jedną noc, a raczej wątpił aby z Jonghyunem byli parą. W końcu brunet miał już dziewczynę, a Anna zbyt szybko wybiegła z domu.


- Posłodź sobie. – Jong postawił mu przed nosem kubek oraz cukier, samemu zatapiając zęby w drugim z kolei jabłku.


Key kiwnął głową, mieszając beznamiętnie łyżką w kubku. Wszystko robił mechanicznie, czując się dziwnie otępiały.


- Jonghyun, mogę ci zadać osobiste pytanie? – Blondyn odwrócił się do gospodarza, który, ku uciesze jego wymęczonego serca, założył w końcu koszulkę. Brunet wzruszył ramionami, zmywając naczynia kilka kroków od Kibuma. – Gdzie twoja dziewczyna? – dopytał, patrząc się na dno kubka, gdzie zostały jedynie fusy. Jong wyciągnął w jego stronę dłoń. Key podreptał w jego stronę, podając mu brudne naczynie.


- Pokłóciliśmy się, ona wyjechała i tyle. To nie była jakaś wielka miłość. – Starszy mężczyzna wzruszył ramionami, kończąc swoją historię. Wytarł dłonie w ręcznik, patrzącnieodgadnionym wzrokiem na blondyna. Key czuł się osaczony przez to czujne spojrzenie, które mogło przeszyć go wskroś.


- Współczuje. – Tylko tyle zdołał wydukać Kibum, chociaż tak naprawdę wcale nie było mu przykro. Nie lubił tej dziewczyny, pomimo że nawet jej nie znał. Co prawda blondyn nie należał do osób osądzających kogoś po pozorach i pierwszym wrażeniu, jednak był zazdrosny. Tak samo zazdrościł Annie. Nie chciał jednak się zagłębiać w te uczucia, bojąc się tego, co może odkryć. – Przepraszam, ale będę się już zbierał. – Key wstał z krzesła, poprawiając koszulkę na sobie. Jonghyun przytaknął, odprowadzając chłopaka do drzwi. Przy wyjściu Kibum odebrał od bruneta swoją torbę.


- Odprowadzę cię – odparł Jjong, zarzucając za siebie niedbale kurtkę.
Key otwierał i zamykał usta, próbując znaleźć argument, aby odmówić, jednak nic jak na złość nie przychodziło mu do głowy. W końcu niechętnie zgodził się na „eskortę”.


***


- Naprawdę musisz codziennie tędy chodzić? – Jonghyun marudził już od kilku minut. Najczęściej zaczynało się wtedy, kiedy obrywał gałęzią w twarz lub jakimś innym krzakiem w którąś część ciała.


- Nie jest tak źle. Przywykłem. – Kibum wzruszył ramionami, idąc uparcie przed siebie.
Jong z początku wątpił, czy aby na pewno idą dobrze. W końcu nie było tutaj żadnej ścieżki. Młodszy chłopak zapewniał go jednak, że to najszybsza droga do jego domu, a on nie znając zupełnie terenu, musiał mu zaufać.


- Podziwiam cię – wyszeptał cicho, a dalszą wypowiedź zagłuszyła salwa przekleństw, kiedy kolejna gałąź uderzyła w jego przystojną twarz.


Blondyn uśmiechnął się półgębkiem, widząc w oddali zarys swojego domu. Jonghyun odetchnął w duchu, kiedy wyszli z gęstwiny lasu na brukowaną ulicę.
Wraz z ich wyjściem spomiędzy drzew rozbrzmiało krakanie ptaków siedzących na olbrzymim drzewie tuż przed domem Key. Jong zatrzymał się w pół kroku, szykując się w każdej chwili do ucieczki. W końcu każdy by się tak zachował, gdyby widział dwadzieścia wielkich kruków machających skrzydłami i ogólnie wyglądających mało przyjaźnie.


- Spokojnie, nic ci nie zrobią. Po prostu jesteś obcy. – Kibum wyciągnął do niego rękę, którą brunet od razu ujął. Wytłumaczył mu przy okazji, że w ten sposób ptaki go zaakceptują. Blondyn pociągnął ich w stronę schodów. Kiedy weszli na górę, nadal trzymając się za ręce, krakanie nieznacznie ucichło. Ptaki mimo to nie spuszczały czujnego wzroku z bruneta, zupełnie jakby pilnowały go w razie, gdyby chciał zrobić coś Key. Kilka większych kruków przysiadło na barierce okalającej niewielki taras przed drzwiami. – Em, dzięki za wszystko. – Kibum zabrał dłoń, czując jak poliki go delikatnie pieką.


Jonghyun kiwnął głową, dobrodusznie udając, że nie widzi tych nikłych rumieńców.
- Do usług. Jednak następnym razem zostań proszę w domu – mówiąc to, brunet sięgnął do włosów chłopak, targając go w przyjacielskim geście. Z boku rozległo się pojedyncze krakanie, jednak Jong zignorował je.


- Dobrze, mamo – burknął butnie Key. Posłał jeszcze mężczyźnie ciepły uśmiech, nim zniknął za drzwiami swojego mieszkania.


Jonghyun zacisnął wargi w wąską linie, patrząc nienawistnie na ptaki, których oczy wysyłały niemą groźbę. Zaraz jednak uśmiechnął się kpiąco, pogwizdując pod nosem i schodząc po schodach.


- Robi się interesująco… – wyszeptał pod nosem, znikając w ciemności lasu.

_________________________________________________________________

Piszę coraz dłuższe rozdziały.. jestem z siebie dumna xd. Mam nadzieję, że podoba wam się nowy wygląd bloga, jednak jeśli mielibyście jakieś zażalenia, że coś jest nieczytelne pisać śmiało.

A teraz jeśli chodzi o 5 rozdział... mam teraz kilka dni wolnego. Postaram się przysiąść i napisać, aby wstawić coś przed wyjazdem na plener.

Z kolej podczas pleneru będę miała internet i może uda mi sie zacyganić komuś laptopa więc jeśli dobrze pójdzie w następnym tygodniu będzie 6 rozdział :3 

Kilka słów jeszcze o samym opowiadaniu. Chce zaznaczyć, że staram sie aby nic nie było przypadkowe. To, że Minho wiedział kiedy Tae ma urodziny, kruki siedzące przy domu Kibuma.. wszystko to wyjaśni się wraz z rozwojem akcji. 

Teraz odpiszę na wasze komentarze:

@witness. - ach, to uzależnienie od gier... rozumiem to xD I chyba każdy lubi napalonego Taemina >D

@Ritsu Senpai - jeśli chodzi o pisanie większej ilosci scen łóżkowych..to moja przyjaciółka podziela twoje zdanie. Kiedy jej opisywałam dalsza akcję aby spojrzała na nią świeżym okiem jedyne co jej nie pasowało to mała ilość seksu ;<

@Ombre - Jak można nie być troskliwym wzgledem takiego słodziaka jak Taemin? xD Cieszę się też, że podobał ci sie smut w moim wykonaniu. W końcu nie zawsze wszystkim się podobają.

@Maknae Star - rumienisz? uhuhu, przepraszam, że cię doprowadziłam do takiego stanu xD Tak, ta scena o rozmowie o miłości też jest jedną z moich ulubionych w tym dodatku >d

 @Datenshi189 - Po pierwsze - Witam :3 i dziękuję za wszystkie poprzednie miłe komentarze :D Jeśli chodzi o to skad Minho wiedział..dowiesz się z czasem >D Uchylę jedynie rąbka tajemnicy... z tego samego powodu musieli uciekać na takie zadupie. ;] Chętnie wejdę i poczytam twoje ff w wolnej chwili <3

To chyba na tyle... Wszelkie zaległosci jakie mam w czytaniu innych blogów nadrobie w weekend. Tak, więc do następnego~ 

poniedziałek, 20 maja 2013

Strach ma wielkie kły - Dodatek

Witam, oto przed wami obiecany dodatek. Zapraszam do czytania, na końcu czeka na was krótka informacja. 
Beta - witness. <3 
_______________________________________________________________


Dodatek

Taemin wrzucił kilka owoców oraz niewielki kawałek upieczonego mięsa owiniętego w folię do płóciennej torby. Przerzucił ją następnie przez ramię gotów do wyjścia na kolejne spotkanie z Minho. Już przeszło od kilku miesięcy wymykali się na wspólne schadzki. Z początku były to spotkania raz na tydzień, nawet rzadziej. O ile Choi od początku wykazywał zainteresowanie i entuzjazm, o tyle Taemin traktował tą znajomość jedynie jako źródło adrenaliny. 

Z czasem jednak zaczęli znajdywać wspólny język, tym samym ich spotkania odbywały się co kilka dni, jeśli nie codziennie. Obaj nie potrafili wytrzymać długo bez rozmowy ze sobą czy swojego widoku. I ani Taemin, ani Choi nie podejrzewali, że ich przyjaźń stanie się tak zażyła w tak krótkim czasie. 

- A ty dokąd, mój drogi? – Taemin przystanął w pół kroku z dłonią na klamce. Zaklął w myślach, odwracając się przodem do swojej rodzicielki z nienagannym, niewinnym uśmiechem. – Znowu idziesz coś zbroić? – ciągnęła dalej, rzucając kolejne pytanie. Splotła ramiona na piersi, nie spuszczając przy tym czujnego wzroku z syna. W końcu po tym dziecku można się spodziewać wszystkiego. 

- Nie - skłamał gładko w odpowiedzi na pytanie. Z drugiej strony mówił po części prawdę. O ile samo bratanie się z wrogiem jest złe, o tyle nie robi nic niewłaściwego z Minho. 

- Co tam masz? – zapytała szatynka, wskazując palcem na torbę, którą miał chłopak. Pomimo zapewnień syna, nie mogła mu do końca ufać. A milczenie rudzielca tylko dodatkowo ją w tym przekonywało. Dlatego nie czekając na odpowiedź, zabrała mu torbę i zaglądnęła do środka. Taemin nie sprzeciwiał się, próbując w tym czasie wymyślić jakieś wiarygodne kłamstwo. – Po co ci to? – dopytała, wyjmując jeden z zapakowanych owoców.
Chłopak spuścił głowę, zaczynając dłubać czubkiem buta w ziemi. 

- Um, pewnie uznasz, że to głupie... – mruknął, chowając twarz za kaskadą gęstych włosów. – Jakiś czas temu znalazłem ranną wilczycę w lesie. Ma malutkie wilczki, a sama nie jest w stanie zapewnić im pożywienia. I…i jeśli im nie pomogę, to umrą z głodu. – Taemin uniósł wzrok, patrząc nieśmiało na swoją rodzicielkę. 

Ta stała wpatrzona w torbę z jedzeniem. Z wahaniem oddała ją synowi. W jej oczach było widać niedowierzanie. Jednak nie to z serii „nie wierzę w to, co mówisz”, lecz bardziej coś w stylu „nie wierzę, że jednak jesteś dobrym dzieckiem”. 

- Dobrze, więc zajmij się nią, ale uważaj na siebie – dodała na odchodne, oddając mu jego pakunek. 
Chłopak pokiwał głową, całując jeszcze kobietę w polik na pożegnanie. Odwrócił się następnie na pięcie, a kiedy tylko zniknął jej z oczu między gęstymi krzakami, na jego twarz wpłynął zadowolony uśmiech. 

- Jestem geniuszem – wyszeptał pod nosem, idąc dumnie przed siebie w tylko sobie znanym kierunku. 

Był pewien, że Minho już na niego czeka od dawna. Zawsze był dużo przed czasem, usprawiedliwiając się za każdym razem, że jako osobie starszej nie wypada mu się spóźniać. W końcu jaki byłby z niego autorytet. 

Kiedy tylko Taemin ujrzał jaśniejsze światło między drzewami, przyśpieszył, już po chwili wylatując na niewielką polanę skąpaną w promieniach słońca. Choi, słysząc szelest uniósł wzrok znad książki, a delikatny uśmiech ozdobił jego przystojną, młodą twarz. Szatyn poklepał miejsce obok siebie, kiedy rudzielec podbiegł do niego w podskokach. 

- Zobacz, co mam! Udało mi się załatwić nam prowiant – odparł dumny z siebie chłopak, wyciągając dwa jabłka nim zdążył na dobre usiąść. Minho przytaknął mu, odbierając jeden z owoców i sadzając w końcu rudzielca obok siebie. Taemin od razu wgryzł się w trzymane jabłko, patrząc na książkę w rękach Minho. – Co dzisiaj czytamy? – zapytał, kiedy przełknął kęs owocu. 

Oparł się przy tym o drzewo, ramionami stykając się z szatynem. To był ich rytuał. Choi na każde spotkanie przynosił swoje ulubione powieści i czytał je na głos. Oczywiście to nie tak, że Taemin nie umiał czytać. Wręcz przeciwnie, był bardzo inteligentnym dzieckiem, a uczono go w domu. Jednak był też dobrze wychowany wbrew pozorom, jakie tworzył swoim trudnym charakterem. A jako ktoś ułożony i elokwentny nie mógł odmówić, kiedy Minho mu to zaproponował. Zresztą Taemin nie żałował tej decyzji. Choi miał bardzo przyjemny głos, który potrafił sprawić, że nawet najnudniejsza opowieść nagle nabiera akcji. 

- Hobbita. – Szatyn wgryzł się w jabłko, otwierając na pierwszej stronie książki.
Nim jednak zaczęli lekturę, Taemin opowiedział o swoim dniu i o tym jak to mistrzowsko zmylił mamę. Mówił o wszystkim, co mu przyszło do głowy, póki połowa prowiantu nie znikła. Kiedy nie zostało już nic w torbie, chłopcy bez problemu mogli rozpocząć swój mały „rytuał”. Taemin w tym celu ułożył się wygodnie, przymykając oczy, by w ten sposób odciąć od wszystkiego, co nie jest uspokajającym głosem Choi. Kiedy ten czytał, czuł się lekki i spokojny. Nawet jeśli były to sceny pełne przejęcia i niepewności , spokój go nie opuszczał. Czuł, że może być tak już na zawsze…

Umysły czternastolatków są niewinne, a Taemin wierzył, że to na zawsze będzie tylko przyjaźń… 

***

Z czasem ich relacje się pogłębiły. Pomimo że spotykali się rzadziej, byli ze sobą bliżej niż kiedykolwiek wcześniej. Potrafili spędzić razem całą noc, rozmawiając o głupotach, po czym przechodzili na tematy filozoficzne dotyczące miłości i śmierci. Leżeli tak wpatrzeni w gwiazdy nad sobą. Nieraz zdarzało się, że Taemin zasypiał na torsie Minho. 

Jednak za każdym razem, kiedy budził się nad ranem, szatyna już nie było. Na początku nie przeszkadzało mu to, aczkolwiek z czasem zaczął odczuwać pustkę zawsze wtedy, kiedy budził się sam. Dodatkowo uczucie to narastało, co potęgowało przerażenie, bezsilności i niepewność w Taeminie. Nie potrafił zrozumieć samego siebie. 

Jego serce przyśpieszało na widok czy samą myśl o szatynie. A jego wizje często nawiedzały chłopaka. Kiedy tylko go widział, nie mógł pohamować szerokiego uśmiechu. Stał się przez niego wielką papką nieodgadnionych emocji, a co za tym idzie - nie mógł skoncentrować się na swoich obowiązkach. Przez to roztrzepanie oberwało mu się już kilka razy od matki. Pomimo tych wszystkich sprzecznych i obcych mu emocji, wiedział jedno: nie mógł powiedzieć o tym Minho. Zależało mu na towarzystwie tego przerośniętego (jak na swój wiek) wilkołaka. 

- Nie rozumiem tego… - mruknął pod nosem, będąc świadom, że jeśli spróbuje odezwać się głośniej, jego głos będzie drżał. W końcu jak ma być spokojny, kiedy znajduje się w tak żenującej, a zarazem fascynującej pozycji? Nie często się zdarza, żeby mógł być tak blisko Minho. Jedynym minusem tej sytuacji było jego bijące głośno serce. W końcu z ich wyczulonymi zmysłami potrafią wyczuć czy usłyszeć sarnę z kilometra, niemożliwe więc, aby szatyn nie słyszał tego łomotu w piersi Taemina, kiedy ten leży na nim. A dokładnie siedzi między nogami, plecy opierając o jego tors. Minho dodatkowo obejmował go niejako w pasie, aby móc trzymać przed chłopakiem książkę, a brodę opierał na ramieniu Tae. 

- Czego nie rozumiesz? – zapytał, odsuwając nieco głowę, by móc spojrzeć na przyjaciela.
Ten jednak uciekał wzrokiem, chcąc zatopić się w ramionach szatyna i tym samym zniknąć.

- Tej całej miłości i ginięcia w jej imieniu. W końcu czy to nie egoistycznie umierać dla ukochanej tylko po to, aby potem ona cierpiała po utracie miłości swojego życia? W ten sposób przysparza się cierpienia drugiej osobie – odparł, decydując się podnieść wzrok, aby przyjrzeć się reakcji Minho, czego zaraz jednak pożałował. Twarz szatyna znajdowała się o kilka milimetrów za blisko. Dlatego dla własnego i jego bezpieczeństwa wolał odsunąć się nieznacznie, chcąc to jednak zrobić niezauważalnie. Choi był jednak zbyt zajęty przetwarzaniem wypowiedzi chłopaka, aby zauważyć, że ten w ogóle się poruszył. 

- Uważasz w takim razie, że ucieczka byłaby lepsza? – Minho zmarszczył brwi, zamykając książkę. Taemin chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią, aż w końcu podjął według niego właściwą decyzję. 

- Uciec albo zginąć razem. – Rudzielec wzruszył ramionami, nie widząc nic dziwnego w swojej prostolinijnej teorii. Tym razem to Choi milczał dłuższą chwilę. 

- Czy ty kiedyś byłeś zakochany? – Szatyn nie spuszczał wzroku z chłopaka, który poczuł jak robi mu się gorąco. Aby to ukryć odwrócił głowę, uparcie wpatrując się przed siebie.
„Tak, od kilku dni. W tobie kretynie”, pomyślał Taemin, krzywiąc się lekko. Pokręcił jednak głową. 

- Jak to jest? – zapytał, dając mu do zrozumienia, że nigdy nie kochał miłością nieplatoniczną. 

- To cudowne uczucie. Wydaje ci się wtedy, że świat jest doskonały, a zło nie istnieje. Kiedy widzisz ukochaną osobę, twoje serce wariuje, czujesz się lekki, szczęśliwy i spokojny. Jednak łatwo jest pomylić miłość z zauroczeniem – dodał na koniec, w trakcie swojego monologu odkładając książkę, aby opleść Taemina ramionami w pasie. Tak jak chłopak przed nim patrzył w dal. 

Tae westchnął ciężko, kładąc dłonie na tych szatyna i odchyliwszy głowę, ułożył ją na ramieniu przyjaciela. Ta sytuacja, to wszystko, wydawało mu się absurdalne. I wychodził z założenia, że chyba musiał być złym człowiekiem w poprzednim życiu, że los sobie z niego kpił w żywe oczy. 

- Miłość jest dziwna..- mruknął pod nosem, czując jak powieki mu ciążą. Usłyszał jeszcze jak Choi mu przytakuje, nim ogarnął go sen. 

***

Od rozmowy, podczas której Taemin poznał teorię miłości, minęło kilka tygodni. Cały ten czas spędził na rozmyślaniu. Wyłączał je jedynie przy Minho, nie chcąc, aby ten zauważył jego zmianę nastroju. 

W czasie tych kilkunastu dni doszedł do wniosku, że chyba jest zakochany lub zauroczony. Nadal nie wiedział, jaka jest różnica między tymi dwoma rzeczami. Jednak czy to miało znaczenie? I tak darzy Choi uczuciem, którego nie powinno być. W końcu to zakazane. Samo bycie z facetem jest wynaturzeniem , nie mówiąc już o tym, że jest on wrogiem.
Mimo tych wszystkich przeciwności, Taemin postanowił w końcu wyznać swoje uczucia. Bał się jak cholera i nie wiedział jak ma mu to powiedzieć. Był jednak gotowy na odrzucenie. Przynajmniej wmawiał sobie, że jest na to gotowy. 

- Wiesz Minho, chyba się zakochałem – mruknął, patrząc w gwiazdy, które migotały nad ich głowami. Przynajmniej miał wytłumaczenie, czemu nie utrzymuje kontaktu wzrokowego z przyjacielem, które leżał przy nim, również wpatrując się w niebo. 

- W kimś ze sfory? To dobrze, miłość jest fajna – Choi powiedział to dość neutralnie, zerkając jedynie kątem oka na przyjaciela. 

- Nie, nie ze sfory – odparł cicho Taemin. Doszedł do wniosku, że jednak nie jest przygotowany na tę rozmowę, więc jedyne, co mógł zrobić, to odwlec ten moment…

- W człowieku? Wiesz, że to nie najlepszy wybór.– Tym razem było słychać zdziwienie oraz zaciekawienie w głosie szatyna. Obrócił nawet głowę, aby patrzeć na profil chłopaka. 

- Nie, to nie człowiek. Jest gorzej – powiedział Taemin, czując na sobie wzrok Minho, co go dodatkowo stresowało. Choi w tym czasie milczał, myśląc, co może być gorszego. 

- Amazonka, wiedźma, dżin, shapeshifter, vetala, a może strzyga? – wymieniał po kolei znane mu „potwory”. W końcu jeśli nie wilkołak i nie człowiek, to co innego zostaje? Krowa? No raczej, że nie, więc jedyne, co zostaje to inni „odmieńcy”
- Nie, nie, nie, nie, nie i fuj? – Taemin skrzywił się widocznie, jednak czuł się nieco rozbawiony, mimo tego całego stresu, który ściskał mu żołądek. 

- Bywają różne zboczenia – Minho parsknął cicho, słysząc obrzydzenie w głosie przyjaciela przy ostatnim słowie. 

- Ta, też prawda – zgodził się z nim Tae. Sam w końcu słyszał różne opowieści. Raz mama opowiadała mu o szamanie, który był tak zakochany w pewnym Wendigo, że pozwolił mu na pożarcie się. To była dopiero dziwna miłość…

- Czyli żadne z nich? – dopytał Minho, zafascynowany tym, kogo może kochać jego przyjaciel. Jednak jeśli miałby wymieniać wszelkie stwory mityczne, bożków i inne „dziwy”, mogłaby im minąć całą noc. Taemin będąc świadom tego, że Choi nie zgadnie, postanowił go nieco nakierować. 

- Nie, żadne z nich. Poczułem coś do kogoś, kogo powinienem nienawidzić – mruknął, odwracając wzrok, aby szatyn nie zobaczył rumieńców na jego twarzy. Czuł, jak kolacja podchodzi mu do gardła i tylko dzięki temu, że leżał nie wydostaje się na zewnątrz.
Minho mruknął coś pod nosem, kładąc się z powrotem płasko na trawie i wpatrując się w gwiazdy. Taemin wiedział, że zrozumiał, a jego brak reakcji sprawił mu największe cierpienie. Już wolał, aby go zwyzywał i odszedł. Wszystko byłoby lepsze niż milczenie. 

Choi jednak nie było w głowie się ruszyć. Nie potrzebował nawet nad tym rozmyślać. Sięgnął po omacku do dłoni rudzielca, splatając z nim palce. Taemin, czując ciepło drugiej dłoni na swojej, poczuł nieopisaną ulgę i radość. Pociągnął cicho nosem. Rozkleił się na dobre, zalewając się łzami. Minho ścisnął mocniej dłoń przyjaciela, chcąc dodać mu otuchy i dać do zrozumienia, że jest przy nim. 

- Dziękuję – wydukał Taemin przez zaciśnięte gardło, zakrywając twarz przedramieniem. Dziękował przyjacielowi za nieodrzucenie go oraz danie im szansy. 

***

Minął rok, odkąd Tae wyznał swoje uczucia. I o dziwo nie było jakiejś wielkiej zmiany. Nadal spotykali się w tym samym miejscu, czytali, rozmawiali. Jedyną zmianą były drobne czułości, jakimi się obdarowywali. Jak na przykład tulenie się czy całusy, które były subtelne i delikatne. 

Taemin jednak odkrył, że jest mu mało. Choi był dla niego jak narkotyk, którego pragnie coraz więcej, uzależniając się od niego. Każdy dotyk, każde słowo; łaknął wszystkiego, co miało związek z szatynem. Nie umiał jednak poprosić o więcej. 

Był tak zdesperowany, że nawet poruszył ten temat z mamą, ale nie uzyskał żadnych konkretów. Dowiedział się tylko, że musi wywołać na ukochanej presję, a jedyna presja, jaką wywoływał, to ta u samego siebie. Dodatkowo, kiedy tylko poruszył te tematy ze swoją rodzicielką, dostał cały wykład na temat współżycia z kobietą. Jednak to mu na nic, w końcu Minho był stu procentowym mężczyzną. 

Wiedząc, że nikt w jego sforze mu nie pomoże, postanowił pojechać do większego miasta. Swoim rodzicom wmówił, że jedzie do znajomych, podczas gdy Minho powiedział, iż to w sprawach rodzinnych musi wyjechać na tydzień. 

W tym czasie poznał kilka osób. Poczytał nieco o związkach homoseksualnych, wypytał nowych znajomych, którzy również gustowali w tej samej płci. Ten wyjazd do dużego miasta był dla niego nowym doświadczeniem. Kilka razy nawet poszedł do klubu, jednak zrezygnował z tego po tym, jak go obmacano i nawet raz chciano zaciągnąć gdzieś w ciemną uliczkę. Nieświadomy zagrożenia poszedł z jakimś chłopakiem, aczkolwiek tym poszkodowanym został nieznajomy, który trafił na ostry dyżur. 

Po powrocie poszedł od razu na spotkanie z Minho. Ówcześnie wysyłając mu wiadomość, gdzie ma czekać. Był zdenerwowany jak jeszcze nigdy. Stresował się nawet bardziej niż w nocy, kiedy wyznał mu swoje uczucia. Mimo to czuł się gotowy i wiedział, że wymusi na Choi zbliżenie nawet siłą. 

Siedział na kamieniu, nasłuchując. Jego wszystkie zmysły były wyczulone. Był w stanie usłyszeć uderzanie skrzydeł motyla, dlatego kiedy tylko wyczuł Minho, poderwał się na równe nogi, zaczynając głębiej oddychać. 

Szatyn szedł niczego nieświadomy na spotkanie z Taeminem. Zdziwiła go zmiana miejsca, rozumiał jednak, że chłopakowi poprzednie mogło się znudzić. Zresztą czy to, gdzie się spotkają jest ważne? Liczy się to, że się zobaczą. W ciągu tego tygodnia Minho zdążył się stęsknić za swoim chłopakiem. Dlatego kiedy tylko go zobaczył stojącego nieopodal niego, szeroki uśmiech wykwitł mu na ustach. 

Nim jednak Choi przywitał się z chłopakiem, został pchnięty na pobliskie drzewo. Jęk bólu został zagłuszony przez wargi Tae, które zaatakowały w żarłocznym pocałunku usta szatyna. Minho z początku zamroczony nie wiedział, co się dzieję. Szybko jednak otrząsnął się z szoku i spojrzał z zamglone oczy chłopaka; wszystko było dla niego jasne.

Oplótł rudzielca w talii, przyciągając do siebie. Skoro chłopak sam zainicjował tę sytuację, nie musiał już się powstrzymywać. Do tej pory traktował go delikatnie, bojąc się, że ten wycofa się spłoszony. Widać źle go ocenił. 

Taemin westchnął w pocałunku, który był tak inny od poprzednich: dziki, namiętny, pełen pasji i podniecający. Chłopak otarł się o udo szatyna. Jego ciało poruszało się samoistnie, kierowane instynktem i potrzebą zaspokojenia. Byli w końcu tylko zwierzętami, do tego samcami. Ich główną potrzebą było współżycie i rozmnażanie się. Nawet jeśli z Choi nie spłodzą dzieci. 

Minho złapał mocno za pośladki kochanka, całując go cały czas żarłocznie. Tae nie zostawał bierny, próbował nawet przejąć dominację. Jego starania kończyły się za każdym porażką, co go w sumie nie dziwiło zbytnio. Mimo to nie ustępował, ponieważ ta wspólna walka dodatkowo go nakręcała. 

Choi odsunął go brutalnie za włosy, co zaowocowało przeciągłym jękiem bólu, protestu i przyjemności. Taemin lubił być zdominowany, czuć, że nie może się sprzeciwić, ale zarazem nie chciał tak łatwo ustępować. To chyba wina jego porąbanego charakteru. Jednak to właśnie za ten trudny charakter Minho go tak uwielbiał. 

Szatyn zmienił ich pozycję, tym razem samemu przyciskając chłopaka do pnia drzewa. Rudzielec spojrzał rozogniony na kochanka, łapiąc za szlufki spodni i przyciskając jego biodra do siebie. Otarł się o niego stymulująco, wzdychając przeciągle, kiedy ich męskości się o siebie otarły. Choi mógł doskonale wyczuć jaki Taemin był już twardy. Najwidoczniej długo się powstrzymywał, a teraz wszelkie frustracje wychodziły na zewnątrz. 

Tae popchnął Minho, który, nie spodziewając się takiego obrotu spraw, upadł na ziemię. W ostatniej chwili podparł się dłońmi o podłoże, w tym samym momencie kiedy chłopak skoczył na niego. Choi uśmiechnął się półgębkiem. Podobał mu się taki Taemin - dziki, nieokrzesany i niecierpliwy. Nie miał już tych uroczych rumieńców i niewinnego uśmiechu, a jego oczy iskrzyły pożądaniem. 

Zaczęli się szamotać i tarzać po ziemi, próbując unieruchomić się wzajemnie. Zupełnie jak za pierwszym razem, kiedy się spotkali. Tym razem nie było między nimi wrogości, a jedynie chemia. Choi jednak szybko znudził się tą zabawą. Przyparł kochanka do ziemi, używając nieco więcej siły. Taemin sapnął głośno, wijąc się pod szatynem, by się uwolnić. Minho unieruchomił jeszcze jego dłonie, przytrzymując je nad głową rudzielca. Tae przygryzł wargę, czując, jak wolna dłoń szatyna wkrada się pod jego koszulkę. 

Cichy jęk wydobył się z ust drobnego chłopaka, kiedy palce Minho zaczęły bawić się delikatnymi sutkami. Wygiął się w łuk, mrucząc ponaglająco. Był bardziej niecierpliwy niż podejrzewał. Wszystko było inne niż podejrzewał. Nasłuchał się wiele o pierwszym razie i ogólnie o seksie. Słowa jednak nie są w stanie opisać tego, jak cudownie się czuł w tym momencie. 

- M..Minho – wyszeptał cicho, a w jego głosie pobrzmiewała niepewność, co nieco zmartwiło szatyna, który obecnie odpinał spodnie kochanka. Tae spuścił wzrok, oddychając ciężko. – Bądź proszę delikatny – wyszeptał pod nosem, głaszcząc ramię szatyna.
Bał się tego, w końcu nasłuchał się od znajomych, że pierwszy raz boli. Niby nie powinien się martwić. Nie jest w końcu człowiekiem, a jego ciało jest wytrzymałe, jednak sama świadomość tego, że za chwilę będzie bezbronny i całkowicie otwarty na Minho go przerażał. 

- Dobrze.- Choi przytaknął, całując go delikatnie.
Rozczuliła go ta niewinność, która pojawiła się w jednej chwili. Po jego słowach jednak na powrót zniknęła, zastąpiona przez pożądanie. 
Kiedy przestali bawić się w kotka i myszkę wszystko przyśpieszyło. Taemin był na skraju świadomości przez przyjemność jaką dawał mu Choi. Pomimo że jeszcze do niczego nie doszło, a Minho jedynie całował i pieścił jego ciało. 
 
- Proszę, Minho…szybciej – wyszeptał drżącym głosem, wplatając palce we włosy szatyna, który aktualnie całował jego męskość przez materiał spodni. 
Choi uśmiechnął się jedynie, odpinając jeansy. Zsunął je do połowy ud kochanka, zaczynając pieścić dłonią członek ukryty jedynie pod cienkim materiałem bokserek.
Ujął męskość chłopaka, kiedy w końcu bokserki podzieliły los spodni. Taemin wciągnął głośno powietrze, zaciskając dłonie na ramionach szatyna. Wraz z ruchem dłoni Choi z gardła Tae wydobywały się kolejne jęki. 

- Nie… wystarczy – wyszeptał po dłuższej chwili, wiedząc, że jeśli teraz nie przestaną, dojdzie przedwcześnie. Minho kiwnął głową, zawisając nad Taeminem i przyglądając mu się chwilę. 

- Przekręć się – polecił mu, a kiedy tylko chłopak ułożył się na brzuchu, Choi uniósł jego biodra do góry, nakazując mu się wypiąć. Minho głaskał kochanka po plecach, całując jego pośladki i uda. Zawahał się w momencie, kiedy trzeba było zacząć rozciągać chłopaka. Taemin, wyczuwając to, sięgnął do torby, która leżała obok nich. Wyciągnął z niej tubkę, z zażenowaniem podając ją Minho. – Skąd ją masz? – zapytał szatyn, odbierając od niego butelkę.

- Kupiłem w mieście – mruknął pod nosem, chowając głowę miedzy ramionami.
Choi parsknął cicho, kręcąc rozbawiony głową na wyobrażenie sobie tego dzieciaka kupującego lubrykant. Nie chcąc jednak przedłużać i niepotrzebnie stresować Taemina, wrócił do działania. Otworzył nadal zabezpieczoną butelkę, wylewając sporą ilość substancji między pośladki rudzielca. Tae westchnął cicho i zadrżał, czując zimny żel. 

Minho zaczął podrażniać wejście, wsuwając od razu do końca jeden palec. Choi jak i Taemin zdziwili się, że poszło tak łatwo. Do tego Tae odczuł ulgę, że na razie nie czuje bólu. Szatyn od razu zaczął go rozciągać, a kiedy tylko poczuł nieco luzu, dołączył drugi, a następnie trzeci palec. 

Pośladki Taemina drżały, jak całe jego ciało. Ledwo trzymał się na nogach, nie rozjeżdżały się na boki tylko dzięki Choi, który trzymał go po bokach. 
- Minho… - wyszeptał młodszy chłopak, sięgając dłonią do ręki kochanka i ciągnąc w swoją stronę. 

Choi na ten gest uśmiechnął się dobrodusznie, wyciągając palce i zawisnąwszy nad przyjacielem, zaczął całować go po szyj. Tae, czując w sobie nieznośną pustkę jęknął ponaglająco, wciskając się pośladkami w kroczę mężczyzny za sobą. Minho przygryzł wargę, wiedząc, że gdyby mógł stwardniałby jeszcze bardziej. Był jednak już na granicy, a członek pod spodniami nieprzyjemnie uwierał. 

Ciśnienie podskoczyło Taeminowi, a krew zawrzała, kiedy usłyszał za sobą dźwięk rozpinanych spodni. Chwilę zajęło, aby poczuł czubek męskości drażniący jego wejście. Chciał się odwrócić i spojrzeć na Minho, a raczej na jego penisa i ocenić jaki jest duży, jednak Choi zniweczył jego plany, za pierwszym wchodząc w niego od razu do samego końca. 

Krzyk uwiązł w gardle drobnego chłopaka, a jedyne, co zdołał z siebie wydusić, to ciche charczenie i stękanie. Minho całował go nieprzerwanie po plecach, czekając aż ten przywyknie do jego obecności w sobie. Wiedział, że zbytnio się pośpieszył, jednak kiedy tylko poczuł tę cudowną ciasnotę, nie potrafił się zatrzymać. 

- Nie powstrzymuj się – wyszeptał Taemin, zaciskając mocniej powieki. Nie bolało tak jak myślał, gdyż krew wilkołaków i ich umiejętność szybkiego leczenia robiły swoje. Jedyne co odczuwał, to dziwne rozciąganie i uczucie wypełnienia. Choi nie był do końca pewny czy powinien zaufać słowom kochanka. – Minho – jęknął zdenerwowany, kiedy ten nic nie zrobił. To otrzeźwiło nieco szatyna, który złapał mocno za biodra chłopaka, zaczynając wykonywać płynne ruchy. 

Tae jęczał głośno, zagryzając wargę, aby nieco uciszyć okrzyki przyjemności. Choi, wykorzystując swoją wytrzymałość i siłę, nie oszczędzał Taemina. 
- Cholera, jesteś taki ciasny – wyszeptał tuż przy uchu kochanka. Drobny chłopak w odpowiedzi krzyknął głośno, a jego ciałem wstrząsnął dreszcz przyjemności, kiedy Minho w końcu uderzył w jego prostatę. 

Taemin zaciskał pięści na trawie, wyrywając jej całe garści. Nie umiał już pohamować własnego ciała. Wił się pod kochankiem, nie panując nad wydawanymi odgłosami. 

- M.. Minho – wyjęczał, dochodząc na trawę. Pociemniało mu przed oczami, w głowie mu szumiało i nie zaprzątały jej żadne myśli. Czuł się zmęczony, ale zarazem spełniony.
Choi, czując zaciskające się spazmatycznie wnętrze kochanka, wysunął się w ostatnim momencie, dochodząc na jego pośladki. Chwilę wisiał jeszcze nad nim, uspokajając oddech i pozwalając na to samo Taeminowi. Szatyn pomógł drobnemu chłopakowi w ubraniu się, wiedząc, że ten jest całkowicie wycieńczony. 

- Wszystkiego najlepszego, mój wilczku – wyszeptał Minho, kiedy leżeli wspólnie pod drzewem. Taemin spojrzał na niego zdziwiony. Przecież nigdy nie mówił mu, kiedy ma urodziny. Nim jednak zdążył otrząsnąć się z szoku, poczuł jak Choi zawiązuje mu coś na nadgarstku. Spojrzał na rzemyk, na którym wisiała niewielka ozdoba przypominająca wielkiego czarnego wilka z białymi oczami z diamentu. Minho z czułym uśmiechem uniósł własną dłoń, na której znajdował się identyczny wisiorek, tylko biały z czarnymi diamentami zamiast oczu. 

- Dziękuję. – wyszeptał wzruszony, zapominając zapytać skąd ten znał datę jego uroczenia. Wtulił się w ukochanego z błogim uśmiechem na ustach i łezką szczęścia w kącikach oczu.
_______________________________________________________________
Okey, zacznę od przeprosin. Rozdział miał być pierwotnie w czwartek, jednak byłam tak zarobiona, że nie dałam rady. Przysiadłam do rozdziału dopiero w sobotę z czego pisałam go po dwóch godzinach snu, więc nie jestem zadowolona do końca z efektu. Zapytacie czemu tak się śpieszyłam z dodaniem? Otóż tutaj główna część tej wypowiedzi...
Nie wiem kiedy będzie 4 rozdział. Postaram się dodać coś do konca tygodnia, jednak obecnie w szkole mam "dwa tygodnie śmierci". Z tego też powodu przepraszam jeśli nie skomentuje nowych rozdziałów wśród blogów które czytuje ;< 

@witness. - cieszę się, że cie zaskoczyłam. Jak mówiłam, nie pozwolę mu umrzeć jako prawiczek... xD 
@ Ritsu Senpai - nie jesteś pierwsza, która mi mówi, że jestem dziwna xD Uhuh, czyli nie byłam przewidywalna. To dobrze. Chciałam właśnie tego uniknąć ;< Mam też nadzieję, że scena seksu którą chciałaś cię nie zawiodła >D 
@ Maknae Star - Wybacz, ale jeśli napisałabym OnTae przyjaciółka by mnie zabiła, zakopała, oblała czymś łatwopalnym i spaliła xD Muahaha, kolejna zdziwiona. Podoba mi się to >D I wiem już nawet kiedy wrzucę do opowiadania Onew, wiec czekaj na niego~! 
@Eunji_gwiyomi - Nie ma problemu, cieszę się, że w ogóle czytasz xD Mam też nadzieję, ze ta czcionka jest lepsza. Owszem, tamta mi się podobała, ale ważne aby było czytelna a nie ładne. No i ponadto cieszy mnie, że mój komentarz sprawił, że wzbudziłam w tobie wahanie. Nadal liczę, że z nami zostaniesz ;<

To tyle. Czekajcie prosze z niecierpliwością na 4 rozdział~! <3 Życzcie mi proszę powodzenia abym przeżyła xD